Dwa magnesy przy dłoniach generują prąd. A ten jest przesyłany do materiału, który ładuje telefon w twojej kieszeni. Łódzcy naukowcy stworzyli materiał, który działa jak ładowarka indukcyjna. Pomysł został opatentowany i - jak się dowiadujemy - nie brakuje chętnych do jego komercyjnego wykorzystania.
Ta idea jest genialna w swojej prostocie i polega na podmianie materiałów obecnie używanych przy produkcji tkanin: wełny, bawełny i lnu. Profesor Katarzyna Grabowska, dziekan Wydziału Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów Politechniki Łódzkiej wpadła na pomysł stworzenia tkaniny hybrydowej – w którą będzie można nie tylko się ubrać, ale która będzie miała niezwykłe właściwości.
- Jako rdzeń zaczęłam stosować nitkę typowo stalową, a na oplot stosowałam cieniutką nitkę miedzianą - opowiada prof. Grabowska.
Tak powstała nitka, a potem cały materiał. W dotyku jest nieco bardziej szorstki, niż ten zrobiony na przykład z bawełny.
- Reaguje ona na zmienne pole magnetyczne w taki sposób, że miedziana nitka indukuje prąd - opowiada rozmówczyni tvn24.pl.
Od kombinezonu do ładowarki
Autorka pomysłu na początku nie łączyła jego przyszłości z telefonami komórkowymi, tylko z kombinezonami ochronnymi.
- Gdyby ze stworzonego u nas materiału hybrydowego zrobić strój na przykład dla pracowników pracujących na masztach komunikacyjnych, to materiał nie tylko będzie ich chronił przed zmiennym polem elektromagnetycznym, ale też - na skutek oporu elektromagnetycznego - będzie ich grzał - mówi prof. Katarzyna Grabowska.
Te możliwości jednak nie zadowoliły w pełni autorki pomysłu. Chciała go wykorzystać tak, żeby każdy mógł z niego zrobić pożytek. Tak wpadła na pomysł stworzenia niebanalnej ładowarki – indukujący prąd może przecież ładować telefon.
- To nie jest duży prąd, ale wystarczający do tego, żeby podładowywać niewielkie urządzenia elektroniczne, na przykład smartfony - opowiada nasza rozmówczyni.
Tekstylna ładowarka
Żeby jednak prąd dostarczyć do telefonu trzeba go najpierw wyprodukować. Pomysł jest taki, żeby na nadgarstkach zainstalować małe, ale silne magnesy.
- Ruszając rękoma, wywołujemy zmienne pole magnetyczne, które indukuje prąd - opowiada prof. Grabowska.
Ilość prądu jest uzależniona od tego, na ile intensywnie użytkownik będzie machał rękoma. Dlatego wynalazek może być atrakcyjny na przykład dla biegaczy. Ale nie tylko.
- Najwyższe natężenie prądu, jakie udało mi się uzyskać, to 10 miliamperów - dodaje nasza rozmówczyni.
Taki prąd co prawda nie naładuje telefonu, ale powinien skutecznie chronić urządzenie przed jego rozładowywaniem.
Czas na hit?
Pomysł został już opatentowany. Przedstawiciele łódzkiej uczelni stworzyli prototyp. Z ministerstwa nauki otrzymali pieniądze na promocję tekstylnej ładowarki.
- Już rozmawiamy z pierwszymi firmami, które są zainteresowane wdrożeniem produktu - mówi dr Monika Malinowska-Olszowy, pełnomocnik dziekana ds. promocji Wydziału Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów Politechniki Łódzkiej.
Dodaje, że tekstylna ładowarka nie powinna być droższa niż przeciętny powerbank.
- Oczywiście innowacyjne rozwiązania bywają drogie, ale siłą tekstylnej ładowarki jest to, że opiera się na dobrym pomyśle, a nie drogich materiałach - kończy.
Autor: bż/gp/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź