Chętnych do pracy w straży pożarnej brakuje w całym kraju. Również na Śląsku. Wielu już zatrudnionych odchodzi. Są sfrustrowani niskimi zarobkami. Szukają lepiej płatnej pracy w kraju, lub wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii i Irlandii - pisze "Dziennik Zachodni".
Strażak średnio zarabia 2700 zł brutto. Na rękę - o jedną trzecią mniej. Do tego nie może nawet dostać pieniędzy za nadgodziny, bo nie pozwalają na to przepisy. Na Śląsku na koniec listopada na 3282 etaty wakatów było 40. - Teraz ta liczba jest mniejsza, bo sporo osób zostało przyjętych do służby - podkreśla Jarosław Wojtasik, rzecznik śląskich strażaków. W innych częściach kraju sytuacja jest jednak dużo gorsza. - Chętnych do pracy brakuje. Podobnie zresztą jest we wszystkich innych służbach mundurowych. Powód niezmiennie ten sam - niskie zarobki - mówi Piotr Cholajda z Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej. Dodaje, że młody strażak może dostać na rękę niewiele ponad tysiąc złotych. Z latami służby pensja wzrasta, ale i tak jest niska. - Nasz zawód cieszy się ogromnym prestiżem i zaufaniem. To jednak nie wystarcza. Mamy rodziny, chcemy godnie żyć - dodaje Cholajda. Wspomina jak na wakacjach w Hiszpani spotkał młodego strażaka. Zapytał o zarobki. Kolega po fachu po dwóch latach pracy zarabiał 1600 euro. Pięć razy więcej niż on. - Coś drgnęło. Ustawa o modernizacji służb mundurowych przyniosła nam podwyżki. To jednak około 170 zł brutto miesięcznie więcej - podkreśla Cholajda. W komendzie straży w Wałbrzychu jest do obsadzenia aż 20 etatów. Kłopoty z naborem są ogromne. - Na rekrutację przyszło 11 osób. Trzech nawet kilometra bez zadyszki nie przebiegło. Ośmiu skierowaliśmy na badania. Przejdzie je połowa. I co my mamy robić? - zastanawia się Julian Wachowski, zastępca komendanta.
Źródło: Dziennik Zachodni