Pasażer samolotu lecącego z kenijskiej Mombasy do Warszawy, który musiał lądować w stolicy Etiopii, przedstawił w TVN24 relację z sobotnich wydarzeń na pokładzie. Patryk Gorgol wskazywał, że "część osób została przeszkolona na wypadek, jakby stało się coś personelowi", a w czasie lądowania w Adis Abebie pasażerowie musieli siedzieć "z głowami między kolanami". Jak mówił, "najważniejsze jest to, żeby teraz zastanowić się, co się stało, że były dwa incydenty jednego wieczoru".
W sobotę samolot linii Enter Air lecący z Mombasy w Kenii do Warszawy wylądował awaryjnie na lotnisku stolicy Etiopii, Addis Abebie. Na pokładzie było 167 osób. Z pierwszych relacji pasażerów wynikało, że z tyłu samolotu, przed wylotem z kenijskiego lotniska, pojawił się dym. W oświadczeniu Enter Air przekazano, że dym pochodził "najprawdopodobniej z jednego z bagaży".
- Mieliśmy zaplanowany lot o 20.45, w samolocie pojawiłem się o godzinie 21. Po tym, jak odłożyłem swoją torbę na górną półkę, usłyszałem komunikat wygłoszony podniesionym głosem, że należy natychmiast opuścić samolot i zostawić rzeczy tak, jak są - opowiadał w TVN24 Patryk Gorgol, jeden z pasażerów samolotu. - Jak dodał, "jeszcze nie wszyscy pasażerowie byli na pokładzie".
Zwrócił uwagę, że jego ewakuacja polegała na tym, że zostali z żoną skierowani do jednego wyjścia, podczas gdy druga droga ewakuacyjna była całkowicie wolna. - Zapytaliśmy się, czy możemy wyjść innym wyjściem niż jesteśmy popychani. Wyrażono zgodę i my z żoną opuściliśmy dzięki temu samolot w pięć sekund, a część osób w dwie-trzy minuty - opisywał pasażer.
- Następnie czekaliśmy, co wydarzy się dalej. Minęło około trzy godziny i dostaliśmy informację, że możemy wejść na pokład i lecimy do Warszawy - mówił. - Nikt nie sprawdzał, czy mamy bilety - dodał.
"Część osób została przeszkolona na wypadek, jakby stało się coś personelowi"
- Nie otrzymaliśmy konkretnej informacji, co się stało, że się pojawił dym, czy była to awaria czujki. Tu wersje się rozchodzą - powiedział Gorgol.
Pytany o przebieg lądowania awaryjnego w Addis Abebie, odparł, że "włączył się pilot i powiedział do wszystkich: 'bad news jest taki, że straciliśmy silnik'". - Załoga zaczęła nas szykować do tego lądowania. Musieliśmy być w pozycji z głową między kolanami oparci o siedzenia - mówił Patryk Gorgol. Jak wskazywał, "część osób została przeszkolona na wypadek, jakby stało się coś personelowi". - Wyglądało to dramatycznie, personel był bardzo zdenerwowany i to musiało się w jakiś sposób przełożyć na pasażerów - dodał.
Dopytywany potwierdził, w jakiej pozycji byli pasażerowie podczas lądowania. - Lądowaliśmy, patrząc się w ziemię, z głowami między kolanami i opierając się o siedzenia - wyjaśniał.
- Najważniejsze jest to, żeby teraz zastanowić się, co się stało, że były dwa incydenty jednego wieczoru i je zbadać - podkreślił.
Komunikat linii lotniczej
Linia Enter Air poinformowała w sobotnim komunikacie, że samolot B-737 800 ze 167 pasażerami na pokładzie z powodu błędnych wskazań na jednym z silników w czasie lotu z Mombasy musiał zgodnie z procedurą wylądować w Etiopii.
Linia lotnicza poinformowała też, że jeszcze na lotnisku w Mombasie, przed wylotem maszyny miało miejsce inne zdarzenie, którego przyczyną było pojawienie się dymu w bagażniku. Dym - według Enter Air - pochodził najprawdopodobniej z jednego z bagaży.
Enter Air jest największą prywatną linią lotniczą działającą w Polsce. Linia przewiozła w Polsce w 2019 roku 2,5 mln pasażerów. Grupa realizuje połączenia dla polskich i zagranicznych biur podróży latając w ponad 30 krajach. Flota spółki składa się z 22 samolotów Boeing 737-800 i dwóch Boeingów 737 MAX 8. Przewoźnik posiada sześć stałych baz operacyjnych: w Warszawie, Katowicach, Poznaniu, Wrocławiu, Paryżu i Zurychu oraz kilka baz sezonowych, m.in. w Londynie, Madrycie, Pradze i Tel Awiwie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24