Zalegająca na Bałtyku amunicja ma negatywny wpływ na środowisko morskie. Uwalniające się z niej substancje mogą powodować choroby ryb i zmniejszać ich liczebność - potwierdzili naukowcy. Zainaugurowano projekt, zmierzający do usunięcia niebezpiecznych pozostałości II wojny światowej.
W środę w Instytucie Oceanologii PAN w Sopocie odbyła się konferencja prasowa inaugurująca projekt "MUNIMAP: Baltic Sea Munition Remediation Roadmap" poświęcony amunicji zalegającej na dnie Morza Bałtyckiego, która była zatapiana po II wojnie światowej, głównie w latach 1945-47.
W projekcie uczestniczą wszystkie państwa bałtyckie
Profesor Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN stwierdził podczas briefingu, że w tym przedsięwzięciu naukowcy zamierzają podsumować kilka projektów, które prowadzono na Bałtyku, dotyczących zatopionej broni chemicznej i amunicji konwencjonalnej, które toczyły się od 2011 r.
- W trakcie tych projektów udało się udowodnić, że zalegająca na Bałtyku amunicja, najpierw chemiczna, a później konwencjonalna, ma negatywny wpływ na środowisko morskie. Spoczywa na powierzchni osadów, zaś substancje, które się z niej uwalniają, mogą trafiać do ekosystemu i powodować zarówno choroby ryb, jak i spadek ich liczebności. Na szczęście chwilowo nie ma to bezpośredniego wpływu na konsumentów, ponieważ stężenia obserwowane w środowisku morskim są niskie - wyjaśnił Bełdowski. Dodał, że gdyby wyciek tych substancji się zwiększył, mógłby spowodować zagrożenie dla środowiska morskiego.
Projekt "MUNIMAP: Baltic Sea Munition Remediation Roadmap" ma za zadanie opisać cały projekt remediacji - od momentu wyznaczenia osób odpowiedzialnych do odnalezienia amunicji, oszacowania ich wpływu na środowisko oraz wyciągnięcia i zniszczenia pocisków zagrażających środowisku.
Jak powiedział prof. Bełdowski, w projekcie uczestniczą wszystkie państwa bałtyckie, a biorący w nim udział chcą zebrać doświadczenia innych krajów i stworzyć "podręcznik" - co można z amunicją zalegająca na dnie Bałtyku zrobić, jak długo proces będzie trwał i ile pieniędzy kosztował.
To nie jest zagrożenie militarne, ale zdrowotne
Krzysztof Paturej z Międzynarodowego Centrum Bezpieczeństwa Chemicznego podkreślił, że kluczowym elementem tego projektu jest połączenie wszystkich potencjalnych interesariuszy - organizacji międzynarodowych, organizacji społecznych oraz firm. - W ramach tego projektu podchodzimy w bardzo innowacyjny sposób. Zatopiona broń chemiczna i amunicja nie jest traktowana jako zagrożenie militarne, czy zagrożenie bezpieczeństwa, bo takim nie jest. To problem ekologiczny, ekonomiczny, zdrowotny oraz socjalny i tak do tego problemu podchodzimy - powiedział Paturej i dodał, że dlatego do tego programu zostaną wciągnięci wszyscy zainteresowani.
Krzysztof Paturej powiedział też, że rozwiązanie problemu zatopionej broni chemicznej jest bardzo ważnym czynnikiem dla zabezpieczenia budowy farm wiatrowych.
Setka dzieci poparzyła się, tocząc po plaży beczkę z substancją chemiczną
Komandor Bartłomiej Pączek z Akademii Marynarki Wojennej (AMW) podkreślił, że istotne jest, iż projekt skupia nie tylko instytucje cywilne, naukowe, ale też ośrodki naukowe wojskowe - to AMW oraz Wojskowa Akademia Techniczna. - Naszą rolą jest, by wszelkie pomiary morskie, które będą realizowane w trakcie projektów, były bezpieczne dla załóg jednostek pływających - stwierdził Pączek i dodał, że AMW uczestniczy we wszystkich projektach, które do tej pory badały Morze Bałtyckie pod względem zatopionej amunicji i broni chemicznej.
Podczas briefingu profesor Jacek Bełdowski powiedział, że jeden z głośniejszych przypadków, kiedy beczka z substancją chemiczną została wyrzucona w okolicach Darłówka, miał miejsce w 1955 r. i wtedy poparzeniu uległo niemal 110 dzieci, które toczyły beczkę po plaży.
Kolejny przypadek odnotowany został w latach 90., gdy bryła iperytowa została wyłowiona i znalazła się na pokładzie kutra Wła-26. W tym przypadku poparzeniu ulegli członkowie załogi.
Projekt "MUNIMAP: Baltic Sea Munition Remediation Roadmap" jest finansowany ze środków programu INTERREG Region Morza Bałtyckiego.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24