Ni z tego, ni z owego zostałem zaproszony na 92. urodziny matki teściowej mego syna i nie wiedziałem, jak się ubrać. Mówię zupełnie serio. Stanąłem przed poważnym problemem: co mam na siebie włożyć?
Gdyby jubilatka była moją teściową, nie byłoby problemu. Świat zmienia się bardzo szybko, ale na całe szczęście nie tak szybko, bym nie wiedział, jak się dziś ubierają na uroczystości rodzinne osoby tylko trochę starsze od mojego pokolenia. Ubrałbym się w białą koszulę, do niej krawat i byłbym spokojny. Lecz przyznaję, mój spokój wynikałby z głębokiej ignorancji.
Kiedyś powyżej pewnego wieku - widać to świetnie na starych fotografiach - ludzie ubierali się podobnie. Dziś każde pokolenie nosi inny przyodziewek. Aby wyglądać na człowieka choć cokolwiek staroświeckiego, wystarczy założyć krawat, o kapeluszu nawet nie wspominam. Krawaty z całą pewnością wyszły z mody, kapelusze też. Wśród młodzieży kapelusz został wyparty przez czapkę baseballową. Wystarczy przejść się po ulicy albo włączyć telewizor, żeby się o tym przekonać. Przypomnijmy sobie, w czym biega po korcie Iga Świątek.
Premiera Tuska i innych ważnych polityków częściej widzimy z zawiniętym rękawami niż pod krawatem. Pewnie mało kto pamięta wezwanie, żeby zamiast gadać wziąć się do roboty. Tym bardziej, jak mi się zdaje, w zapomnienie poszedł nakaz, żeby brać się do roboty, ale wcześniej trzeba zakasać rękawy, bo się mankiety pobrudzą. Premier i jego naśladowcy liczą na to, że symbolika zakasanych rękawów ciągle działa, chociaż mnie się wydaje, że to relikt czasów, które mają na powrót szanse niewielkie. Świadczy o tym choćby przypadek profesora Matczaka. Jego krytycy zrozumieli tylko tyle, że profesor uprawia niczym nieuzasadniony kult "zap*****lu", kiedy cały świat się już "narobił" i teraz tylko myśli, jak się zabawić.
"Zap*****l" wyszedł z mody jak krawaty. Modne są natomiast czarne podkoszulki. W takim czarnym podkoszulku premier wystąpił na okładce "Tygodnika Powszechnego", a Sławomir Sierakowski w tygodniku "Polityka". Zmiana upodobań dotyczy nie tylko kolorów podkoszulków, dotyczy również słów i ich znaczenia. To nic nowego. Dawniej były podkoszulki, dziś to samo nazywa się t-shirt.
Wiele lat temu odwiedziła nas moja stryjeczna babcia. Babcia nie była w Polsce przez blisko trzydzieści lat. Pochodziła z Kresów i uciekła przed Armią Czerwoną. Ta babcia co raz to dziwiła się, że nie rozumie języka, którym się posługujemy. Ja jestem wprawdzie starszy o parę lat od ówczesnego wieku mojej babci, ale też czasami nie rozumiem, co do mnie mówią. Kupowałem niedawno bilet na pociąg i pani kasjerka zapytała słodko, "do jakiej destynacji się udaję". Odpowiedziałem, że nikogo nie udaję, tylko jadę do Krakowa, na to ona, wyraźnie zniecierpliwiona, ale dalej uprzejma, zwróciła mi uwagę, że przecież mówi do mnie po polsku.
Innym razem pan sprzedawca w aptece zachwalał lekarstwo przeciw zaparciom, jako "dedykowane" specjalnie ludziom starszym. Nawet się ucieszyłem, bo pomyślałem, że jak coś dedykują, to będzie zniżka, ale boleśnie się zawiodłem. Dedykują, ale zniżek nie dają.
Kolega zapytany, jakich ma sąsiadów w nowym bloku, wyjaśnił mi, że to nie blok, to apartamentowiec. Wiadomo - język się zmienia. Słowa, jak kapelusze, wychodzą z mody. Niegdyś słowo "przedzwoń" świadczyło o nadążaniu z duchem czasu, dziś - takie mam wrażenie - całkowicie wypadło z użycia. Mój kolega - z czasów, kiedy pracowałem w PRL-owskiej telewizji, inteligentny cham i pijak - Ryszard Dyja do swoich podwładnych zwracał się zawsze czule: "wy pi******ne karzełki".
Czasy się zmieniają, to nie nowość. Dziś zmiany są głębokie, a ich tempo szybsze niż kiedykolwiek w przeszłości. Niezapomniany Dyja swoich zarozumiałych kolegów tak przestrzegał: "Macie te swoje butoniery, zegary, krawaty jak kołdry. A za pół roku nikt o was nie będzie pamiętał".
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24