Przy jeziorze w Ełku od lat leży kamienna tablica nagrobna z początku XX wieku. Władze miasta chcą zabrać ją do lapidarium, jednak nie zgadza się na to właściciel pobliskiego skupu złomu, który twierdzi że należała do jego śp. ojca – kamieniarza. Mówi też, że tablica stanowi dowód w sprawie o zasiedzenie drogi, którą użytkował przez 40 lat i od niedawna nie może tego robić, bo miasto wybudowało ścieżkę rowerową.
- Ostatniej cyfry nie udało się nam odczytać. To jednak końcówka XIX wieku, bo była widoczna data, której pierwsze trzy cyfry to "189". Drugą datę odczytaliśmy w całości. To "1917" – mówi Zbigniew Achramowicz, wiceprezes Towarzystwa Miłośników Ełku.
Latem 2022 roku, razem z innymi członkami towarzystwa, podniósł kamienną tablicę, która leżała w trawie tuż przy Jeziorze Ełckim.
Wiceprezes towarzystwa: z pewnością nie przynosi to chluby miastu
- Trudno powiedzieć od ilu lat tam się znajdowała. Podejrzewaliśmy, że to tablica nagrobna, co okazało się faktem, gdy odwróciliśmy ją na drugi bok i zobaczyliśmy napisy po niemiecku. Najpewniej pochodzi z któregoś z ewangelickich cmentarzy, których przed II wojną światową w okolicach było sporo. Jak się tam znalazła? Nieopodal istniał zakład kamieniarski, a po II wojnie światowej nagrobki z ewangelickich cmentarzy były uważane za "poniemieckie" i wykorzystywano je nieraz do tworzenia nowych pomników – mówi wiceprezes.
Według niego, leżąca w trawie tablica nagrobna z pewnością nie przynosi chluby miastu, wnioskował więc do władz o jej przewiezienie do lapidarium znajdującego się przy cmentarzu komunalnym.
Słyżby miejskie chciały przewieźć ją do lapidarium
Kiedy jednak w zeszłym roku służby miejskie przyjechały, żeby ją zabrać, nie pozwolił na to właściciel położonego kilka metrów dalej skupu złomu, metali kolorowych i makulatury.
- Powiedział, że tablica była własnością jego śp. ojca, który miał tu zakład kamieniarski i przed laty zostawił ją właśnie w tym miejscu. Skoro są żyjący spadkobiercy, to gdybyśmy zabrali tablicę, byłoby to przywłaszczenie - mówi Cezary Winkler, naczelnik Wydziału Mienia Komunalnego w ełckim magistracie.
Tablica jako dowód w sprawie
Dodaje, że właściciel skupu złomu stwierdził też, że nie pozwoli na zabranie tablicy, bo stanowi ona dowód w sądzie.
- Najprawdopodobniej chodzi o sprawę dojazdu do jego działki, która toczy się już od kilku lat. Niemniej jeśli chodzi o tablicę, chcielibyśmy mimo wszystko rozstrzygnąć wszystko polubownie i - może w drodze mediacji – skłonić właściciela skupu do tego, aby zgodził się na przewiezienie jej do lapidarium – zaznacza naczelnik.
Choć ma skup złomu, w praktyce nie może go prowadzić
Właścicielem skupu jest Cezary Dracewicz, który mówi nam, że wcześniej jego ojciec, a później on korzystał przez 40 lat z – leżącej na terenie miejskim - gruntowej drogi, przy której leży wspomniana tablica.
- Jeździły tam ciężarówki, które przywoziły złom. Teraz nikt nie może tu dojechać. Chociaż płacę podatki i nadal oficjalnie mam działalność gospodarczą, w rzeczywistości nie mogę tej działalności prowadzić. Skup złomu zamienił się w skład, bo nie mogę nawet wywieźć zgromadzonego na działce towaru – opowiada.
Powstała ścieżka rowerowa. Do Sądu Najwyższego wpłynęła skarga
W 2020 roku, decyzją władz miasta, w miejscu drogi powstała – wykonana z nawierzchni mineralnej - ścieżka rowerowa. Stanęły tam też słupki, które miały uniemożliwiać wjeżdżanie na ścieżkę przez pojazdy. Miasto, wykonując wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach z maja 2022 roku, usunęło słupki, ale ścieżka rowerowa nadal tam jest i nie można jeździć po niej pojazdami.
Rzecznik małych i średnich przedsiębiorców złożył, w imieniu Dracewicza, skargę nadzwyczajną do Sądu Najwyższego. Sprawa nie została jeszcze rozstrzygnięta. Urzędnicy podkreślają, że od strony jeziora nigdy nie było w żadnych dokumentach drogi publicznej, a jedynie teren zielony. Natomiast dojazd do swojej działki właściciel skupu ma od strony ulicy Zamkowej.
Podnosi, że nie da się przejechać przez skarpę
Tyle że - jak pokreśla Dracewicz – od strony ul. Zamkowej stoi jego dom, a budynek skupu złomu zlokalizowany jest niżej – na drugiej części działki, którą oddziela od pierwszej części, istniejąca już od stu lat, skarpa o wysokości ponad 5,5 metra. Dwie części działki dzielą też schody. Ciężarówki, które chciałyby od strony ul. Zamkowej przywieźć złom, nie mogą w praktyce tego zrobić.
