W niedzielę na ulice Sofii oraz innych największych miast Bułgarii wyszły tysiące protestujących, domagając się dymisji rządu. Manifestacja przebiegała pod hasłem "Obrońmy demokrację".
W Sofii kilkadziesiąt tysięcy osób skandowało przed siedzibą rządu: "dymisja" i "mafia". Protestujący sformułowali trzy postulaty: dymisji centroprawicowego gabinetu premiera Bojko Borisowa i prokuratora generalnego Iwana Geszewa oraz zgromadzenia konstytucyjnego, które przyjęłoby zmiany w konstytucji między innymi ograniczające pełnomocnictwa prokuratora generalnego. Protesty z analogicznymi postulatami odbyły się w Płowdiwie, Warnie, Burgasie, Ruse i innych dużych miastach.
Protest trwał od piątku
Przed początkiem wiecu szef służb operacyjnych MSW Iwajło Iwanow wezwał jego uczestników do wstrzymania się od prowokacji i przestrzegania ładu społecznego. Według niego w poprzednich dniach były próby świadomego naruszenia porządku publicznego.
Jednocześnie MSW nie potwierdziło, że w piątek wieczorem doszło do pobicia 21-letniego studenta uczestniczącego w antyrządowej demonstracji. O stanie studenta prawa i jeszcze dwóch rannych demonstrantów informowały wcześniej służby medyczne. Demonstranci blokowali główne arterie w centrum stolicy, wrócili pod pilnie strzeżoną siedzibę rządu z zamiarem kontynuowania protestu do później nocy. W piątek i sobotę protest trwał ponad osiem godzin. W noc z soboty na niedzielę premier Borisow w oświadczeniu opublikowanym na swoim profilu na Facebooku powiedział, że nie ma zamiaru ustępować. Stwierdził, że "nadchodzi straszny światowy kryzys i jedyne, co trzyma go u władzy, jest odpowiedzialność za kraj".
Rozluźnione restrykcje
W niedzielę resort zdrowia mimo znacznego rozprzestrzeniania się koronawirusa postanowił rozluźnić restrykcje i zezwolić na ponowne otwarcie nocnych klubów i dyskotek oraz na imprezy z udziałem ponad 30 osób. Imprezy te były zakazane zaledwie kilka dni temu. Decyzja władz spowodowała ostrą reakcję społeczną. Według licznych komentatorów chodzi o dążenie władz, by rzucić winę za rozprzestrzenianie się epidemii na protestujących. Według tygodnika finansowego "Kapitał", doszło do tego, "gdy stało się oczywiste, że obawa przed naruszaniem prawa okazała się silniejsza od strachu przed koronawirusem". W ostatnich dniach w Bułgarii odnotowywano po 200-300 zakażeń dziennie. Kwarantannę dla przyjeżdżających z Bułgarii wprowadziły Węgry i Austria, Grecja domaga się negatywnych testów na koronawirusa. Kilka państw unijnych zamknęło granice dla podróżujących z Bułgarii.
Źródło: PAP