Najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie Piotr M., 34-letni motorniczy z Łodzi. Po decyzji sądu wyraził skruchę i powiedział, że współczuje rodzinom ofiar. Mężczyzna jest podejrzany o spowodowanie tragicznego wypadku w centrum Łodzi. Mężczyzna przyznał się do zarzutu. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Sąd zdecydował, że Piotra M. zostanie aresztowany na trzy miesiące:
- Wnioskowaliśmy o areszt z uwagi za wysoką karę, która grozi podejrzanemu - tłumaczył na antenie TVN24 Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
34-latek może trafić za kratki na 12 lat za spowodowanie wypadku śmiertelnego w stanie nietrzeźwości. Zatrzymany usłyszał zarzut w środę rano, przyznał się i składał wyjaśnienia.
Skrucha motorniczego
- Współczuje (rodzinom - dop. red.) i nie chciałbym, żeby to moją spotkało - powiedział 34-latek, kiedy był wyprowadzany z łódzkiego sądu.
Piotr M. powiedział też, że "czuje się winny" i bardzo żałuje tego, co się stało. Zapytany przez dziennikarkę dlaczego pił, odpowiedział: "nie umiem odpowiedzieć". Przyznał, że nie jest zaskoczony decyzją o trzymiesięcznym areszcie.
Motorniczy powiedział, że zasnął w czasie jazdy tramwajem. Obudził go dopiero jeden z pasażerów, który zaciągnął hamulec. Kiedy się ocknął zobaczył - jak sam to określił - "masakrę przy ul. Brzeźnej".
To właśnie na skrzyżowaniu ul. Piotrkowskiej i Brzeźnej tramwaj kierowany przez Piotra M. śmiertelnie potrącił dwie kobiety i ranił dwie inne osoby.
Pił w pracy
Piotr M. przyznał podczas rozmowy z prokuratorami, że pił alkohol w czasie pracy. Rano był trzeźwy. Po butelkę miał sięgać na pętlach tramwajowych - na łódzkich Kurczakach i w Zgierzu.
Zatrzymany miał zeznać, że alkohol kupił w sklepie w pobliżu pętli tramwajowej. Piotr M. Śledczym tłumaczył, że chciał go wypić w domu, ale w pewnym momencie zmienił zdanie. Prokuratorzy informują, że zatrzymany pił z powodu "problemów osobistych"
- Piotr M. powiedział, że wypił około pół litra 36 proc. alkoholu - dodaje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Ważne nagranie z tramwaju
Śledczy nie wykluczają, że zmienią kwalifikację prawną czynu na bezpośrednie wprowadzenie niebezpieczeństwa spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. W wypadku zmiany zarzutu będzie mu grozić taka sama kara.
- Wciąż czekamy na zapis z kamer zainstalowanych w tramwaju. To pozwoli nam ustalić, jaką kwalifikację prawną ostatecznie zastosujemy - podkreślił Kopania.
Katarzyna Pasikowska, reporterka TVN24 poinformowała, że śledczy mają problem z odtworzeniem nagrania, bo dysk na którym rejestrowany był obraz z kamer został uszkodzony.
Tragedia w centrum miasta
Prokuratura przyznaje, że nadal nie wyjaśniony jest ostateczny przebieg zdarzenia. Relacje świadków nie są bowiem jednoznaczne. Na udostępnionym przez śledczych nagraniu widać, jak rozpędzony tramwaj wjeżdża na skrzyżowanie. Chwilę później dochodzi do wypadku.
- Na nagraniu widać, że tramwaj nie zatrzymuje się na przystanku i wjeżdża na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Uderza w samochód osobowy i taranuje grupę pieszych - mówi Kopania.
Prokurator dodaje, że śledczy ustalają, czy potrącone kobiety zostały uderzone przez tramwaj, czy też przez uderzony samochód. - Nie zmieni to jednak stawianego zarzutu względem motorniczego, kierowca samochodu nie miał bowiem żadnych możliwości uniknięcia wypadku - podkreśla.
W wypadku, do którego doszło w centrum Łodzi zginęły dwie kobiety. Trzecia została ciężko raniona - obecnie znajduje się w śpiączce w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. W wypadku ucierpiał też kierowca samochodu osobowego, został już wypisany ze szpitala.
Autor: MAC/jk/BŻ / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24