Lekarze z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi uratowali życie 13-letniej dziewczynce, która kilka dni temu uczestniczyła w poważnym wypadku samochodowym. - Miała szczęście, gdyby trafiła do innej placówki, pewnie nie udałoby się jej uratować - przyznają łódzcy lekarze, którzy niedługo po przyjęciu zdiagnozowali, że dziecko miało pękniętą aortę.
Na tylnej kanapie siedziała obok pięcioletniej siostry. Nagle w tył auta, którym podróżowały, uderzył samochód dostawczy. 13-letnia dziewczynka doznała poważnych obrażeń wielonarządowych. W czasie wypadku złamana została jej miednica, uderzenie drugiego pojazdu spowodowało też powstanie obrażeń głowy. Jej życiu jednak najbardziej zagrażała pęknięta tętnica aorty, która została rozerwana na długości dwóch centrymetrów.
- Aż 90 procent pacjentów z tymi obrażeniami umiera. Ich stan szybko się pogarsza z każdą minutą - opowiada Adam Czerwiński, rzecznik Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Wygrała życie
Z miejsca wypadku pacjentka została przewieziona śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Łodzi.
- Jej pięcioletnia siostra została z kolei przetransportowana do Kielc. Do zdarzenia doszło w połowie drogi między tymi miastami. Zazwyczaj robi się tak, żeby pacjentów w bardzo ciężkim stanie rozdzielać pomiędzy różnymi placówkami - opowiada dr Paweł Ziółkowski, kierownik kliniki anestezjologii i SOR w "Matce Polce".
- Jej szczęście polegało na tym, że trafiła do nas. Mamy wszystko, co niezbędne do ratowania życia pacjentów w najtrudniejszym stanie. Decyzja zapadła, zanim tak naprawdę było wiadomo, jakie obrażenia odniosła dziewczynka - dodaje dr Ziółkowski.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Małe dzieci z wadami serca dostały drugą szansę dzięki "medycynie spersonalizowanej"
Śmigłowiec wylądował na terenie łódzkiego szpitala. Stan nastolatki szybko się pogarszał.
- Była w bardzo ciężkim stanie, zagrażającym życiu. Przeprowadziliśmy diagnostykę w zakresie radiologii, postawiliśmy diagnozę. Jedynym ratunkiem była implementacja stentu wewnątrznaczyniowego do aorty. Każda inna decyzja skończyłaby się śmiercią dziewczynki - dodaje Margaryta Zajfert z kliniki anestezjologii i intensywnej terapii, która w dniu zdarzenia miała dyżur.
Pół godziny
- Zazwyczaj przygotowujemy się na taki zabieg, tutaj musieliśmy działać z marszu - opowiada profesor Tomasz Moszura z kliniki kardiologii dziecięcej.
To on podjął się kardiologicznego zabiegu interwencyjnego, który polegał na wstawieniu stentu do pękniętej aorty.
- Weszliśmy do krwiobiegu za pomocą tętnicy udowej. Nie było miejsca na błąd, bo rozerwanie było dość duże - relacjonuje.
Podkreśla, że krew sączyła się z aorty do opłucnej. Gdyby wcześniej zapadła decyzja o przeprowadzeniu tradycyjnej operacji - z otwarciem klatki piersiowej - doszłoby do rozlania się krwi.
- U pacjentki doszłoby do nagłego spadku ciśnienia. Sytuacja byłaby poza kontrolą - przyznaje lekarz.
Zabieg wstawiania stentu trwał pół godziny. Po nim pacjentka odzyskała stabilność hemodynamiczną.
Proces leczenia
Dziewczynka jest już przytomna. Lekarze przyznają, że jej życie zawisło na krawędzi, ale dzięki szybkiej reakcji udało się je uratować.
- Wstawiony stent był na tyle duży, żeby już więcej w aorcie nie grzebać. Mimo wzrostu pacjentki powinien być on wystarczająco duży - dodaje prof. Moszura.
Młodsza siostra 13-latki wciąż jest w szpitalu w Kielcach.
- Rodzice kursują i zmieniają się pomiędzy szpitalami. Najważniejsze, że udało się uniknąć najgorszego - mówi Karolina Krajewska z kliniki anestezjologii i intensywnej terapii.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24