Samolot linii Enter Air lecący z Mombasy w Kenii do Warszawy lądował w Addis Abebie w Etiopii. Na pokładzie było 167 osób. - Kazano nam zdjąć okulary, pochylić się i zasłonić głowę - tak lądowanie w Etiopii relacjonował w TVN24 pan Marek, jeden z pasażerów.
- Myślę, że to co się wydarzyło w Etiopii, było następstwem tego, co wydarzyło się w Kenii. W Mombasie, kiedy byliśmy tuż przed startem na pokładzie, nagle kapitan zaczął krzyczeć, że mamy natychmiast opuścić pokład i zostawić wszystkie swoje rzeczy, że mamy niczego nie zabierać. Po wyjściu zobaczyliśmy kłęby dymu, które unoszą się znad samolotu, ludzi z obsługi którzy w skafandrach gaszą ten dym, kilka sekund później przyjechała straż lotniskowa i przejęła akcję - mówił w programie "Wstajesz i Weekend" w TVN24 pan Marek, pasażer samolotu.
Lot Mombasa-Warszawa. Relacja turysty
Dodał, że pasażerowie zostali umieszczeni w sali na lotnisku. - Czekaliśmy około trzy godziny. To był trudny czas, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, nie mieliśmy żadnych informacji ani z Enter Air, ani z biur podróży, z którymi wylecieliśmy. Nie mieliśmy dostępu do wody - mówił.
- Część pasażerów w ogóle nie miała portfeli, bo zostawili je w samolocie. W ramach międzyludzkiej solidarności kupowaliśmy więc sobie nawzajem wodę. Po trzech godzinach wyszedł do nas pilot, powiedział, że sytuacja jest pod kontrolą, a alarm okazał się fałszywy. Żadnego pożaru nie było, że ten dym, który widzieliśmy był z gaśnic. Zawinić miał detektor w luku bagażowym, który zasygnalizował usterkę - relacjonował.
Według pana Marka kapitan przekazał pasażerom, że mogą wylecieć. - Wielu z nas nie chciało wracać tym samolotem. Zmęczenie jednak przeważyło i część osób wsiadła na pokład. Inni negocjowali, żeby pozostać w Kenii. Kapitan wezwał kenijską policję. Powiedział przez megafon, że albo wsiadamy, albo zostajemy w Kenii. Półtorej godziny później okazało się, że silnik jest niesprawny, jest awaria - dodał.
Lot Mombasa-Warszawa. Panika na pokładzie
- Pouczono nas, jak mamy się zachować podczas lądowania awaryjnego w Etiopii, wylądowaliśmy szczęśliwie. To było lądowanie awaryjne, choć jak się dowiadujemy, Enter Air temu zaprzecza. Kazano nam zdjąć okulary, wszystkie rzeczy schować do luku, pochylić się, zasłonić głowy. Dzieci płakały, panika była duża. Samo lądowanie nie było ostre, przebiegło bezpiecznie - stwierdził pan Marek.
Dodał, że pasażerowie zostali poinformowani, że czekają na nich miejsca w hotelach. - Pół godziny później mieliśmy zostać przewiezieni do hoteli, ale czekamy już jakieś osiem, dziewięć godzin w terminalu - zakończył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24