Nauczycielu, nie bój się o pracę. Jeżeli w wyniku reformy stracisz etat, to zawsze możesz wstąpić do straży miejskiej - taką ofertę dla belfrów wymyślili strażnicy. Eks-nauczyciel ma być pomocny zwłaszcza do pracy z młodzieżą. Ale wcześniej musi zdać egzamin sprawnościowy.
- Szukamy na razie dziewięciu osób z wykształceniem pedagogicznym. Nie ukrywamy, że doświadczenie w pracy z dziećmi będzie ważnym atutem - mówi Joanna Prasnowska ze straży miejskiej w Łodzi.
Wymagania i wynagrodzenie
Zanim jednak nauczyciel będzie mógł założyć mundur, będzie musiał przejść testy sprawnościowe.
- Kandydat musi zrobić co najmniej 21 siadoskłonów, czyli popularnych "brzuszków". Do tego dochodzi bieg na 800 metrów dla kobiet i kilometr dla mężczyzn. Oprócz tego kandydat musi zdać test z biegu po kopercie - opowiada rzeczniczka.
Do tego dochodzi umiejętność rzucania piłką lekarską. Kobiety muszą pokonać 5,5 metra a mężczyźni - 8 metrów.
Co w zamian? Pensja strażnika miejskiego to na początku 2 tys. złotych brutto.
- Po dwóch latach pracy strażnik może liczyć na 2450 złotych brutto. Ale chodzi o osoby, dla których to pierwsze zajęcie. Doświadczeni pracownicy mogą doliczyć sobie jeden procent za każdy przepracowany rok - mówi Prasnowska.
"Dla bardzo zdesperowanych"
Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego mówi, że propozycja strażników może zainteresować tylko najbardziej zdesperowanych belfrów.
- Byłoby to niedorzeczne, żeby ludzi na kształcenie których wydano miliony, pracowali w straży miejskiej. Z całym szacunkiem dla strażników - mówi Broniarz.
Dodaje, że nauczyciele, którzy stracą pracę dużo bardziej przydaliby się jako wsparcie dla rodzin czy osób zależnych od innych.
- Obecnie w Polsce skupiamy się na pomocy socjalnej, ale nikt nie gwarantuje takim ludziom pomocy pedagogicznej. A to właśnie ona może pomóc im lepiej radzić sobie z rzeczywistością - mówi.
Czekają na burzę
Broniarz mówi, że na razie trudno oszacować, jak wielu nauczycieli może pożegnać się z pracą.
- Będzie kilka etapów przejściowych. Pierwszym będzie okres od czerwca do września przyszłego roku, kiedy wygaszona zostanie jedna z klas. Finalny efekt reformy będziemy znać dopiero we wrześniu 2019 roku - opowiada prezes ZNP.
Zgodnie z przygotowaną reformą edukacji, w miejsce obecnie istniejących szkół mają być: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum ogólnokształcące, 5-letnie technikum, dwustopniowe szkoły branżowe i szkoły policealne.
Gimnazja natomiast mają zostać zlikwidowane. Zmiany mają być wprowadzane stopniowo począwszy od roku szkolnego 2017/2018. Od tego samego roku miałaby być wprowadzana do szkół nowa podstawa programowa.
Jako pierwsi zgodnie z nią mieliby się uczyć uczniowie klas I, IV i VII szkoły podstawowej, I klasy szkoły branżowej, I klasy szkoły specjalnej przysposabiającej do pracy oraz słuchacze I semestru szkoły policealnej.
Anna Zalewska, szefowa MEN podkreśla, że żaden nauczyciel nie straci pracy w związku ze zmianą systemu, bo liczba dzieci i oddziałów pozostanie taka sama. - Nauczycielom zostaną ustawowo zagwarantowane miejsca pracy - zaznacza.
- Już wiemy, że to deklaracje bez pokrycia. Z gmin otrzymujemy jednoznaczne sygnały, że zwolnienia będą konieczne - kończy Sławomir Broniarz.
Autor: bż/mś / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź