Śmierć małego Maksymiliana. W bramie kamienicy morze zniczy i maskotek. "Nikt nic nie słyszał"

Morze zniczy w bramie kamienicy, w której doszło do tragedii
Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Sieradzu o śmierci 6-latka
Źródło: TVN24

Daniel S., który odpowie za zabicie 6-letniego Maksymiliana, mieszkał z dzieckiem i jego matką dopiero od kilku miesięcy. To wielokrotnie notowany recydywista, z wyrokami za pobicia. Sąsiedzi skarżyli się na jego agresywne zachowanie, ale ani oni, ani pomoc społeczna nie zauważyli, żeby krzywdził dziecko. Ojciec Maksymiliana natomiast siedzi w więzieniu za brutalne i dotkliwe pobicie swojej partnerki - matki chłopca.

Kluczowe fakty:
  • Do tragedii doszło 7 maja w Zduńskiej Woli. Matka 6-letniego Maksymiliana, którego wychowywała ze swoim konkubentem, zadzwoniła na służby, informując, że jej syn nie oddycha. Życia chłopca nie udało się uratować.
  • Z informacji zebranych przez reportera tvn24.pl wynika, że kobieta mieszkała przez osiem lat ze swoim partnerem, ojcem Maksymiliana. Ale ten trafił na początku 2025 roku do więzienia. Pobił kobietę tak, że trafiła na kilkanaście dni do szpitala. Wcześniej nie było wobec rodziny żadnych zastrzeżeń.
  • Kobieta związała się następnie z Danielem S. Prokuratura postawiła 28-latkowi zarzut zabójstwa chłopca. Przestępstwo popełnił w warunkach mulitirecydywy. Nie przyznał się do winy.
  • Dyrektor MOPS-u w Zduńskiej Woli zapewnił, że do placówki nie dotarła żadna informacja o przemocy stosowanej wobec chłopca. Sąsiedzi skarżyli się na agresję Daniela S., ale nie widzieli, ani nie słyszeli, żeby krzywdził dziecko.
  • Ulicami Zduńskiej Woli przejdzie 22 maja marsz milczenia pod hasłem "Stop Przemocy".

Ta tragedia wstrząsnęła nie tylko Zduńską Wolą, ale całą Polską. Sześcioletni Maksymilian zmarł w jednej z kamienic po tym, jak został skatowany przez konkubenta swojej matki.

Szybko pojawiły się pytania, czy tragedii można było zapobiec i czy ktoś mógł wcześniej zauważyć, że dziecku dzieje się krzywda.

Siedziba MOPS w Zduńskiej Woli
Siedziba MOPS w Zduńskiej Woli
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

MOPS: Nie mieliśmy sygnałów o przemocy wobec dziecka

Krzysztof Brejmer, szef MOPSU w Zduńskiej Woli zapewnia, że po zebraniu i wnikliwej analizie wszystkich zgłoszeń i doniesień z ostatnich dni może już powiedzieć, że pomoc społeczna nie interweniowała w rodzinie S. ani razu.

Dyrektor MOPS w Zduńskiej Woli, Krzysztof Bejmert
Dyrektor MOPS w Zduńskiej Woli, Krzysztof Bejmert
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Dodał, że wie, że dochodziło tam do interwencji innych służb, ale miały one związek z konfliktami sąsiedzkimi. - Te interwencje nie dotyczyły dziecka, nie było mowy, że dziecko jest krzywdzone, że wobec niego stosowana jest przemoc. MOPS nie był tam ani razu - przekazał Bejmert. - Ten chłopczyk był przedszkolakiem i nie było zgłoszeń ze strony przedszkola dotyczących tego, że może być w jakiś sposób krzywdzony. Słyszałem wypowiedź pani dyrektor, że dzieci do zajęć gimnastycznych przebierają się, a nauczyciele są uczuleni, żeby zwracać uwagę na ślady wskazujące na przemoc. Nie zauważyli niczego, ani w wyglądzie, ani w zachowaniu dziecka - dodaje.

Interwencje w sprawie konfliktów sąsiedzkich

Jak ustalił nasz dziennikarz, 32-latka przez osiem lat mieszkała ze swoim byłym partnerem - ojcem Maksymiliana - w kamienicy przy ulicy Sieradzkiej w Zduńskiej Woli. Tam również wychowywali wspólnie syna. Na początku roku kobieta została przez ojca Maksymiliana brutalnie pobita. On trafił za to do aresztu, ona na kilkanaście dni do szpitala.

Po opuszczeniu placówki matka chłopca zaczęła się spotykać z Danielem S. Najpierw zamieszkał razem z nią i Maksymilianem w kamienicy przy Sieradzkiej, a po około dwóch miesiącach wyprowadzili się na plac Wolności, gdzie doszło do tragedii.

Nasz dziennikarz pojechał do kamienicy przy Sieradzkiej i porozmawiał z mieszkańcami. Potwierdzili, że z "nowym" partnerem kobiety - Danielem S. dochodziło do awantur i że wielokrotnie interweniowały tam służby. - On się tu pojawił (nowy partner) pod koniec stycznia, może na początku lutego. Ona jak została pobita przez byłego, to leżała w szpitalu, a potem chwilę u matki była, ostatecznie się z tym Danielem S. pojawiła tutaj - mówi mieszkająca tam od kilkunastu lat kobieta. - Ja panu wszystko pokaże, proszę iść za mną. Znam tu wszystkich lumpów, którzy tu byli, policjantów i kuratorów co interweniowali, pan idzie ze mną - kontynuuje kobieta.

Budynek przy ulicy Sieradzkiej, z którego wyprowadziła się Paulina M.
Budynek przy ulicy Sieradzkiej, z którego wyprowadziła się Paulina M.
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Podeszła do budynku, w którym mieszkała para. Okna w mieszkaniu nie były zasłonięte, widać, że lokal jest opuszczony. Na parapecie stoi tylko plastikowa butelka z wodą. - Wie pan, co tu było? Tu była hałda śmieci i smród - tak to wyglądało - opisuje. Zapytaliśmy, czy znała nowego partnera 32-latki. - Przecież on mi groził, proszę pana, samochód mi oblał klejem, psa wyprowadzał i nie sprzątał po nim. Na początku zwróciłam uwagę jej (Paulinie M.) i po tym się to wszystko zaczęło. Jak zwróciłam jemu uwagę - tak delikatnie, to środkowego palca pokazywał i krzyczał - przekazuje kobieta. Rozmowę usłyszał mężczyzna, który mieszka w budynku obok mieszkania, które wynajmowała Paulina M. Zapytaliśmy o 28-latka, który jest podejrzany o zabójstwo chłopca. - On był bardzo agresywny - powiedział mężczyzna. W słowo weszła mu kobieta. - Proszę pana, to było wcielenie diabła, nie tylko jak tak mówiłam - dodała kobieta. - Wszystkich zastraszał, pobił młodego chłopaka, który mieszkał tu u góry, prysnął mu gazem po oczach. Prawdopodobnie kable poprzecinał w korytarzu - kontynuował mężczyzna.

Zapewnił, że nigdy nie słyszał płaczu dziecka i krzyków, nie informował też MOPS-u. - Gdyby dziecko płakało, darło się, to przecież każdy z nas by to zgłosił, ale nie było słychać niczego niepokojącego - powiedział. Zapytaliśmy o ojca biologicznego zmarłego Maksa. Mieszkańcy powiedzieli, że "święty nie był", ale było widać, że zajmował się synem. - Tu taka mała piaskownica stała, Maksiu się w tej piaskownicy bawił, chodził z nim na spacery - powiedzieli. Mieszkańcy dodali, że 32-latka wspólnie z 28-letnim partnerem i sześciolatkiem wyprowadzili się z kamienicy przy ulicy Sieradzkiej w kwietniu.

Morze zniczy w bramie kamienicy, w której doszło do tragedii
Morze zniczy w bramie kamienicy, w której doszło do tragedii
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Morze zniczy

Jak już wiemy, kobieta wraz z synem i konkubentem zamieszkali w kamienicy przy Placu Wolności, naprzeciwko Urzędu Miejskiego w Zduńskiej Woli. Tydzień po tragedii w bramie kamienicy stoi morze palących się zniczy, obok są zdjęcia małego Maksymiliana i mnóstwo maskotek. Nasz dziennikarz spotkał na miejscu kobietę, która przyszła zapalić znicz, miała łzy w oczach. - Jestem tu trzeci raz, do dziś nie mogę sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, jak można było skrzywdzić takiego małego aniołka, co on był winny? To jest niewyobrażalna tragedia, dla mnie też, mimo że nie znałam tego dziecka, ani tych ludzi - powiedziała kobieta.

