Spacerowiczka, która natknęła się w lesie na rannego kundla, zabrała go do domu. Kiedy krwawienie z ran nie ustępowało, pojechała z czworonogiem do lekarza. Po badaniach okazało się, że pies ma w ciele pięć śrutów. - Zauważyliśmy rany między innymi w okolicy klatki piersiowej. Ktoś celował do niego jak do tarczy - mówi Radosław Fedaczyński, szef Centrum Adopcyjnego Ada w Przemyślu, gdzie pies dochodzi do zdrowia.
Czesio, bo takie imię dostał kundelek, od kilku dni przebywa w Centrum Adopcyjnym Ada. Trafił tam za sprawą kobiety, która natknęła się na ranne i zaniedbane zwierzę podczas spaceru w lesie w miejscowości Zarzecze w powiecie jarosławskim (Podkarpacie). - Zadzwoniła do nas pani, która podczas spaceru w lesie zobaczyła wałęsającego się tam psa. Piesek, jak relacjonowała, krwawił. Zabrała go do domu. Kiedy krwawienie nie ustępowało, postanowiła szukać pomocy i tak trafiła do nas - relacjonuje nam Fedaczyński.
Zwierzę, jak opowiada Fedaczyński, było w kiepskim stanie. - Pies był wychudzony, zaniedbany, miał na sobie mnóstwo kleszczy. Na jego ciele znaleźliśmy kilka ran. Po badaniach rentgenowskich okazało się, że ma w sobie pięć śrutów… Nie jeden, tylko pięć. Pies, który podszedł do kogoś, bo się zgubił i liczył na pomoc, dostał kilka kulek. To wygląda tak, jakby ktoś zrobił sobie z niego żywą tarczę i bez zająknięcia do niego strzelał - mówi przedstawiciel przemyskiego Centrum.
Dodatkowo po badaniach okazało się, że kleszcze wywołały anaplazmozę. Kundelek ma też uszkodzone serce. - Stan jest poważny. Anaplazmoza to śmiertelna choroba, ale robimy wszystko, aby uratować Czesia. Leczenie potrwa około miesiąc - mówi weterynarz i dodaje. - Mimo cierpienia, jakie spotkało go ze strony człowieka, to nadal ufny i radosny pies.
Z psem pracuje też behawiorysta. Kiedy leczenie się zakończy w Adzie, ruszą poszukiwania dla Czesia domu. - Szukamy osoby, która go pokocha. Zapewniam, że wybierzemy dla niego najlepszy z możliwych dom - deklaruje nasz rozmówca.
Historię Czesia nagłośnili w mediach społecznościowych. - Być może ktoś rozpozna psa i uda się ustalić właściciela. Nie wiemy, czy ktoś go wyrzucił, czy komuś uciekł - mówi Fedaczyński.
I jak dodaje, historia kundelka znalezionego w lesie ze śrutem w ciele nie jest odosobniona. - Takich przypadków jest sporo. Trafiają do nas poranione psy i koty, ale zdarzają się też lisy, czy bociany. A strzał z wiatrówki może być dla takiego zwierzęcia śmiertelny, mieliśmy już takie przypadki - mówi.
Znęcanie się nad zwierzętami jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 3. Jeżeli sprawca dopuścił się go ze szczególnym okrucieństwem, wówczas wymiar kary wynosi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Centrum Adopcyjne ADA w Przemyślu.