Yaryna Ariewa i Światosław Fursin pobrali się 24 lutego, tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Oboje zaciągnęli się do sił obrony terytorialnej, składających się z ochotników. - Będziemy walczyć, wygramy, obronimy cały świat, Ukrainę i nasze ukochane osoby - mówi Ariewa.
- To była nagła decyzja. Mieliśmy się pobrać 6 maja, ale wybuchła wojna i chcieliśmy być razem. Nie chcieliśmy się rozdzielać tuż przed ślubem. Nie mieliśmy czasu podpisać dokumentów urzędowych o zawarciu małżeństwa. Wzięliśmy jedynie ślub w kościele. I to była bardzo niecodzienna sytuacja. To niespotykane, że ksiądz pozwolił pobrać się nam bez tych dokumentów - mówiła Yaryna Ariewa.
Relacja tvn24.pl: Atak Rosji na Ukrainę
"Staramy się o dobry humor"
Jak podkreśliła ani ona, ani jej mąż nie boją się walczyć. - Pytanie tylko, jak długo to potrwa: tydzień, dwa tygodnie, a może dłużej? Będziemy walczyć i wkrótce wszystko będzie dobrze - dodała.
Zaznaczyła, że kiedy jej mąż jest blisko, czuje się bezpieczna. - Moją najważniejszą misją jest pomaganie mu. Muszę o niego zadbać, zapewnić mu jedzenie i dobre miejsce do spania. Tak, żeby czuł się dobrze. Kiedy mój mąż rusza na front, gotuję jedzenie dla naszych żołnierzy, a także szkolę się na sanitariuszkę - powiedziała.
Jak mówi, przez pierwsze trzy dni jej mąż był cały czas w boju. Podkreśliła, że w oddziałach sił obrony terytorialnej służy wielu ich przyjaciół. - Służy z nami wiele interesujących i patriotycznych osób. Staramy się o dobry humor - opowiada.
"Pierwsza noc była najtrudniejsza"
Światosław Fursin zapytany o to, co daje mu odwagę, odpowiedział: - Kocham moją żonę i całą naszą rodzinę, więc chcę ich chronić. Tak samo moją ojczyznę.
Dodał, że najtrudniejsza była pierwsza noc. - Nie byliśmy dobrze umundurowani. Wielu moich towarzyszy broni było ubranych po cywilnemu. Pod moim dowództwem było 10 osób - powiedział Fursin. - Musieliśmy być cały czas gotowi, żeby chronić miasto przed rosyjskimi czołgami. To był bardzo trudny moment - dodał.
Yarena Ariewa również wspomina pierwszą noc, jako tę najtrudniejszą. - Dotarliśmy na miejsce zbiórki. Mój mąż zniknął na wiele godzin. Gdy wspominam tamtą chwilę, cała drżę. Byłam załamana, nie spałam przez całą noc. Wzięłam się wtedy do ciężkiej pracy, żeby o tym nie myśleć. Nosiłam naszym żołnierzom herbatę - mówiła Ariewa.
W trakcie rozmowy stwierdziła również, że oddział w którym oboje służą, mówi tylko o jednym - że nigdy się nie podda. - Będziemy walczyć, wygramy, obronimy cały świat, Ukrainę i nasze ukochane osoby. Przeciwstawiamy się Rosjanom i Białorusinom. Zabijemy każdego, kto wejdzie na naszą ziemię. To nasz kraj. Zrobimy wszystko, co możemy, ale potrzebujemy waszej pomocy - przyznała na koniec.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj program specjalny w TVN24:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24