Po dwóch dniach poszukiwań policja ujęła kierowcę, który jadąc tirem, potrącił dziecko i uciekł z miejsca wypadku. Mężczyzna tłumaczy się teraz, że nawet nie zauważył całego zdarzenia. Sprawą zajęli się reporterzy programu "Blisko ludzi" w TTV.
Do tragedii doszło pięć dni temu w Rokicinach w województwie łódzkim. Rozpędzony tir wpadł na dwóch braci wracających ze szkoły skrajem drogi. Od przystanku autobusowego do domu dzieliło ich zaledwie kilkaset metrów. Musieli iść poboczem, bo we wsi nie ma chodnika.
Jeden z chłopców - 14-latek - wciąż walczy o życie. Drugi, 10-latek, który był jedynym świadkiem wypadku - widział jak kierowca uciekł z miejsca zdarzenia.
Policji udało się zatrzymać sprawcę po dwóch dniach. 64-letni Zbigniew Sz. usłyszał już zarzuty nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym, za co grozi mu kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna twierdzi, że nie zauważył tego, że potrącił chłopca.
Czternaście lat walki o bezpieczeństwo
Bulwersujące tłumaczenia kierowcy to tylko jeden z szokujących aspektów w tej sprawie. Do całej sytuacji nie doszłoby, gdyby trochę więcej dobrej woli wykazał zarząd dróg wojewódzkich.
Lokalne władze od czternastu lat walczą o wybudowanie w tym miejscu pobocza i chodnika. Bez skutku. Zarząd dróg wojewódzkich, czyli właściciel drogi, nie chce spełnić ich próśb, zwodząc przez cały ten czas.
Wyjadą traktorami
- Nie bagatelizujemy tej sprawy. Żeby ten chodnik poszerzyć, trzeba pas drogowy, uwłaszczyć okoliczne grunty. Jest to bardzo trudne. Mamy nadzieję, że uda nam się tę inwestycję szybko uruchomić - mówi dla "Blisko ludzi" Marcin Nowicki, rzecznik zarządu.
Konkretnej daty rozpoczęcia inwestycji nie ma, dlatego mieszkańcy zamierzają protestować. - Rolnicy wyjadą traktorami i będziemy stać, cały tydzień, aż w końcu coś zrobią - mówią.
Autor: TG//kdj/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24