W Polsce jest 2477 gmin. W co piątej wójtem lub burmistrzem chce zostać tylko jedna osoba. W konsekwencji, zamiast tradycyjnych wyborów, będzie tam zorganizowany plebiscyt poparcia. Nigdy dotąd zjawisko nie było tak powszechne, jak teraz. Odwiedziliśmy kilka gmin, żeby dowiedzieć się, co o tym sądzą zarówno wyborcy, jak i sami kandydaci.
Żeby dojechać do Urzędu Gminy Nowosolna trzeba zachować czujność i pokonać skrzyżowanie, gdzie krzyżuje się aż osiem dróg. Poprawny przejazd wymaga patrzenia na wskazania sygnalizatorów świetlnych, znaków poziomych i stosowania zasady prawej ręki. Wszystko na raz. Prawdziwa udręka dla kierowców. Zmartwiony za to nie powinien być wójt Nowosolnej, Piotr Szcześniak. W wyścigu wyborczym będzie rywalizował sam ze sobą. Inni kandydaci się nie zgłosili.
W dniu wyborów samorządowych mieszkańcy wezmą udział w plebiscycie - będą mogli poprzeć wójta Szcześniaka albo odrzucić jego starania o reelekcję. Doświadczenie uczy, że wójt powinien być spokojny: z 332 podobnych plebiscytów w 2018 roku aż 330 zakończyło się korzystnie dla jedynego kandydata.
- Nigdy dotąd u nas nie było tak, żeby nie było kontrkandydata. Bardzo to wszystko zaskakujące. Plebiscyt to coś, z czym dotąd nie miałem doświadczenia. Nie wiem, czy ludzie przyjdą, jaka będzie frekwencja, jak zagłosują - wójt Piotr Szcześniak wzrusza ramionami, kiedy stoi przed naszą kamerą.
- Ale co pan o tym myśli, że nikt z panem nie chciał rywalizować? - pytamy.
- Z jednej strony, gdybym myślał, że jestem tak dobry, że nikt nie chce nawet próbować odebrać mi mandatu, to bym się nawet cieszył. Na pewno by mi to schlebiało - opowiada wójt. Szybko jednak dodaje, że to tylko jedna - ta miła - strona medalu.
- Druga jest niepokojąca dla samej idei samorządu. Może oznaczać, że mieszkańcy nie bardzo garną się do tego, żeby współodpowiadać za przyszłość gminy. Chciałbym wierzyć, że prawdziwe jednak jest to pierwsze, milsze wrażenie - mówi jedyny kandydat na wójta.
Podkreśla, że z piętnastoosobowej rady gminy wyborcy wybiorą ledwie pięciu. Dlaczego? Bo pozostała dziesiątka dostanie mandat automatycznie - w ich okręgach są bowiem jedynym kandydatem, więc nie ma sensu urządzać głosowania. w pozostałych. - Tak nie powinno być - ocenia Piotr Szcześniak.
Od gminy do gminy
W sąsiedniej, oddalonej o 11 kilometrów gminie Brzeziny też jest tylko jedna osoba do objęcia funkcji wójta - to ubiegająca się o reelekcję Barbara Hojnacka.
- Jak to, jest tylko ona? To co to za wybory? - pyta zaskoczony pan Jerzy, którego spotykamy w centrum Brzezin. Tłumaczymy, że o ile do funkcji burmistrza zgłosiło się aż czterech kandydatów, to w sprawie władz wiejskiej gminy można być tylko za albo przeciw obecnej wójt. - Coś w tym jest, nawet nigdzie plakatów nie ma. Jakby w ogóle wybory nie szły - mówi nieco zdziwiony.
- To może wynikać z zaufania społecznego do kandydata. Ale z drugiej strony sam widzę, że ludzie nieco wycofują się z udziału w samorządności. Sam jestem po administracji publicznej na Uniwersytecie Łódzkim, a staram się pozostawać dość daleko od tematyki działalności społecznej - mówi Marcin Marciniak, z którym rozmawiamy niedaleko brzezińskiego magistratu.
Rozmówca tvn24.pl ocenia, że ludzie - zamiast angażować się w politykę najniższego szczebla - wolą skupić się na swoich sprawach, rodzinie, biznesie. - Sam myślałem kiedyś, że będę burmistrzem, ale zmieniłem zdanie. To bardzo ciężka praca. Jasne, jest płatna, ale i tak nie da się tego robić na dłuższą metę bez tego pierwiastka społecznego - mówi.
Z Brzezin do Koluszek, które słyną z dużej liczby połączeń kolejowych, jest zaledwie 9 kilometrów. Zatrzymujemy się pod urzędem miasta, w którym burmistrzem jest Waldemar Chałat. Nikt nie zgłosił chęci, żeby go w tej funkcji zastąpić.
- Chciałbym nieć kontrkandydatów. Konkurencja dobrze robi, poza tym ludzie mają z kogo wybrać - zapewnia burmistrz, który otwarcie przyznaje, że jego reelekcja "jest dość prawdopodobna”.
- Dlaczego nikt nie stanął z panem w szranki? - pytamy.
- Nie wiem. Moi przeciwnicy funkcjonują, wystawiają listy (na radnych miejskich - red.). Jednocześnie nie wystawiają kandydata na burmistrza, nie jest to naturalne. Wiem o gminach, gdzie w ogóle nie ma głosowania na radnych. A przecież istotą demokracji jest to, że ludzie mają wybór - zaznacza rozmówca tvn24.pl.
Z Koluszek jedziemy do gminy Brójce. Tam też kandydat jest tylko jeden. Znowu słyszymy od miejscowych, że nikt w wyścigu wyborczym poza obecnym wójtem nie startuje, bo "w gminie dobrze się dzieje”.
