Z góry uprzedzam, że pisząc o Żoliborzu, jestem stronniczy. Urodziłem się w tej dzielnicy trzy lata przed wojną. Moja metryka znajduje się w aktach kościoła Stanisława Kostki na Felińskiego. Zdumiony też zauważam, że dziś ten kościół występuje jako "Kościół ks. Popiełuszki".
Mówi się też, z przekąsem, dla ośmieszenia Jarosława Kaczyńskiego, o "inteligencie z Żoliborza", ale mało kto pamięta, że inteligenckość Żoliborza pierwszy opisał Kazimierz Brandys w swoich felietonach zatytułowanych "Listy do Pani Z.". Brandys pisał te felietony we wczesnych latach 60. ubiegłego wieku i były one próbą pokazania, że w socjalizmie wprawdzie bogactwo nie jest oszałamiające, ale liczą się tzw. wartości. Ludzie czytają, chodzą do kina i to właśnie odróżnia ich od reszty kraju i oczywiście od zgniłego Zachodu.
Dziś Żoliborz stał się symbolem sukcesu towarzyskiego i finansowego i właśnie przeciw temu mam ochotę protestować. Historycznie rzecz biorąc, Żoliborz nie był bogaty, był raczej skromny. Żadna piosenka o rozpasaniu sanacji nie wzmiankowała Żoliborza. Dobrze zarabiające panny na dorobku mieszkały w alei Róż, nie w alei Wojska Polskiego.
Inaczej rzecz się miała z Saską Kępą, położoną po drugiej stronie Wisły. To była dzielnica bez wątpliwości elegancka. Brandys w "Listach do Pani Z." napisał, że Saska Kępa ubierała się bardziej starannie. Żoliborz na miano eleganckiego zapracował dopiero w nowej Polsce.
Tę zmianę zawdzięcza zręcznym deweloperom i specjalistom od marketingu. To któryś z nich wymyślił nazwę Żoliborz Artystyczny dla tej części dzielnicy, która za mojej młodości była zaledwie polem między Żoliborzem i Powązkami. A Powązki kojarzą się raczej z cmentarzem niż z elegancją.
Niegdyś ludzie zamożni mieszkali w pałacach lub willach w Alejach Ujazdowskich, a dziś zamieszkują w wieżowcach zaprojektowanych przez Libeskinda. Przedwojenny Konstancin był warszawskim letniskiem dla bogatych, po wojnie w okazałych willach zagnieździł się "element", a o dawnych właścicielach, ściśniętych w dwóch pokojach, przejmujące filmy robił Zanussi, pokazując nieuniknione i bezwzględne zmiany społeczne. Dziś znowu dom w Konstancinie jest symbolem zamożności. Podobnie jest z Żoliborzem. Zamieszkanie w tej niegdyś byle jakiej dzielnicy jest żywym dowodem, że nie jest źle.
Co - moim zdaniem - zdecydowało o podrzędnym statusie Żoliborza? Rozstrzygnęło o tym położenie na przedpolach Cytadeli i oddzielenie od miasta linią kolejową. Saską Kępę dzielił od Śródmieścia krótki spacer przez Most Poniatowskiego. Domy budowali tam ludzie zamożni, ale nie rozrzutni. Stąd wzięły się wąskie ulice, po amerykańsku przecinające się w kratkę.
Duch Żoliborza zamieszkał pomiędzy ulicami Krasińskiego i Słowackiego, w osiedlu WSM. Spółdzielni mieszkaniowej powołanej do życia przez działaczy socjalistycznych, lewicowych urbanistów i architektów, entuzjastów spółdzielczości. To on skłonił Brandysa do napisania panegiryku na cześć Żoliborza. To Żoliborz miał być światopoglądem, nie zaś tylko dzielnicą lub adresem. A dla "Pani Z." propozycją na ciekawe i pełne życie.
Dzisiaj w domach przedwojennego WSM-u mieszkają starzy ludzie i nawet oni nie zawsze zdają sobie sprawę, że ich otoczenie jest częścią nigdy niedokończonej utopii. Tak jak WSM miał wyglądać cały świat. Urządzony racjonalnie, bez miejsca na fałszywe decyzje, ślepe zaułki, w które lepiej nie wchodzić, historyczne nieporozumienia. Saska Kępa obroniła jednak swoją tożsamość, a Żoliborz mojej młodości nie istnieje. Pozostał wielką, niezrealizowaną obietnicą. Dzisiejsze jego kontynuacje to podróbki, które nawet nie wiedzą, co udają.
Nie wykluczam, że tak być musi.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24