Nie, nie chodzi wcale o rząd, o kryzys ani o inne wydarzenia z gatunku political fact and fiction. Chodzi o wieloryba, który przypłynął do Zatoki Gdańskiej - choć wydawałoby się, że zeszłoroczny humbak wyczerpał limit wielorybów na najbliższe kilka lat. Na szczęście nie wyczerpał, więc dla odpoczynku od obserwacji polowań politycznych rekinów możemy zająć się waleniem.
Lato ma to do siebie, że z najdalszych zakątków Polski wychodzą różne poczwary. Pięć lat temu przerażeni dziennikarze Super Expressu relacjonowali atak piranii w Odrze. Ponad dziesięć lat temu Gazeta Wyborcza kibicowała guźcowi, który dał nogę z transportu do San Diego i zaszył się w warszawskim Lesie Kabackim. W latach siedemdziesiątych Trybuna Ludu opisywała pojawienie się wieloryba w okolicach Sobieszewa.
Potwory zwykle ratują sezon ogórkowy - w tym roku jednak chyba źle wycelowały z datą premiery, bo tak gorących pod względem newsowym wakacji to już dawno nie było. Choć z drugiej strony, to może i lepiej, tak dla odpoczynku od śledzenia procesu podtapiania tworów politycznych, obejrzeć wynurzenie tworu naturalnego. Tylko niestety tegoroczny wieloryb to taki raczej małoryb - mocno pokiereszowany i niezbyt rozgarnięty, czym idealnie się wpisał w panujący ostatnio w Polsce klimat.
Z wielką radością siadam więc do koordynacji polowania na wakacyjne monstra, efekty do obejrzenia o dziewiętnastej. Polują nasi nadmorscy korespondenci, ja - wygodnie rozparty w fotelu w stolicy - czekam na efekty i śledzę inne krwawe łowy w tvn24. Minister gospodarki morskiej już zatopiony - ciekawe: nie dał rady wielorybowi, czy pożarły go inne rekiny?
PS. I tylko Paskudzie przykro, że nikt jej nie opisuje. Ale nie ma się co dziwić - skoro zdecydowała się zamienić miły ekosystem Zalewu Zegrzyńskiego na szerokie wody polskiej polityki.
PPS. Panie Mazur, idź pan się utop, a nie bzdury wypisuj. Polska się wali, a pan tu o wielorybach.