Czy lekarze ze szpitala im. Jonschera w Łodzi mogli doprowadzić do śmierci pacjenta? Medycy dowiedzieli się, że ma on tętniaka aorty brzusznej dopiero po interwencji chirurgicznej. Portal tvn24.pl dotarł do dokumentu, z którego wynika, że w łódzkiej placówce obowiązywał zakaz wykonywania badań tomografii komputerowej. Czy tak rzeczywiście było i czy mogło to wpłynąć na śmierć łodzianina? Wyjaśniają to prokuratorzy.
Mirosław Blejzyk zmarł w zeszłoroczny, długi weekend majowy. Jego żona na łamach tvn24.pl podkreślała, że mężczyzna nie został prawidłowo przebadany.
Lekarze nie poddali go badaniu za pomocą tomografu, ani za pomocą dopplerowskiego USG. O tym, że mężczyzna cierpi z powodu sączącego się tętniaka aorty brzusznej medycy dowiedzieli się dopiero, kiedy pacjent trafił na stół operacyjny - po kilku godzinach spędzonych w szpitalu.
Portal tvn24.pl dotarł do dokumentu, z którego wynika, że pacjent nie został przebadany, bo "zabraniał tego dyrektor" szpitala im. Jonschera. Chodzi o notatkę sporządzoną przez lekarza ze szpitala im. Kopernika, gdzie miał zostać przewieziony ciężko chory łodzianin.
Dyrektorski zakaz?
Jak czytamy w notatce służbowej, pod którą podpisał się lekarz z oddziału chirurgii naczyniowej w szpitalu Kopernika, medycy ze szpitala Jonschera poprosili o przejęcie pacjenta 2 maja, około godz. 16.
Autor dokumentu relacjonuje, że jedna z lekarek szpitala im. Jonschera poinformowała go o pacjencie "z bólami brzucha, u którego stwierdzono krwiaka". Pacjent miał być w "stabilnym stanie", i wydolny krążeniowo.
Lekarz ze szpitala im. Kopernika zapytał o przedstawienie wyników badań obrazowych pacjenta. Chciał w ten sposób przygotować swoją placówkę do operacji. Otrzymał jednak informację, że chorego przebadano tylko za pomocą RTG. Innych badań obrazowych nie przeprowadzono. Dlaczego?
"Pani doktor kilkukrotnie stwierdziła i potwierdzała, iż ma wydany przez dyrektora tamtejszej placówki zakaz wykonywania badań tomograficznych innych, niż tomografia komputerowa głowy" - informuje autor dokumentu, który stanowi materiał dowodowy w prowadzonym obecnie śledztwie.
Lekarz ze szpitala im. Kopernika informuje też o swoim "zaskoczeniu" praktykami w placówce im. Jonschera.
Z notatki wynika też, że pacjent ostatecznie pojechał do szpitala MSWiA, mimo, że lekarze z Kopernika czekali już na chorego. Co na to szpital? Niestety, w poniedziałek nie udało nam się porozmawiać z dyrektorem placówki. Podczas realizacji wcześniejszych materiałów związanych ze śmiercią Mirosława Blejzyka, szpital konsekwentnie odmawiał komentarza.
Zgodnie z treścią nagrania
Na filmie (przekazanym nam przez rodzinę zmarłego) widoczna jest osoba w białym kitlu. Jest pytana przez bliskich zmarłego mężczyzny, dlaczego pacjent nie został poddany badaniu USG, ani nie przebadano go tomografem komputerowym.
- Organizacja pracy w tym szpitalu jest taka, że w wolne dni od pracy takich badań nie można wykonywać - odpowiada rozmówczyni. Według rodziny, to lekarka ze szpitala im. Jonschera.
Długie śledztwo
Dokument, do którego dotarliśmy stanowi materiał dowodowy, który już wcześniej zabezpieczyła prokuratura. Śledczy sprawdzają, czy lekarze ze szpitala Jonschera mogli narazić zmarłego pacjenta na ryzyko utraty zdrowia lub życia.
- Jednym z badanych wątków jest kwestia dotycząca diagnostyki chorego. Sprawdzamy, dlaczego chory nie został przebadany za pomocą tomografu komputerowego i czy mogło to przyczynić się do jego zgonu - wyjaśnia Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Okazuje się jednak, że na wyniki śledztwa trzeba będzie poczekać. Do wakacji ocenę pracy służb medycznych miał przygotować instytut medycyny sądowej we Wrocławiu. Wiadomo jednak, że trzeba będzie poczekać dłużej, bo ostatecznie specjaliści z Wrocławia zrezygnowali z zadania, którego wcześniej się podjęli.
Teraz akta sprawy zostały wysłane do biegłych z Białegostoku. Nie wiadomo, ile może im zająć ocena pracy lekarzy z Łodzi.
- W tej sprawie mamy zabezpieczoną dokumentację medyczną. Śledztwo jest zawieszone, dopóki nie otrzymamy oceny biegłych - wyjaśnia prokurator.
NFZ: były inne nieprawidłowości
Po tym, jak nagłośniliśmy sprawę śmierci Mirosława Blejzyka, w łódzkiej placówce kontrolę przeprowadził Narodowy Fundusz Zdrowia.
Fundusz nie stwierdził informacji, które podaje w swojej notatce służbowej jeden z łódzkich lekarzy. Kontrolerzy stwierdzili jednak inne nieprawidłowości i nałożyli na placówkę 90 tys. złotych kary.
- W kontrolowanym przez nas okresie w dniach 1-4 maja nie było lekarza radiologa, w majowe weekendy nie było lekarza radiologa, w dni powszednie od 23 do 8 nie było lekarza radiologa. Personel techniczny był przez całą dobę - przypomina Anna Leder, rzecznik funduszu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź