Śmierć małego Maksymiliana. Ulicami miasta przeszedł marsz milczenia

W miejscu gdzie doszło do tragedii, mieszkańcy znów zapalili znicze i przynosili maskotki
Ulicami Zduńskiej Woli przeszedł marsz milczenia po śmierci sześcioletniego Maksymiliana
Źródło: TVN24
Kilkaset osób przeszło ulicami Zduńskiej Woli w marszu milczenia. Zorganizowano go pod hasłem "Stop Przemocy" po śmierci sześcioletniego Maksymiliana, który został brutalnie pobity przez konkubenta jego matki. Przed kamienicą, gdzie doszło do tragedii, mieszkańcy wypuścili w niebo setki białych balonów, zapalili znicze i pozostawiali maskotki.

Milczący marsz pod hasłem "Stop Przemocy" przeszedł ulicami Zduńskiej Woli 22 maja wieczorem. Wzięło w nim udział kilkaset osób. Zduńskowolanie uczcili w ten sposób śmierć sześcioletniego Maksymiliana, który przed dwoma tygodniami został brutalnie pobity przez konkubenta matki chłopca.

Białe balony, znicze i maskotki

Wielu mieszkańców, z którymi rozmawiała reporterka TVN24, mówiło, że nie zgadza się na przemoc, niektóre osoby miały łzy w oczach. - Ten chłopczyk był w tej samej grupie co moja wnuczka, naprawdę to było wspaniałe dziecko. Dla mnie to jest nie do pomyślenia, dla mnie to jest szok, żeby tak się znęcać nad dzieckiem - mówiła ze łzami w oczach pani Teresa. - Mam wnuczki w tym samym wieku, dlatego tutaj jestem - mówiła ze łzami w oczach pani Teresa. Mieszkańcy wypuścili w niebo setki białych balonów - symbolizujących niewinność, zapalili też znicze i pozostawiali maskotki obok kamienicy, w której doszło do tragedii.

Ulicami Zduńskiej Woli przeszedł marsz milczenia po śmierci sześcioletniego Maksymiliana
Ulicami Zduńskiej Woli przeszedł marsz milczenia po śmierci sześcioletniego Maksymiliana
Źródło: TVN24

Wynajmująca mieszkanie: Paulina kochała tego chłopca

Nasza reporterka rozmawiała z kobietą, która wiele lat wynajmowała mieszkanie matce sześciolatka - Paulinie i jej partnerowi. Jak mówiła, miała o niej bardzo dobre zdanie, kochała tego chłopca i dbała o niego, dopóki nie związała się z 28-latkiem. - Rozmawiałam z dzielnicowym, ten człowiek wysyłał mi "głosówki", wiele razy groził, że spali kamienicę - opowiadała kobieta. Ostatecznie wypowiedziała umowę. 32-latka wspólnie z partnerem i synem wyprowadziła się do kamienicy, w której doszło do tragedii.

W miejscu, gdzie doszło do tragedii, mieszkańcy znów zapalili znicze i przynosili maskotki
W miejscu, gdzie doszło do tragedii, mieszkańcy znów zapalili znicze i przynosili maskotki
Źródło: TVN24

Śmierć sześcioletniego Maksymiliana

Do tragedii doszło 7 maja w Zduńskiej Woli. Matka 6-letniego Maksymiliana, którego wychowywała ze swoim konkubentem, zadzwoniła na służby, informując, że jej syn nie oddycha. Życia chłopca nie udało się uratować. Śledczy ustalili, że został brutalnie pobity. Z informacji zebranych przez reportera tvn24.pl wynika, że kobieta mieszkała przez osiem lat ze swoim partnerem, ojcem Maksymiliana. Ale ten trafił na początku 2025 roku do więzienia. Pobił kobietę tak, że trafiła na kilkanaście dni do szpitala. Wcześniej nie było wobec rodziny żadnych zastrzeżeń. Kobieta związała się następnie z Danielem S. Prokuratura postawiła 28-latkowi zarzut zabójstwa chłopca. Przestępstwo popełnił w warunkach mulitirecydywy. Nie przyznał się do winy, grozi mu dożywocie. Matce chłopca postawiono zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieudzielenia pomocy, za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

Dyrektor MOPS-u w Zduńskiej Woli Krzysztof Bejmert zapewnił, że do placówki nie dotarła żadna informacja o przemocy stosowanej wobec chłopca. Sąsiedzi skarżyli się na agresję Daniela S., ale nie widzieli, ani nie słyszeli, żeby krzywdził dziecko.

Czytaj także: