Mateusz ma 23 lat i już niedługo wyjdzie ze szpitala, by rozpocząć nowe życie. Lekarze połatali stentami jego tętnicę płucną uciskaną przez aortę. Dotychczas, nim trafił do dziecięcego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, praktycznie nie widziano dla niego ratunku.
Mateusz urodził się z poważną wadą serca i jako dziecko był operowany. Później rozwijał się pod opieką kardiologów.
Kiedy miał kilkanaście lat, jego serce nagle się zatrzymało. Żyje dzięki kolegom i nauczycielowi, którzy go wtedy reanimowali. Po tej niebezpiecznej sytuacji, po wielu badaniach okazało się, że serce jest w bardzo złym stanie. Mateusz był w wielu szpitalach i przeszedł wiele skomplikowanych operacji, ale rokowania nadal pozostawały złe. Badania wykazały kolejną komplikację, czyli podwójne zwężenie tętnicy płucnej.
W końcu trafił do łódzkiego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, dziecięcego szpitala, w którym operowano go w dzieciństwie. Prof. Tomasz Moszura z kliniki kardiologii podjął się zabiegu z dużym ryzykiem, przed którym wzbraniali się inni lekarze, i uratował życie Mateusza. Postanowił udrożnić jego tętnice stentami.
Inni lekarze bali się wykonać zabieg
Jak podkreśla kardiochirurg, "wcześniej nikt takich zabiegów nie robił".
- Wszyscy się bali - podkreśla Mateusz.
- Zabieg trwał około 2,5 godziny. Było ryzyko pęknięcia ściany czy uciśnięcia na protezę. Jest to ryzyko związane z koniecznością bezpośredniego wejścia w krążenie pozaustrojowe - tłumaczy prof. Moszura.
Zabieg odbył się w czwartek. Mateusz czuje się dobrze i niedługo wyjdzie do domu. Zamierza wrócić do swoich poprzednich aktywności, ale będzie pod stałym nadzorem lekarzy.
Źródło: TVN24