Od trzech lat obowiązuje prawo, które - w założeniu - miało oduczyć kierowców na autostradach i ekspresówkach jazdy na zderzaku, czyli bez zachowania bezpiecznej odległości. Nie pomogło - tragedii spowodowanych przez kierowców nietrzymających dystansu jest coraz więcej, a od zeszłego roku to już najczęstsza przyczyna wypadków na drogach szybkiego ruchu. Policja niby ma sprzęt do walki z tym zjawiskiem, ale brakuje jej ludzi.
- W zeszłym roku karano za jazdę na zderzaku średnio 6,26 kierowców dziennie. Tylu kierowców byłby w stanie złapać jeden patrol w ciągu maksymalnie kilku godzin.
- To oznacza, że w praktyce prawdopodobieństwo otrzymania kary za bardzo niebezpieczne jeżdżenie tuż za pędzącym przed nami pojazdem jest bliskie zeru.
- Policja odpowiada krótko: nie mamy wystarczającej liczby patroli, żeby porządnie się tym zająć
W nocy z piątku na sobotę na drodze S7 w Borkowie pod Gdańskiem zderzyło się 21 aut, zginęły cztery osoby. Tragiczna sekwencja zdarzeń rozpoczęła się - jak ustaliła prokuratura - od 37-letniego kierowcy tira, który wjechał tył poprzedzającego go auta. Kilka godzin wcześniej na obwodnicy Wrocławia zderzyły się 23 pojazdy, tam na szczęście nikt nie ucierpiał. Starszy aspirant Aleksandra Freus z wrocławskiej komendy miejskiej podkreślała w rozmowie z tvn24.pl tuż po zdarzeniu, że doszło do "efektu domina" - najpierw doszło do kolizji, a potem wpadały na siebie kolejne auta, których kierowcy nie zachowali ani czujności, ani bezpiecznej odległości.
Dzień wcześniej na warszawskiej trasie S8 na wysokości ulicy Księcia Janusza zderzyło się siedem samochodów osobowych i dwie ciężarówki. Zaczęło się od tego, że na ekspresówkę wbiegło dzikie zwierzę. Kierowcy zaczęli hamować, a potem wpadały na siebie kolejne pojazdy.
Prawo jedno, rzeczywistość drugie
Żeby na drogach szybkiego ruchu nie dochodziło do efektów domina, w czerwcu 2021 roku wprowadzono przepisy wskazujące, ile metrów ma wynosić odstęp między samochodami. Chodzi o to, żeby w razie nagłego hamowania jednego z pojazdów kierowca jadący z tyłu miał czas na to, żeby zareagować. Przepisy wskazują, że nie można jechać bliżej innego auta niż połowa naszej prędkości wyrażona w metrach. Kiedy jedziemy 140 na godzinę, to odstęp musi być co najmniej 70 metrów. Minimalny dystans przy 110 km/h wynosi 55 metrów i tak dalej.
Jak nowe regulacje wpłynęły na rzeczywistość na polskich dorgach? Nijak. Liczba wypadków spowodowanych przez jazdę na zderzaku od lat rośnie. Według policyjnych statystyk, w 2020 roku z tego powodu na autostradach doszło do 70 wypadków, rok później (kiedy wprowadzono nowe regulacje) było ich już 96.
W 2022 roku było ich już 111, a w zeszłym - już 128. Po raz pierwszy jazda na zderzaku stała się najczęstszą przyczyną autostradowych wypadków, zostawiając w tyle nadmierną prędkość (w 2023 roku z tego powodu doszło do 102 wypadków).
Laserem w kierowców
Żeby regulacje wprowadzone ponad trzy lata temu nie były martwe, każda z komend wojewódzkich dostała urządzenia pozwalające na sprawdzanie odległości między pojazdami. Wygląda bardzo podobnie do tradycyjnej "suszarki", czyli urządzenia służącemu policji do sprawdzania prędkości.
W 2021 roku poprosiliśmy policję, żebyśmy mogli przyjrzeć się, jak funkcjonariusze kontrolują przestrzeganie nowych przepisów. Ostatecznie musieliśmy udać się do Poznania. Akcja wymagała zaangażowania kilku patroli. Jeden z nich - korzystając z laserowego miernika - sprawdzał odległości między samochodami i nagrywał tych, którzy jechali innym na zderzaku.