- Jakby było źle, to by go ludzie na taczkach wywieźli. A nie wywożą, tylko niemal dają mu mandat na talerzu. Czego się tu czepiać? - pyta pani Jolanta, z którą rozmawiamy na miejscu.
Ponad czterysta plebiscytów
Naszą wycieczkę moglibyśmy ciągnąć jeszcze bardzo długo i po całej Polsce. Często byśmy musieli robić postoje, bo w niemal co piątej gminie w Polsce będzie plebiscyt zamiast wyborów.
Komitety wyborcze miały czas do czwartku, do godziny 16 żeby rejestrować kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dane, który spływały do Państwowej Komisji Wyborczej, na bieżąco analizuje dr Paweł Stępień, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
- Ze wszystkich 2477 gmin aż w 439 (dane z godziny 16 PKW z 2465 gmin - red.) odbędą się plebiscyty, bo jest tylko jeden chętny do objęcia funkcji. Wybory dostaną więc kartę wyborczą, za pomocą której będą mogli zagłosować za, albo przeciwko kandydatowi - przekazuje.
- Mediana głosów w takich plebiscytach to około 85 procent głosów poparcia. Przegrane plebiscyty zdarzają się ekstremalnie rzadko - mówi politolog.
W 2018 roku były dwa takie przypadki. W Działoszynie (woj. łódzkie) o fotel burmistrza walczyła początkowo wystawiona przez PiS Mariola Paśnik oraz dotychczasowy burmistrz Rafał Drab. Państwowa Komisja Wyborcza, kilka godzin przed otwarciem lokali wyborczych, skreśliła Draba z list. Komisja uznała, że skłamał, deklarując, że także należy do PiS, mimo że startował z własnego komitetu, a partia wykluczyła go w lipcu ze swoich szeregów.
Mieszkańcy nie poparli Marioli Paśnik (zdobyła 70 proc. głosów na "nie"). Stanowisko ostatecznie obronił Rafał Drab, którego wybrała rada miasta.
Sam ze sobą wyścig wyborczy o fotel wójta przegrał też kandydat na wójta w gminie Sidra (woj. podlaskie). Jedynym kandydatem był Jan Ogił, którego główny konkurent zmarł niedługo wcześniej.
Co dzieje się w przypadku przegranego plebiscytu? Wójta czy też burmistrza wybiera rada miasta lub gminy. Wybór musi zapaść przy obecności przynajmniej 1/3 radnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby radni wybrali osobę, która wcześniej kandydowała, ale została odrzucona przez głosujących.
Mniej wyboru
Dr Paweł Stępień podkreśla, że jeszcze nigdy w historii Polski plebiscytów zamiast wyborów nie było tak wiele, jak obecnie.
- To z pewnością niepokojące. Miejmy nadzieję, że to się zmieni w kolejnych wyborach, bo wójtowie, burmistrzowie i prezydenci już nie będą ubiegać się o reelekcję. Będziemy mieli wybory w formule open race, to zawsze zwiększa liczbę kandydatów i zainteresowanie wyborami - mówi ekspert.
Jego zdaniem, obecnie rządzący samorządowcy są beneficjentami wzrostu gospodarczego ostatnich lat. - Zmiany w Polsce, również gminnej i powiatowej są widoczne gołym okiem. Część zasług przypisują sobie samorządowcy - mówi ekspert.
Dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego ocenia, że oglądamy proces "noszący znamiona poważnego kryzysu demokracji”.
- Oczywiście może być tak, że jakiś samorząd wykonuje swoje na tyle dobrze, że nikomu nie przychodzi do głowy, żeby cokolwiek zmieniać. Obawiam się jednak, że w istocie chodzi o coś innego - że obserwujemy konsekwencje faktu, że część samorządowców okopała się i zakorzeniła na tyle głęboko, że nikt nie próbuje nawet zagrozić ich pozycji - ocenia dr Materska-Sosnowska
Jej zdaniem, brak chętnych do rywalizacji w wyborach jest też wynikiem słabości opozycji. - Została ona tak osłabiana przez rządzących, że nie jest w stanie nawet wykształcić kandydatów, którzy stanowiliby jakiekolwiek realne zagrożenie dla osób, które obecnie rządzą gminami czy miastami - ocenia.
Do tego - jak wylicza - należy dodać słabość mediów lokalnych.
- Często są one na garnuszku samorządu. Jeżeli czymś nie zajmą się duże, ogólnopolskie media, niekorzystna dla lokalnej władzy narracja nigdy nie wychodzi na światło dzienne - dodaje.
Z kolei profesor Jacek Reginia-Zacharski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego, komentuje, że zjawisko utrwalania władzy jest tym bardziej widoczne, im niższego szczebla administracji państwowej dotyczy.
- Można powiedzieć, że im bliżej obywatela, tym zjawisko petryfikacji, utrwalenia władzy jest bardziej widoczne. Między innymi dlatego, że władza samorządowa, w przeciwieństwie do tej ogólnopolskiej to kwestie bardzo konkretne: drogi, chodniki, organizacja remontów. To coś bardziej odczuwalnego i namacalnego, niż kwestie światopoglądowe w dużej skali ogólności - mówi profesor Reginia-Zacharski.
Jego zdaniem, bierność wyborców w kontekście wyborów samorządowych może też wynikać z braku anonimowości. - W małych społeczeństwach trudno się "schować”. Niesubordynacja wobec władzy lokalnej może zostać zauważona i w jakiś sposób ukarana. A to nie jest czynnik, który sprzyja aktywności - kończy rozmówca tvn24.pl.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl