27.07.20251 godz 6 min

Kto jest "nasz", a kto "obcy"? I kto ma prawo o tym decydować? Te pytania wracają z nową siłą po otwarciu wystawy "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska. Ekspozycja opowiada o dziesiątkach tysięcy Polaków z Pomorza, przymusowo wcielonych do Wehrmachtu. Przez lata ten temat był przemilczany, wypierany z pamięci, zepchnięty na margines zbiorowej pamięci. Jedną z osób, które postanowiły mówić o nim głośno, jest pisarka i reporterka Stasia Budzisz, kaszubka, autorka książki "Welewetka. Jak znikają Kaszuby". - To nie jest tak, że ktokolwiek na Pomorzu jest dumny z tego, że jego dziadek walczył w Wehrmachcie - mówi Budzisz w programie "Piotr Jacoń. Bez polityki" w TVN24+. Ale to również część pomorskiej historii i tożsamości. Jej dziadek walczył po polskiej stronie w obronie Helu, a później - zmuszony - trafił do Kriegsmarine, gdzie zginął. - To znaczy, że wtedy był "nasz", a później już nie? Kiedy przestał być "nasz"? - pyta. I dodaje: - My nie będziemy się wstydzić naszych dziadków. To jest nasza historia. Innej nie mamy. Po otwarciu wystawy Budzisz stała się celem brutalnego hejtu. - Mówiono, że powinno się mnie ogolić na łyso. A mnie najbardziej podoba się: nasza folksdojczka - komentuje z ironią. Wystosowuje też mocny apel do polityków, nazywając działanie Jacka Kurskiego ogromną krzywdą wyrządzoną Kaszubom. - Nas, Kaszubów, nikt nigdy nie przeprosił za dziadka w Wehrmachcie – przypomina. Jej zdaniem wystawa została cynicznie upolityczniona. - Ta wystawa jest ogromnym sukcesem. Dziękujemy, prawa strono. Takiego czegoś nie spodziewał się nikt – kończy. Jej ironiczna puenta to nie tyle podziękowanie, co gorzka diagnoza – tej historii nie da się już zamieść pod dywan.Rozwiń