- Sprawa została umorzona z tego powodu, że nie dopatrzyliśmy się tu znamion czynu zabronionego. Rodzice wskoczyli do wody, żeby ratować swoje dziecko - mówi Bogusława Pidsudko-Kaliszuk, szefowa Prokuratury Rejonowej w Mrągowie.
Rzucili się córce na pomoc. Nie mieli na sobie kapoków
Z łodzi motorowej, do wypożyczenia której nie wymagano żadnych uprawnień, wypadła ubrana w kamizelkę ratunkową czteroletnia dziewczynka. Na pomoc jej skoczyła matka, a następnie ojciec. Dziecko, całe i zdrowe, wyciągnęli z wody płynący w pobliżu żeglarze, oboje rodzice dziecka utonęli. Ich ciała wyłowiono następnego dnia z głębokości 11 metrów.
ZOBACZ TEŻ: Tragedia nad Bałtykiem, nie żyje mężczyzna
- W trakcie śledztwa powołano biegłego, który badał stan techniczny łodzi motorowej. Okazało się, że była w dobrym stanie i miała na wyposażeniu odpowiednią liczbę kapoków, koło ratunkowe itd. Świadkowie zeznali, że łodź nie miała kontaktu z innymi łodziami, nie doszło więc do jakiegoś zderzenia z inną jednostką pływającą - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Daniel Brodowski.
Prokuratura: zadziałał instytynkt rodzicielski
Dodaje, że rodzice nie mieli żadnych obrażeń, a bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie.
- Nie mieli na sobie kapoków, w przeciwieństwie do dziecka, które na szczęście miało kapok i był on dobrze założony. Zadziałał instynkt rodzicielski. Chociaż obydwoje podobno potrafili pływać, w tej stresogennej sytuacji utonęli - zaznacza prokurator Brodowski.
Autorka/Autor: tm /jas
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Klimek/OSP Mikołajki