Urzędnicy z Nędzy nie zdążyli przed 1 września ukończyć remontu podstawówki. Dramatyczną sytuację uratował proboszcz, który udostępnił uczniom salki katechetyczne - informuje "Dziennik Zachodni".
– To nienormalne, by budowlańcy wchodzili do szkoły na dwa tygodnie przed pierwszym dzwonkiem – mówią zdenerwowani rodzice. - Gdyby nie proboszcz, musielibyśmy dowozić dzieci do Nędzy. To by był dopiero kłopot – mówi Kornelia Gałeczka, matka trzecioklasisty. – Jeszcze gorzej byłoby wówczas, gdyby nasze maluchy przez cały wrzesień musiały siedzieć w domu – mówiła jedna z matek, która razem z innymi czekała w piątek na swojego pierwszaka w domu parafialnym.
Zamiast kolorowych gazetek szkolnych, na ścianach wiszą sutanny i duże krzyże. Nie ma globusów i wielkich cyrkli, których zwykle jest aż za dużo. Co 45 minut nie rozbrzmiewa też radosny dzwonek na przerwę. By dzieci czuły się trochę swobodniej, proboszcz Gotffryd Fesser zawiesił na drzwiach wejściowych karteczkę z napisem: „Witajcie!”.
Antoni Wawrzynek, zastępca wójta Nędzy, tłumaczy, że prace remontowe w szkole powinny były się już dawno skończyć. – Znalazły się pieniądze na remont, więc postanowiliśmy zacząć modernizację. Gdyby wszystko szło zgodnie z planem, szkoła byłaby gotowa na początek września – zapewnia, tłumacząc, że pojawiły się po drodze jakieś trudności.
Źródło: "Dziennik Zachodni"