- Faktycznie jest spora różnica w ukształtowaniu terenu, jednak żaden z pozostałych właścicieli sąsiednich nieruchomości nie miał nigdy dojazdu od strony jeziora. Właściciel skupu złomu, do czasu wybudowania ścieżki rowerowej jeździł tak naprawdę po miejskim terenie zielonym. I robił to, mówiąc kolokwialnie, na dziko – podkreśla, cytowany wcześniej, Cezary Winkler z ełckiego magistratu.
ZOBACZ TEŻ: Amerykańska krata lotnicza z II wojny światowej trafi do izby pamięci. "Służyła Sowietom do budowy lotnisk"
Zaznacza, że właściciel skupu mógłby tak przebudować teren, żeby złom był wożony od strony ul. Zamkowej.
- Mógłby np. wybudować na swojej działce drogę wewnętrzną, zabierać złom wózkiem widłowym z górnej części działki (od strony ul. Zamkowej, gdzie stoi dom – przyp. red.) i przewozić go na dolną część (od strony jeziora – przyp. red.), gdzie stoi budynek skupu – zaznacza naczelnik.
Chce uzyskać zasiedzenie służebności drogi koniecznej
Cezary Dracewicz mówi gorzko, że najlepiej gdyby przenosił złom helikopterem.
- Nie ma fizycznej możliwości, aby zrobić dojazd od strony ulicy Zamkowej. Przez to, że nie można dojechać do skupu od strony jeziora, nie mogę prowadzić działalności. Sprawy w sądach toczą się do 2018 roku, czyli od czasu gdy miasto zaczęło planować budowę ścieżki rowerowej. Mamy 2024 rok. Nigdy nie sądziłem, że to wszystko będzie tak długo trwało – rozkłada ręce.
A jeśli chodzi o tablicę nagrobną, mówi nam że jest dowodem w sprawie w tym sensie, że jej lokalizacja właśnie w tym miejscu może przysłużyć się temu, że sąd zgodzi się na zasiedzenie służebności drogi koniecznej.
- Chcę dowieść, że skoro mój ojciec położył tam tablicę, to znaczy że również jeździł drogą, która już wtedy istniała – zaznacza.
Twierdzi, że tablica leży tu od lat 80.
Podkreśla też, że tablica nie leży wcale – jak utrzymują urzędnicy ełckiego magistratu – na terenie miejskim, ale na terenie Wód Polskich (Cezary Winkler mówi nam, że tę kwestię powinien rozstrzygnąć geodeta, ale nie ma to większego znaczenia – przyp. red.).
- Nie jest też prawdą, że tablica została przywieziona w to miejsce zaraz po II wojnie światowej. Trafiła tu w latach 80. Mój ojciec odkupił ją od jednego z klientów. Dzisiaj również jest tak, że jeśli chcemy pochować naszego bliskiego na terenie starego cmentarza, to możemy skorzystać z miejsca, na którym stoi stary nagrobek. Jeśli rodzina nie uiszcza opłat, administrator cmentarza po upływie określonego czasu, może taki grób zlikwidować. Szczątki są wtedy przenoszone w miejsce wyznaczone przez administratora, a kamieniarz demontuje stary nagrobek, rozbija go i wykorzystuje materiał przy robieniu nowego. W tym przypadku stary nagrobek był widocznie nieprzydatny. Stąd też ojciec położył go obok swojego zakładu kamieniarskiego i obok drogi, którą przez wiele lat jeździł – opowiada Cezary Dracewicz.
Wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Ełku nie wierzy
Zbigniew Achramowicz nie chcę wierzyć w tę historię.
– W latach 80. nikt nie stawiał już nowych nagrobków na cmentarzach ewangelickich. Przypuszczam więc, że tablica została jednak przywieziona tu niedługo po II wojnie światowej – zaznacza.
Na posesji ma kilka innych tablic
Cezary Dracewicz komentuje, że każdy ma prawo głosić to, co uważa za słuszne.
- Nie jest to zresztą jedyny nagrobek, który w taki sposób trafił do mojego ojca. Na posesji mam kilka innych, również z polskimi napisami, które widocznie tak samo jak ten, o którym mowa, okazały się mojemu ojcu nieprzydatne – opowiada Cezary Dracewicz.
Tablica znów napisami do dołu
Przyznaje też, że w ostatnich dniach odwrócił tablicę napisami do dołu. Teraz leży więc tak jak leżała przed tym gdy zajęli się nią członkowie Towarzystwa Miłośników Ełku.
- Strona z napisami była pomazana sprayem. Padał na nią też deszcz i śnieg. Przy tablicy odbywały się też libacje, bo obok walały się butelki po alkoholach. Może teraz tak nie będzie – mówi.
Zbigniew Achramowicz komentuje, że najlepiej jednak, aby tablica została koniec końców przeniesiona do lapidarium.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zbigniew Achramowicz