A gdyby tak znalazła się siła zdolna przenosić domy, całe osiedla, mieszać porządek? Wieżowce, całe ich armady, fragmenty miast, unosiłyby się w powietrzu, wędrując po nocnym niebie w poszukiwaniu nowych lądów.
Rozświetlone wyglądałyby magicznie, ginąć w chmurach. Lekko unosząc się i opadając. Drżące. Taki widok zamarzył mi się wiele lat temu, dziwny przypadek decydujący o ludzkim losie. Ludzie targani namiętnościami, ale i wiatrem. Musiałyby jednak przestać działać prawa natury. I te prawa działać przestają... Nareszcie? W Sejmie piesza kolumna, z premierem w jej sercu, potrafi przespacerować się po dziennikarzach. Niebywałe. Niejednej władzy pewnie się to marzy, niejedna władza tak właśnie postępuje. I choć byłem zażenowany tym ludzko nieludzkim taranem, w skrytości powróciły dawne wizje. Zapowiedź, że wkrótce na wieczornym niebie będę oglądać płynące z wiatrem domy. Sam może znajdę się w jednym z nich, i będę wypatrywał miejsca do lądowania. Każdy potrzebuje zmian i bycia odkrywcą. Więzi międzyludzkie specjalnie na tym nie ucierpią, bo jako społeczeństwo od dawna skutecznie je rozluźniamy. Tylko zyskamy. Bo to szansa na porzucenie lęków, dawnych wierzeń, rat kredytów, ucieczkę od irytujących znajomości. Nadzieja na świat od nowa. Boję się tylko o atmosferę, że uleci. Z drugiej jednak strony, ta która jest, zagęszcza się na tyle, że coraz trudniej oddychać. Pora by ktoś w końcu wyłączył grawitację. Już teraz.