Ze Stambułu - na Wiejską i w Aleje Ujazdowskie... bardzo daleko.
Tu, polskie skandale, afery i wstrząsające wypowiedzi polityków mają zupełnie inny smak, dźwięk. Inne natężenie i wymiar. Banalne? Tak, wiem, ale prawdziwe. Czytam w internecie o wszystkim, co się u nas dzieje, ale czytam ze ściśniętym sercem. I to o wiele bardziej ściśniętym, niż w kraju. Czy dopadł mnie wyjazdowy sentyment? A może syndrom polskiego tułacza?
Nonsens, jestem zbyt krótko daleko od Polski, żeby dopadł mnie jakikolwiek syndrom. To musi być co innego. To coś w żołądku, w sercu, w głowie to mieszanka smutku, niedowierzania, rozczarowania, żeby nie powiedzieć niechęci… te symptomy pojawiają się zawsze za granicą a mijają jak ręką odjął, kiedy zatapiam się w nasze realia. Szczególnie, że zatapiam się w nie z całą mocą, i medialną intensywnością ...
Poprosiłam o diagnozę jednego z „liderów”.. Jacob, mój duński kolega – mieszka na stałe w Brukseli, gdzie kieruje małą, prężną firmą konsultingową. Zwierzyłam się mu z mojego niepokojącego stanu, bo poważnie zaczęłam się obawiać, że te objawy przekształcą się w coś strasznego. Coś, co sprawi, że pewnego dnia nie będę już chciała wrócić…Czy on też zna ten stan? Jacob, słuchał cierpliwie, po czym odpowiedział, że nie mam się czym martwić. On od dawna mieszka daleko od Kopenhagi, ale inaczej niż u mnie – podobne do moich symptomy występują u niego gdy jest w kraju. Ciśnienie podnosi mu się tak bardzo czytając o sprawach, które wydają mu się drugorzędne, małe, nieistotne czy straszne, że w trosce o swoje zdrowie - szybko wyjeżdża. „Ale skoro cierpisz tutaj – nie przejmuj się. Jeszcze dwa dni. W niedzielę będziesz już w tym Waszym polskim piekiełku.”
To prawda. Tylko dwa dni i tylko dwie godziny lotu. Mimo to, nadal czułam się dziwnie.. I wtedy pomyślałam o sytuacji, w jakiej jest Kate. Moja estońska koleżanka jest deputowaną do parlamentu i przewodniczącą największej frakcji. Co się w tej chwili dzieje w Tallinie - wiadomo. Wydarzenia wokół zdemontowania pomnika rosyjskich żołnierzy i groźba Moskwy zerwania stosunków dyplomatycznych to naprawdę poważny powód do niepokoju. Właśnie dostała smsa z kancelarii premiera, żeby deputowani pozostali dziś w domu i zachowali spokój,.. żeby nie dali się sprowokować rosyjskim bojówkom.
To Kate ma poważne problemy. Z tą polityczną grypą powinnam więc przestać się wygłupiać...