Na niewielkiej działce w Kunowicach (woj. lubuskie) odkryto kolejny masowy grób ofiar bitwy z 1759 roku. To prawdopodobnie szczątki żołnierzy rosyjskich.
Na to, że w odnalezionym masowym grobie leżą szczątki żołnierzy rosyjskich wskazują znalezione przy kościach guziki mundurowe. Co ciekawe, znaleziono w niej niemal same kości długie i czaszki. Nie można z nich złożyć nawet jednego pełnego szkieletu. Może to wskazywać na to, że ciała zabitych w bitwie, chowano stosunkowo późno i zebrano tylko największe kości.
Starcie potęg
Bitwa pod Kunowicami była jedną z najkrwawszych batalii wojny siedmioletniej. Konflikt który rozgorzał w połowie XVIII wieku nazywany jest pierwszą wojną o zasięgu światowym. Europejskie potęgi ścierały się w Ameryce, Indiach i na Karaibach. Bezpośrednim powodem kunowickiej batalii była chęć odzyskania Śląska przez Austrię. Sprzymierzeni z Rosjanami Austriacy starli się z Prusakami pod wodzą młodego następcy tronu, późniejszego króla Fryderyka Wielkiego. Tego samego, który kilkanaście lat później dokona pierwszego rozbioru Polski. Monarcha znany z błyskotliwych zwycięstw na polu bitwy, ale też skłonności do brawury, pod Kunowicami przeszarżował.
- W zapalczywości wysłał pruską kawalerię za uciekającymi Rosjanami - mówi prof. Grzegorz Podruczny z Wydziału Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. - To był błąd, bo Prusacy trafili nie tylko na dobrze zorganizowany ogień artyleryjski przeciwnika, ale też austriacką odsiecz. Sytuacja odwróciła się o 180 stopni i to Prusacy zostali pobici i zmuszeni do panicznej ucieczki - wyjaśnia historyk.
"Starcie mogło być krwawe"
Mimo to Fryderyk Wielki nie przedstawiał tej bitwy jako swojej porażki. - Fryderyk Wielki był - jakbysmy to dzisiaj określili - wielkim manipulatorem medialnym. Potrafił tą prawie, że klęskę przekuć w swoje zwycięstwo. Dobrze pisał, był też sprawnym takim właśnie politykiem, więc on sobie poradził. Wojnę w końcu wygrał, wspominał tą bitwę jako takie swoje nieszczęście, które musiał znosić w ramach swojej służby dla Prus. Swoją niekompetencje przekuł właśnie w legendę - mówi prof. Podruczny.
Wedle legendy pod królewiczem Fryderykiem zastrzelono dwa konie, a jedna z kul trafiła go w pierś, jednak zatrzymała się na wieczku srebrnej tabakiery. Załamany porażką Fryderyk miał niczym kapitan tonącego statku zaniechać ucieczki narażając się na niechybną śmierć. Dopiero perswazja oficerów skłoniła go do rejterady.
- Koalicja nie wykorzystała swojego sukcesu i nie pomaszerowała na Berlin. Ostatecznie to Prusy wyszły z wojny zwycięsko. Pod Kunowicami mieliśmy do czynienia z typową bitwą okresu przednapoleońskiego. Starcie mogło być krwawe, ale zwycięstwo wcale nie gwarantowało politycznego rozstrzygnięcia - wyjaśnia prof. Grzegorz Podruczny.
O tym, że bitwa była krwawa świadczy liczba poległych. Ponad dziesięć tysięcy żołnierzy, zwykle prostych chłopów zagonionych pod batogiem w kamasze, wyzionęło ducha pod Kunowicami. O gwałtownej i brutalnej śmierci nadal świadczą ślady odnajdowane przez archeologów i wolontariuszy.
- Proszę zobaczyć, to jest fragment kości długiej - mówi Aleksandra Dudka, podnosząc porowatą bryłkę, wyglądającą jak brudny kawałek pumeksu. Kobieta na codzień pracuje jako ratowniczka medyczna, posiada także licencjat z antropologii, a w wolnym czasie pomaga archeologom - Ten fragment to odprysk, które olbrzymia siła musiała odłupać od kości - wyjaśnia.
Obszar bitwy większy niż przypuszczano
Przynajmniej w dwóch przypadkach archeolodzy natrafili na kule wciąż tkwiące w kościach, niektóre rozpłaszczone po trafieniu w celu. Ołowianych pocisków wystrzelono tego sierpniowego dnia przynajmniej kilka milionów. Do dzisiaj są znajdowane podczas metodycznych prospekcji prowadzonych na polach i łąkach okalających Słubice. Dzięki ich metodycznemu namierzaniu na mapie udało się pozyskać wiele nieznanych wcześnie informacji. - Dzięki koncentracjom ołowianych pocisków wiemy którędy nacierały wojska - mówi Grzegorz Podruczny. - Udało się nam także znacznie poszerzyć obszar pola bitwy. Walki toczyły się na znacznie większym obszarze, niż do tej pory opisywali to historycy - wyjaśnia historyk.
Niekiedy oprócz szarego ołowiu znajdowana jest lśniąca miedź. Mowa o ozdobnych okuciach ładownic z symbolami poszczególnych pułków czy tłoczone blachy z orłami państwowymi, które wieńczyły czapki żołnierzy. To unikatowe i efektowne zabytki, które nie zostały zrabowane przez okoliczna ludność. Być może z obawy, że za przywłaszczenie przedmiotów z państwowymi symbolami mogłyby rabusiów czekać nieprzyjemności.
- Armia osiemnastowieczna to była jeszcze armia barokowa - mówi Grzegorz Podruczny - Żołnierz miał się świecić, pobrzękiwać szablą i być widoczny z daleka. O żadnej sztuce kamuflażu nikomu się jeszcze nie śniło - wyjaśnia naukowiec.
Atak następował raczej w linii niż tyralierą, a miejsce zastrzelonego żołnierza zastępował jego kolega z tylnego rzędu. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wyglądał taki sposób prowadzenia walki, to koniecznie powinien zobaczyć oscarowy film Barry Lyndon w reżyserii Stanley'a Kubricka. Jego akcja toczy się właśnie w czasie wojny siedmioletniej.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24