Informacje te były przekazywane do funkcjonariuszy stojących kilka kilometrów dalej - w miejscu, gdzie można bezpiecznie zatrzymać i radiowóz i namierzonych. W przypadku akcji poznańskich policjantów takim miejscem jest punkt poboru opłat w Gołuskach.
- Tego typu akcje prowadzimy do teraz. Policjanci sprawdzają odległości między pojazdami raz w tygodniu - mówi nam młodszy inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Dodaje, że "problem jest powszechny", bo podczas jednej, trwającej kilka godzin akcji funkcjonariusze są w stanie namierzyć i ukarać kilkudziesięciu kierowców.
- Maksymalna kara za wykroczenie, jakim jest brak bezpiecznego odstępu to 500 złotych i sześć punktów karnych - dodaje Andrzej Borowiak.
Podkreśla, że w Wielkopolsce akcje byłyby organizowane częściej, gdyby nie braki kadrowe.
Kropla w morzu
Problem w tym, że niezadowolona z liczby kontroli Wielkopolska wypada znakomicie na tle reszty kraju, która - jak wynika z danych udostępnionych nam przez Komendę Główną Policji - nie robi niemal nic, żeby walczyć z plagą kierowców jeżdżących na zderzaku.
Skoro wielkopolska policja raz w tygodniu przeprowadza akcję i podczas każdej nakłada karę na kilkudziesięciu kierowców (dla bezpieczeństwa przyjmijmy, że ukaranych średnio jest 10), to rocznie liczba mandatów powinna wynosić około pięciuset.
Tymczasem Komenda Główna Policji przekazała, że w całym roku 2023, policjanci w całej Polsce za brak bezpiecznego odstępu ukarali 2285 kierowców. Czyli sama Wielkopolska "wyrabia" niemal jedną czwartą. To jednak nie koniec złych wieści. W tym roku - od 1 stycznia do 20 października - liczba ukaranych za to samo kierowców wynosi 1796.
Co nam mówią te dane? Że liczba kontroli jeszcze bardziej spadła. W zeszłym roku karano średnio 6,26 kierowców dziennie, a w tym - proporcjonalnie - już tylko 6,06. Tylu kierowców byłby w stanie złapać jeden patrol w ciągu maksymalnie kilku godzin. Jeden patrol, przez kilka godzin, w skali całego kraju.
W komendach hula wiatr
Z czego może wynikać ten problem? Przede wszystkim z faktu, że w Polsce brakuje policjantów. Obecnie jest ponad 14 tysięcy wakatów, głównie w prewencji. Największa dziura kadrowa jest w stołecznej policji, gdzie - od ręki - policja byłaby gotowa zatrudnić prawie 2,5 tys. funkcjonariuszy (czyli blisko jedną czwartą całego składu).
Policjantów brakuje też na Śląsku (1700 wakatów) i w woj. łódzkim (ok. 900).
Dlaczego tak jest? Z powodu braku pieniędzy. Szef KGP nadinspektor Marek Boroń podkreśla, że budżet policji od lat nie jest doszacowany, a środki, które otrzymuje formacja, nie pokrywają kosztów, które faktycznie ponosi. - Potwierdzają to raporty Najwyższej Izby Kontroli. Policja od lat musi przesuwać pozycje w planie budżetowym i łatać dziury, żeby móc funkcjonować. Policjanci muszą mieć odpowiedni sprzęt i warunki do pełnienia służby. Każdego dnia realizujemy od 15 do 20 tysięcy interwencji. Skala pokazuje, jak bardzo eksploatujemy naszą flotę, nasze wyposażenie - zaznaczył.
Komendant dodał, że policja jest "w bardzo trudnym momencie".
- Robimy wszystko, by stan wakatów nie wpływał na bezpieczeństwo wewnętrzne w kraju, ale nie ma co ukrywać, że sytuacja wymaga pilnych działań - podkreślił Komendant Główny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź