Ponad 40 procent naszych poborowych nie stawiło się po odbiór kart powołania. Nie przyszli do Wojskowych Komend Uzupełnień, bo wyjechali zarabiać za granicą.
Jarosław Rybak, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, potwierdza, że armia ma nie lada problem z jesiennym poborem. Tegoroczny dotyczy osób urodzonych w 1988 roku i starszych. Poborowi podlegają w tym roku również kobiety urodzone w latach 1979 – 1989, które kończą naukę w szkołach medycznych i weterynaryjnych oraz na niektórych kierunkach studiów psychologicznych. Wszystkich poborowych jest 290 tysięcy.
Wojsko idzie w stronę pełnego zawodowstwa. Najdalej w 2012 roku mają służyć jedynie żołnierze zawodowi i kontraktowi. Armia ma liczyć około 150 tysięcy osób. Teraz mężczyźni są zobowiązani do odbywania służby zasadniczej. Oficerowie nie ukrywają: zgromadzenie pełnej obsady oddziałów w jednostkach wojskowych tej jesieni będzie trudne.
Według rzecznika MON, najgorzej sytuacja z poborowymi wygląda w rejonach przygranicznych i w wielkich miastach. Z naborem nie jest też różowo w woj. łódzkim. To właśnie stąd w ciągu ostatniego 1,5 roku do pracy na Wyspy wyjechało ponad 14 tys. młodych ludzi (w tym 8,7 tys. mężczyzn w wieku poborowym). Major Edmund Jachimczyk, komendant WKU Sieradz, potwierdza: - Nie zgłasza się aż 4 na 10 poborowych. Podobnie jest w Piotrkowie Trybunalskim.
Problem narasta od dwóch lat, odkąd otworzył się zachodni rynek pracy. Nikt dotychczas nie wymyślił, jak rozwiązać ten problem. Tylko nieliczni poborowi dobrowolnie zgłaszają się do wojska. Jednym z nich jest 18-letni Patryk Wolski z Piotrkowa. Odbywa służbę wojskową w Warszawie. - Zgłosiłem się na ochotnika. A to dlatego, żeby mieć wszystko uregulowane jak trzeba. Za kilka miesięcy wychodzę do cywila. Kolega załatwił mi pracę w Niemczech. Pojadę bez strachu - wyznaje gazecie.
Zupełnie inaczej myśli 21-letni Kamil Jeziorski z Sieradza. Od dwóch lat pracuje w Irlandii. W swojej miejscowości nie mógł znaleźć pracy. Nie zawiadomił WKU o wyjeździe. - Nie wiedziałem, że jest taki obowiązek. Sam do WKU nie pójdę. Jaką mam pewność, że żandarmeria mnie nie zatrzyma? – pyta retorycznie. Zapewnia, że nie uchyla się od służby wojskowej. W Irlandii zamierza pracować tak długo, jak tylko się da. Woli nie myśleć o tym, że może zostać za nim wysłany list gończy.
Mjr Jarosław Smurzyński, odpowiedzialny za pobór w Wojewódzkim Sztabie Wojskowym w Łodzi, przestrzega poborowych wyjeżdżających na dłużej niż dwa miesiące za granicę, przed lekceważeniem obowiązku stawienia się przed komisją. - O planowanym wyjeździe powinni uprzedzić wydział ewidencji ludności w swojej miejscowości. Formalności tej można też dopełnić w polskich ambasadach bądź konsulatach" - czytamy w "Dzienniku Łódzkim".
Źródło: "Dziennik Łódzki"