Te słowa miały charakter spowiedzi. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier publicznie przyznał się do swojego wielkiego błędu, jakim było stawianie na więzy z Rosją i wiara, że państwo rosyjskie pod rządami Władimira Putina może być dla współczesnych Niemiec i Zachodu partnerem w budowie pokojowej i rozwijającej się ekonomicznie Europy.
Steinmeier to ważna figura w niemieckiej przestrzeni publicznej. Choć jako prezydent RFN formalnie nie ma wielkiej władzy, to jego wieloletnie doświadczenie w polityce zagranicznej i wielkie zaangażowanie w budowę szczególnych relacji niemiecko-rosyjskich sprawiają, że w dniach agresji putinowskiej Rosji przeciwko Ukrainie słowa Steinmeiera mają znaczący ciężar gatunkowy.
Frank-Walter Steinmeier w XXI wieku odgrywał niezwykle doniosłą rolę w polityce zagranicznej Niemiec. Był szefem gabinetu kanclerskiego Gerharda Schrödera. Obaj postawili na budowę specjalnych relacji z Rosją i osobiście z Władimirem Putinem. W 2001 roku Putin, zaraz na początku swoich rządów, wygłaszał w Bundestagu w Berlinie przemówienie, które dla niemieckich elit było oznaką, że Rosja po zamknięciu epoki chaotycznego, ale jednak demokratycznego prezydenta Jelcyna, ma oferty dla Zachodu: budowanie wspólnego bezpieczeństwa, współpracy i kontynuowanie demokratyzacji.
Dzisiaj prezydent Steinmeier przyznaje, że w jego oczach Putin z 2001 roku to był inny Putin niż ten z dzisiaj, "siedzący w bunkrze agresor, podżegacz wojenny". Na początku XXI wieku nie tylko zresztą w Niemczech dostrzeżono w Putinie partnera. Dobrej współpracy z Putinem oczekiwał premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, który podjął się wręcz roli wprowadzania Putina do zachodniego świata, wzorem premier Margaret Thatcher, która w latach 80. wprowadzała na salony zachodnie Michaiła Gorbaczowa. Podobnie George W. Bush, prezydent Stanów Zjednoczonych, był na swój sposób urzeczony Putinem, spoglądał w jego duszę, co później wyszydzał senator John McCain, mówiąc, że widzi w oczach Putina jedynie trzy literki: KGB. Po zamachach z 11 września Putin zaoferował Ameryce daleko idącą współpracę w wojnie z terroryzmem, co pozwoliło na kilkuletnie zbliżenie Moskwy i Waszyngtonu.
Jednak Frank-Walter Steinmeier szedł dalej. Widział się - jako szef urzędu kanclerskiego, a potem dwukrotny minister spraw zagranicznych Niemiec - w roli kogoś, kto trwale złączy Rosję z Niemcami i Europą. On i jego formacja polityczna SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) chcieli dokończyć budowę "wspólnego europejskiego domu", jaki proponował Zachodowi reformatorski przywódca Związku Sowieckiego Gorbaczow. Jednak to piękne hasło dla Moskwy szybko straciło idealistyczne znaczenie, a stało się po prostu celem politycznym: chodziło o wypchnięcie Amerykanów z Europy, przywrócenie mocarstwowej roli Rosji na Starym Kontynencie i przyznanie jej na nowo prawa do współdecydowania o losie różnych państw.
Politycy tacy jak Steinmeier odczytywali to hasło idealistycznie, jako zaproszenie do partnerstwa. Dlatego pojawiły w Niemczech hasła o "Partnerstwie dla Modernizacji", co miało oznaczać rosnącą symbiozę potężnego przemysłu niemieckiego z rosyjskim sektorem energetycznym.
Frank-Walter Steinmeier widział w budowie znaczących powiązań energetycznych między Niemcami a Rosją nie tyle zależność, co współzależność. Wspólne rurociągi i wspólne inwestycje miały uzależniać także Rosję od partnerstwa z niemiecką gospodarką i państwem niemieckim, a przez to z resztą UE. Ta współzależność była kluczem do zrozumienia filozofii "polityki wschodniej" Steinmeiera i kierowanego przez niego niemieckiego MSZ. Nie tyle myślenie kategoriami bloków, rywalizacji, ile współpracy i wzajemnego wiązania się na przyszłość. Dzisiejszy prezydent oponował, gdy wspomniany wcześniej John McCain na dorocznej monachijskiej konferencji bezpieczeństwa ostrzegał przed Putinem. Steinmeier ostrzegał wówczas przed "starym myśleniem".
Oczywiście przesadą i uproszczeniem byłoby mówienie, że Steinmeier, czy w to w rządzie Schröedera, czy w rządach Merkel, postawił tylko na Rosję kosztem więzów z Zachodem i Europą Środkową. To za rządów SPD-Zieloni parlament niemiecki, przy wsparciu chadecji CDU, ratyfikował powiększenie NATO o Polskę. Ten rząd także sfinalizował powiększenie Unii Europejskiej aż o 10 krajów, w tym także o Polskę. To ten rząd wziął udział w operacji zbrojnej przeciw Serbii oraz wsparł zbrojnie Amerykę i NATO w wojnie w Afganistanie i wojnie z terroryzmem. Ale w 2003 roku Berlin zbliżył się do Moskwy, odrzucając amerykańską interwencję w Iraku. Dla wielu było szokiem, że Niemcy mówią jednym głosem z Rosją przeciwko Ameryce, nawet jeśli plan interwencji w Iraku w 2003 roku był co najmniej kontrowersyjny.
