Przed Sądem Rejonowym w Zgierzu ruszył proces 22-letniej Anny K., oskarżonej przez prokuraturę o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad dwoma psami, które znaleziono w mieszkaniu w Nakielnicy pod Aleksandrowem Łódzkim.
- Oskarżona od początku nie przyznawała się do winy. Wnioski co do kary zostaną przedstawione po przeprowadzeniu postępowania sądowego z uwagi na to, że jego przebieg ma też wpływ na tę karę - powiedział przed rozprawą prokurator Hubert Wrzalik z Prokuratury Rejonowej w Zgierzu. I zapowiadał, że można spodziewać się wniosku o surowy wymiar kary.
Na początku rozprawy sędzia Anna Zakrzewska zapytała oskarżonej, czy chciałaby poddać się dobrowolnie karze.
- Poddać się mogę, jest mi wszystko obojętne - odpowiedziała Anna K. Sędzia zarządziła 10 minut przerwy. Po niej oskarżona konsultowała swoje słowa z obroną, a ta złożyła wniosek o obserwację psychiatryczną oskarżonej.
Sędzia Anna Zakrzewska odrzuciła wniosek o przeprowadzenie obserwacji psychiatrycznej Anny K.
Nie zgodziła się też na wniosek obrońcy oskarżonej, która chciała poddać się dobrowolnej karze trzech lat pozbawienia wolności.
Jak informowała wcześniej prokuratura, kobiecie przedstawiono zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad zwierzętami, poprzez niezapewnienie im odpowiedniej ilości pokarmu i wody, czego następstwem była śmierć jednego z psów.
Anna K. została tymczasowo aresztowana. Później areszt ten jej przedłużono.
"To była dla nich gehenna"
21 lipca do pełnomocniczki burmistrza Aleksandrowa Łódzkiego zadzwonił telefon. Kobieta usłyszała słowa, które zmroziły jej krew w żyłach. "Pani Kasiu dwa psy w mieszkaniu, same od trzech tygodni, właścicielka na wakacjach nad morzem". Katarzyna Rezler nie zastanawiała się nawet sekundy co zrobić, poinformowała policję.
- Policjanci weszli do mieszkania i ujawnili jednego martwego psa, drugiego w stanie krytycznym - skrajnie zagłodzonego i odwodnionego - przypomniała Rezler, która jest oskarżycielem posiłkowym w sprawie. I dodała: - Ślady w tym mieszkaniu wskazywały na to, że nie było tam nikogo co najmniej trzy tygodnie. Psy zjadały tapczan, folie. W mojej ocenie było to znęcanie ze szczególnym okrucieństwem i należy się tu kara bezwzględnego pozbawienia wolności dla właścicielki tych psów. To jest młoda osoba, zdrowa i jak było widać po jej mediach społecznościowych, bardzo dobrze się bawiła w tym czasie, kiedy umierały jej zwierzęta. W mieszkaniu - jak opowiedziała Rezler - panował ogromny bałagan. - To była melina, inaczej nie da się tego nazwać, smród był taki, że co chwile musieliśmy wychodzić na korytarz, bo nie dało się tam wytrzymać i te odchody były nie z dwóch czy trzech tygodni, ale z kilku miesięcy, one nie wychodziły na zewnątrz. To była dla nich gehenna - podsumowała.
"Aż się nie chce gadać, szkoda słów"
W lipcu na miejscu udało nam się porozmawiać z sąsiadami właścicielki psów. - Proszę pana, te psy ciągle wyły, głodne bez jedzenia i picia, cholery można było dostać. I to już tak ze trzy tygodnie, aż się nie chce gadać, szkoda słów - mówił nam starszy mężczyzna mieszkający w klatce obok. - Ktoś tu sporadycznie przyjeżdżał, ale teraz to ze trzy tygodnie tak było. Jak ktoś przechodził obok to one szczekały, wyły. Potem te psy nie miały już siły, jedzenia nie miały, wody. Ja tu od dłuższego czasu nikogo nie widziałem - mówił nam kolejny mężczyzna mieszkający na małym osiedlu w Nakielnicy.
Szczeniak wygląda jakby miał pięć lat
Pies, który przeżył został przewieziony do lecznicy w Łowiczu. Katarzyna Rezler opisywała, że szczeniak "wyglądał tak jakby miał pięć lat". - Pies ma bardzo starte zęby, jadł podłogę. Ktoś mu zrobił naprawdę ogromną krzywdę. Serce pęka - mówiła Rezler. Dyrektor Schroniska "Psiakowo i spółka", gdzie trafił czworonóg, informowała, że jest mocno zaniedbany. - Pies wyglądał - mimo, że jest młody, na psa dużo starszego, uzębienie ma straszne. Do tego był bardzo odwodniony - przekazywała Jolanta Wojciechowska.
Źródło: Piotr Krysztofiak/tam, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Krysztofiak tvn24.pl