Zapaliła znicz w ciszy i po chwili wyszła, wycierając poliki chusteczką. Żaden z mieszkańców kamienicy tydzień po tragedii nie chciał już z nami rozmawiać. Ale przed tygodniem lokatorzy rozmawiali z reporterką TVN24 Katarzyną Pasikowską-Poczopko. Sąsiad pary, powiedział, że rano słyszał płacz dziecka, kiedy wracał po godzinie 5 ze spaceru z psem, przyjechała policja. Dodał, że para wprowadziła się do mieszkania niecały miesiąc temu. Jak zaznaczył, dziecka nigdy nie widział.

zdunskawola1
Relacja sąsiada
Źródło: TVN24

Jedna z mieszkanek przyszła na miejsce, by zapalić znicz. Pani Teresa, sąsiadka, nie widziała nigdy dziecka. - Nie było słychać awantur, oni nie mieszkali tu długo - dodała kobieta.

Marsz Milczenia "Stop Przemocy"

W związku z tragedią, 22 maja ulicami Zduńskiej Woli przejdzie marsz milczenia pod hasłem "Stop Przemocy". - Jestem głosem wszystkich mieszkańców Zduńskiej Woli, wyszło to z takiej zwykłej potrzeby pokazania, że mimo tego, że jesteśmy małym miastem, nie zgadzamy się na żadną przemoc i mamy też w zamiarze uczcić pamięć tragicznie zmarłego Maksymiliana. Zaczynamy o godzinie 18 na parkingu przy ulicy Łaskiej 40, jeżeli ktoś ma tylko chęć dołączyć do nas w jakimkolwiek etapie marszu - będziemy wdzięczni. Im więcej nas będzie, tym lepiej, żeby pokazać, że musi nastąpić koniec przemocy - poinformowała organizatorka, Monika Łukomska.

Mieszkańcy żegnają małego Maksymiliana
Mieszkańcy żegnają małego Maksymiliana
Źródło: Piotr Krysztofiak, tvn24.pl

Zarzut dla matki i konkubenta

W czwartek (8 maja) konkubent matki chłopca został doprowadzony do Prokuratury Rejonowej w Zduńskiej Woli, gdzie 28-latek usłyszał zarzut zabójstwa w multirecydywie. Jak przekazała prokurator Jolanta Szkilnik, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, podejrzany nie przyznał się do zabójstwa i przedstawił swoją wersję zdarzeń. - Wyjaśnienia podejrzanego będą weryfikowane w toku śledztwa, podobnie jak odtworzony zostanie ostatni okres życia dziecka i zachowania osób towarzyszących chłopcu przed śmiercią - powiedziała prokurator Szkilnik. Mężczyzna był wielokrotnie notowany, więc za zabójstwo odpowie w warunkach wielokrotnej recydywy. - Podejrzany był wcześniej karany za przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu, co daje podstawę do takiej kwalifikacji prawnej zarzucanego mu czynu. W tej sytuacji zbrodnia zagrożona jest karą dożywotniego pozbawienia wolności - powiedziała.

Doprowadzenie Daniela S.
Doprowadzenie Daniela S.
Źródło: TVN24

Śledczy weryfikują, czy w rodzinie dochodziło wcześniej do aktów przemocy. Na razie wiadomo, że nie miała ona założonej niebieskiej karty. Od opiekunów zmarłego chłopca pobrano próbki do badania za zawartość środków odurzających. Pytana o obrażenia odniesione przez Maksymiliana Szkilnik podała, że "są to różne rodzaje obrażeń w górnej części ciała, jak i obrażenia wewnętrzne. Jednak za wcześnie, by mówić o tym, kiedy powstały". Wyniki sekcji zwłok będą znane za kilka tygodni. Matce chłopca postawiono zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieudzielenia pomocy, za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności. - Matka dziecka składała wyjaśnienia, które były weryfikowane i po analizie danych i wykonanym eksperymencie, materiał, który został zgromadzony, dał podstawę, by nie zarzucić jej współudziału w zbrodni zabójstwa, ale jej zachowanie z nieudzieleniem pomocy i niereagowaniem na to, co się z dzieckiem dzieje, będzie wyczerpywało znamiona znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieudzielenia pomocy - poinformowała prokurator Jolanta Szkilnik.

Czytaj także: