Giulio Comincioli - tak nazywał się włoski żołnierz pojmany we wrześniu 1943 roku przez Niemców na pograniczu włosko-austriackim, który trafił do obozu jenieckiego w Boguszach (Warmińsko-Mazurskie). Członkowie stowarzyszenia, którzy prowadzą na polach poszukiwania z wykrywaczem metali znaleźli nieśmiertelnik Włocha. Udało się im też dotrzeć do jego rodziny. Żołnierz przeżył wojnę, zmarł w wieku 93 lat. Społecznicy chcą przekazać nieśmiertelnik rodzinie.
- To zawsze są ogromne emocje. Prowadzimy tu poszukiwania już od ponad dwóch lat. Oprócz takich przedmiotów jak monety, krzyżyki, guziki i inne części umundurowania, znaleźliśmy chociażby improwizowany pędzel do golenia zrobiony z łuski z przywiązanym do niej włosiem końskim czy też gruby drut wyklepany w taki sposób, żeby można było nim kroić np. chleb - mówi Mariusz Jarząbek, prezes Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego "Jaćwież".
To właśnie on na polu w miejscowości Bogusze w powiecie ełckim znalazł nieśmiertelnik włoskiego żołnierza.
Pojmali go we wrześniu 1943 roku
"Giulio Comincioli (ur. 3 kwietnia 1915 r. w Toscolano, zmarł 26 lipca 2008 r.) był żołnierzem 2. Pułku Strzelców Alpejskich (Alpini). Został pojmany na pograniczu włosko-austriackim w Vipiteno 9 września 1943 r." – czytamy w poście na profilu facebookowym stowarzyszenia.
- To już bodaj dwunasty nieśmiertelnik, który tu znaleźliśmy. W kilku przypadkach udało nam się dotrzeć do rodziny żołnierzy. Tak też było i tym razem. Będziemy prosić konserwatora zabytków, który wydaje nam zgody na prowadzenie poszukiwań, żebyśmy mogli przekazać artefakt wnukom tego człowieka – podkreśla Jarząbek.
Z włosko-austriackiego pogranicza do Prus Wschodnich
Działający w stowarzyszeniu dr Stefan Marcinkiewicz z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie mówi, że po obaleniu Benita Mussoliniego (24 lipca 1943 roku) i kapitulacji Włoch wobec aliantów (3 września podpisano tajny akt kapitulacji, 8 września 1943 roku roku oficjalnie to ogłoszono), Niemcy internowali włoskich żołnierzy.
- Działo się to też wcześniej, bo Niemcy przewidywali, że Włochy mogą skapitulować, w różnych miejscach. Między innymi na Bałkanach, albo jak w tym przypadku, na pograniczu włosko-austriackim. Żołnierze byli wywożeni chociażby do Prus Wschodnich – opowiada nasz rozmówca.
Giulio Comincioli trafił do obozu zlokalizowanego w Boguszach.
- Obok siebie leżą dwie wsie – Bogusze i Prostki. Bogusze były przed II wojną światową po polskiej stronie, natomiast Prostki – po niemieckiej. Chociaż obóz zlokalizowany był w Boguszach, w niemieckiej nomenklaturze nazwał się Stalag I B Kommando Prostken (I B/PR) – wyjaśnia nasz rozmówca.
Od czerwca 1941 do stycznia 1945
Pisze o obozie książkę. Publikuje też na jego temat artykuły. - Powstał w czasie operacji Barbarossa (czyli, rozpoczętym 22 czerwca 1941 roku, ataku III Rzeszy na ZSRR - przyp. red.). Zajmował około 30 hektarów. Trafili tu jeńcy sowieccy, a - na przełomie 1942 i 1943 roku - również Żydzi z okolicznych miejscowości. Byli też cywile spod Leningradu, których później przewożono do Niemiec na roboty przymusowe – wylicza dr Marcinkiewicz.
Obóz istniał do czasu wkroczenia wojsk radzieckim w styczniu 1945 roku. Do dziś zachował się tylko cmentarz, dwa pomniki oraz miejsce pamięci w lesie w Kosówce, gdzie rozstrzeliwano jeńców sowieckich.
Nie opowiadał rodzinie o obozowym szlaku
- Z moich obliczeń wynika, że przez obóz przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy osób, z czego około 20 tysięcy może być pochowanych na cmentarzu, a około pięć tysięcy zginęło w lesie w Kosówce - mówi nasz rozmówca.
Dodaje, że kiedy we wrześniu 1943 roku trafili tu Włosi, zaczęło się robić już chłodno, a byli też tacy żołnierze, których przywieziono np. z Grecji.
- Trzymano ich często w ziemiankach po sowieckich jeńcach. Większość była tam do listopada. Później wywożono ich do różnych obozów w Niemczech. Tak też się stało z Giulio Comincioli. Nie wiemy jaka była jego dalsza ścieżka obozowa bo, tak jak wielu Włochów, nie opowiadał później swojej rodzinie o gehennie, którą przeszedł – opowiada dr Marcinkiewicz.
Nadał synowi imię Rudolf
Do rodziny żołnierza udało mu się dotrzeć za pośrednictwem facebookowej grupy IMI - Internati Militari Italiani, na której są osoby zainteresowane losem internowanych włoskich żołnierzy.
- Wnukowie wysłali mi zdjęcie grobu we Włoszech. Ich dziadek przeżył 93 lata. Jeśli chodzi o wojenne lata wiedzą tylko tyle, że nadał synowi imię Rudolf na cześć jakiegoś Niemca o takim imieniu, który pomagał rodzinie – dodaje nasz rozmówca.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenie Historyczno-Eksploracyjne "Jaćwież"