Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak odniósł się do wydarzeń, do których doszło w maju w Inowrocławiu. To wtedy, po interwencji dwóch policjantów, śmierć poniósł 27-latek. Zdaniem Siemoniaka "ta śmierć nie miała prawa się wydarzyć". Dodał, że w tej sprawie nikt nikogo nie krył, a byli policjanci są w areszcie.
22 maja w jednym z mieszkań w Inowrocławiu doszło do interwencji policji. Funkcjonariusze użyli siły i paralizatora wobec 27-latka, który stracił przytomność i trafił do szpitala, gdzie zmarł. Obaj policjanci zostali zatrzymani i zwolnieni ze służby.
W poniedziałek Polsat News ujawnił nagrania z majowej interwencji. Tragedię skomentował w trakcie konferencji prasowej minister MSWiA Tomasz Siemoniak. - Takie sytuacje nie mają się prawa wydarzać - powiedział.
Przekazał, że zaraz po tym zdarzeniu skontaktował się z nim komendant główny policji Marek Boroń, który poinformował go o tym, co się stało, a także o natychmiastowym wydaleniu tych policjantów ze służby. Minister dodał, że sprawą zajęła się prokuratura i nie ma mowy o tym, że cokolwiek było ukrywane.
- Nie zginęły żadne dowody, jak w sprawie Igora Stachowiaka. Ani nikt nikogo nie krył - podkreślił i zaznaczył, że bardzo ubolewa nad tą sytuacją.
Działania policji po interwencji w Inowrocławiu
Komendant Boroń wskazał, że władze policji, jeżeli chodzi o zdarzenie w Inowrocławiu, oceniają je "krytycznie od samego początku" oraz że "od razu na miejsce udały się zespoły kontrolne".
- Kiedy mamy informację o zgonie po interwencji lub po tym, że obywatel po interwencji jest w szpitalu, takie czynności są prowadzone. Po objerzeniu materiału z kamer policjantów i taserów podjęliśmy natychmiastowe decyzje. Zarówno ja, jak i komendant wojewódzki policji w Bydgoszczy, zawiesił w czynnościach policjantów i odwołał zastępcę komendanta powiatowego policji w Inowrocławiu, który wówczas miał nadzór nad jednostką. Policjanci zostali wydaleni i o naszych ustaleniach została natychmiast poinformowana prokuratura - wskazał Boroń.
Zapewnił, że "nie ma i nie będzie zgodny na takie działanie".
- Policja działa w ramach prawa i absolutnie nic nie będziemy tutaj tuszować – dodał szef policji.
Poinformował także, że dodatkowo policja przejrzała wszystkie nagrania z kamer tych policjantów z 60 dni przed tragiczną w skutkach interwencją i nie dopatrzyła się błędów.
- To zdarzenie, oczywiście bardzo tragiczne, nie wynikało z procesu szkolenia, ale z działań w tej konkretnej sytuacji. Tych działań, które policjanci podjęli, źle je oceniając, a później konsekwentnie źle przeprowadzili całą tą interwencję. Ona w żaden sposób nie wpisuje się w algorytm działań interwencji trudnych. Chciałbym zaznaczyć, ta interwencja była źle przeprowadzona od samego początku do samego końca - powiedział komendant główny policji.
Zarzuty dla policjantów
Pierwotnie prokurator postawił dwóm funkcjonariuszom zarzut przekroczenia uprawnień służbowych poprzez nieuprawnione użycie środka przymusu bezpośredniego w postaci tasera i nieuprawnione stosowanie siły fizycznej, które przybrało postać nieuzasadnionej przemocy, a także pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Pierwszy zarzut został utrzymany w akcie oskarżenia, który został skierowany do sądu na początku grudnia. Drugi zmieniono na nieumyślne spowodowanie śmierci. Skutkuje to zagrożeniem pozbawienia wolności nie na 15, ale na 10 lat.
Radosław P. i Przemysław D. nie mieli długiego stażu w policji. Sąd zgodził się jednak na ich tymczasowe aresztowanie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24