W kolejnych latach czołowi politycy niemieccy, tacy jak Frank-Walter Steinmeier, odrzucali, a nawet ignorowali ostrzeżenia przed rosnącą agresywną polityką Putina i jego otoczenia. Odpowiedzią na represje wewnątrz Rosji, na dławienie wolności, oraz na wojny przeciw Gruzji w 2008 roku i przeciw Ukrainie od 2014 roku, była próba - wbrew często logice - dalszego wiązania się z Rosją, po to, by jeszcze bardziej wprowadzać w życie zasadę "współzależności". Mocno obawiano się "prowokowania Rosji", stąd niemiecki sprzeciw wobec wstępnych planów zbliżania Ukrainy do NATO.
W 2014 roku, gdy Rosja zaanektowała Krym i rozkręcała agresję w Donbasie, Steinmeier obawiał się, że świat stoczy się w otchłań nowej wojny na skalę europejską. Wtedy, w stulecie I wojny światowej, jako szef MSZ, przypominał, że wystarczy kilka dosłownie fałszywych kroków obu stron, i wojna na kontynencie stanie się możliwa. Zaczął wkładać jeszcze więcej energii w przekonywanie Putina, aby pozostał partnerem Europy i aby zszedł z kursu konfrontacji. Wiara w siłę "współzależności" powodowała, że jako niemiecki minister spraw zagranicznych, a potem prezydent wspierał budowę Nord Stream2. Nie widział i nie chciał widzieć w nim pułapki, nie tylko zastawionej na Ukrainę, na Polskę i na państwa bałtyckie, ale i na Niemcy. Kiedy odwoływał się do historii agresji III Rzeszy Niemieckiej na Związek Sowiecki i tym argumentował powściągliwość Berlina w krytyce Rosji, to nie słyszał głosów, że nazistowska przeszłość Niemiec i pamięć o agresji na ZSSR powinna także odnosić się do Ukrainy, która ogromnie ucierpiała pod okupacją niemiecką. Ale tego odniesienia historycznego do Ukrainy nie było, mimo że Steinmeier jest znakomicie obeznany z historią Niemiec i Europy i wie, o jakiej pamięci mowa.
Wstrząs i wielki odwrót od tego spojrzenia przyszedł 24 lutego 2022 roku, gdy Putin rozpętał wojnę przeciwko państwu i narodowi ukraińskiemu. Frank-Walter Steinmeier dostrzegł, że jako polityk na 'kierunku wschodnim' poniósł osobistą porażkę. Dlatego po miesiącu od agresji putinowskiej zdobył się na szczerą spowiedź. Przyznał, że wierzył w budowanie mostów między Europą i Niemcami a Rosją, ale Moskwa już dawno w te mosty nie wierzyła i oszukiwała partnerów. Przyznał, że nie docenił partnerów z Europy Środkowej i Wschodniej, takich jak Polska, którzy nie mieli złudzeń wobec Rosji. Cała jego "Ostpolitik - polityka wschodnia", zgodna z tradycją legendarnego kanclerza Willy Brandta, który także chciał wciągać Moskwę w obszar europejskiej współpracy, poniosła klęskę. Socjaldemokraci wierzyli, że wobec współczesnej Rosji można realizować "politykę pokoju – Friedenspolitik", ponieważ obawiali się rzekomego prowokowania Kremla, gdyby realizowano normalną politykę, opartą także na potrzebach bezpieczeństwa dla Europy Środkowo-Wschodniej i Niemiec. Nie chcieli i nie potrafili myśleć w kategoriach "Sicherheitspolitik - polityki bezpieczeństwa".
Spowiedź Steinmeiera wygląda na autentyczną. Prezydent nie boi się krytyki i tłumaczy swoje błędy nie tylko "z urzędu", ale także przychodzi do dziennikarzy, którzy stawiają mu niełatwe pytania. Kontrastuje to z postawą kanclerz Angeli Merkel, która raz w ostrych słowach na początku putinowskiej wojny przeciwko Ukrainie potępiła Rosję, a teraz jedynie poprzez oświadczenia tłumaczy się, że uważała za słuszne nieotwieranie drogi do członkostwa Ukrainy w NATO w 2008 roku.
Jednak spowiedź niemieckiego prezydenta to początek rozliczeń z epoką nieudanego i chybionego partnerstwa współczesnych Niemiec z Rosją. Opinia publiczna, większość prasy i coraz więcej polityków chcą radykalnego zerwania z Moskwą, chcą odejścia od handlu z Rosjanami także w dziedzinie wydawało się nietykalnej, czyli handlu surowcami. Padają głosy o konieczności powołania komisji śledczej w parlamencie, gdzie postawione będą pytania o decyzje o uzależnieniu Niemiec od rosyjskich surowców. Niezależnie od tego, czy taka komisja powstanie, czy nie, Frank-Walter Steinmeier należy do tych polityków, którzy muszą całkowicie zanegować własną politykę. Prezydent Niemiec to właśnie zrobił. Wygłosił publicznie autospowiedź, a zaraz potem wezwał do osądzenia za zbrodnie wojenne Putina i Ławrowa, z którymi spędził dziesiątki, jeśli nie setki godzin na rozmowach dyplomatycznych. Lepiej późno niż wcale.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24