W piątek rano w gmachu Sądu Najwyższego rozpoczęło się pierwsze z trzech posiedzeń jawnych kwestionowanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w sprawie protestów wyborczych dotyczących wyborów prezydenckich. Uczestniczyli w nim: przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak oraz reprezentująca Prokuratora Generalnego prokurator z Prokuratury Krajowej Renata Macierzyńska-Jankowska. Pierwszy protest rozpoznawali sędziowie: Adam Redzik, Aleksander Stępkowski i Paweł Wojciechowski. Protest wyborczy wniosła Magdalena Miazek-Mioduszewska, która nie pojawiła się na sali rozpraw. - Wnosząca protest zgłosiła możliwe nieprawidłowości przy sporządzaniu protokołów. SN doszedł do wniosku, że skarżąca uprawdopodobniła podnoszone zarzuty - powiedział sędzia Redzik. Jak przypomniał, przed dwoma tygodniami zarządono oględziny kart wyborczych we wszystkich komisjach wskazanych w proteście. Sylwester Marciniak zapewniał, że większość pomyłek do efekt zmęczenia i błędu ludzkiego, uzasadniając, że "nazwiska kandydatów w protokołach są wpisywane alfabetycznie, podczas liczenia mogły być zapisane w odwrotnej kolejności". W rozstrzygnięciu sędzia Redzik oświadczył, że "zarzuty protestu są zasadne, ale stwierdzone naruszenie nie miało wpływu na wynik wyborów". Jeden z zarzutów Izba uznała ponadto za niezasadny, część protestu pozostawiła zaś bez rozpatrzenia. - Czy to były pomyłki, czy celowe działanie, to jest kwestia rozstrzygnięcia przez prokuraturę w prowadzonym przez nią postępowaniu - mówi sędzia Redzik, dodając, że "z podobnymi sytuacjami Sąd Najwyższy miał do czynienia podczas wcześniejszych wyborów prezydenckich".