Wojewoda łódzki wycofuje lekarzy z karetek. Ratownicy: nie zaintubujemy pacjenta, nawet nie stwierdzimy zgonu

W woj. łódzkim coraz trudniejsza sytuacja z obsadą karetek
26 października: 10 241 nowych przypadków zakażeń, 45 osób zmarło
Źródło: TVN24

Wojewoda łódzki skierował do pracy w szpitalach wszystkich lekarzy, którzy pracują w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. - Nie mamy wyboru, ci lekarze bardziej przydadzą się na oddziałach zakaźnych - mówią specjaliści. Ale sami ratownicy komentują, że to "stąpanie po bardzo kruchym lodzie".

Dostęp do przychodni w czasie pandemii jest bardzo trudny. Kiedy więc pani Urszula z Łodzi poczuła ostre kłucie w klatce piersiowej, jej syn zadzwonił po pogotowie. Do 82-latki przyjechała karetka. Ratownicy zmierzyli jej ciśnienie i stwierdzili, że w tej sytuacji mogą co najwyżej przewieźć kobietę do szpitala na dalsze badania.

- Mamy ciśnieniomierz w domu, niczego nam to nie dało. Na szczęście po chwili ratownicy wpadli na pewien pomysł: wezwali karetkę specjalistyczną, w której dyżur miała lekarz kardiolog - opowiada nam Piotr, mieszkaniec łódzkiego Polesia. 

Lekarka podała leki, pacjentka czuje się już dobrze. Od kilku dni taki scenariusz jest już niemożliwy. Tomasz Bocheński, wojewoda łódzki, skierował do pracy w szpitalach - przede wszystkim w szpitalu zakaźnym, im. Biegańskiego - wszystkich lekarzy z łódzkiego pogotowia.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE>>

- Brani są pod uwagę wszyscy, którzy mogą pracować przy chorych, niezależnie od ich dotychczasowego miejsca zatrudnienia - mówi nam Dagmara Zalewska, rzeczniczka urzędu wojewódzkiego w Łodzi.

Dodaje, że decyzje wojewody mają "nie zakłócać pracy niecovidowej służby zdrowia".

Z karetki na oddział

- Mieliśmy dwa typu zespołów: podstawowe, gdzie pracowali tylko ratownicy medyczni i specjalistyczne, gdzie w trójosobowym składzie musiał być lekarz - wyjaśnia Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

Na terenie WSRM działały 54 zespoły podstawowe i 12 specjalistycznych. Teraz i one będą "podstawowe". Jak to wpłynie na bezpieczeństwo potrzebujących pomocy? Adam Stępka przekonuje, że nieznacznie:

- Ratownicy medyczni są przeszkoleni i upoważnieni do pomocy w każdej sytuacji zagrażającej życiu. Oczywiście utrata zespołów specjalistycznych nie jest dobrą wiadomością, ale liczymy się z tym, że mogą bardziej się przydać gdzie indziej - dodaje Stępka. 

Zapewnia, że lwią część obowiązków - bez narażania pacjentów - będą mogli wykonywać sami ratownicy. 

Ratownicy alarmują

Ratownicy z WSRM mówią nam jednak, że usunięcie zespołów specjalistycznych to fatalna wiadomość:

- Nie mamy uprawnień do podawania wielu leków. Wśród nich nie ma leków zwiotczających, które na przykład pozwalają na zaintubowanie przytomnego pacjenta z uszkodzeniem podstawy czaszki, którego każdy ruch może być dla niego niebezpieczny - opowiada nam jeden z nich.

Podkreśla, że ratownicy medyczni nie mogą nawet stwierdzić zgonu pacjenta.

- Wcześniej robił to "nasz" lekarz. Teraz bliscy każdorazowo będą musieli czekać na koronera - mówi.

Zaznacza, że zmniejszenie kompetencji karetek - zwłaszcza teraz - to "stąpanie po kruchym lądzie".

- Nie jest tajemnicą, że wydolność wielu placówek jest znikoma. W zeszły piątek przez sześć godzin jeździłem z pacjentką, u której stwierdzono COVID-19. Takich przypadków, kiedy chory długo jest zdany tylko na ratowników, jest teraz bardzo dużo - zaznacza.

"Wszyscy musimy się dostosować"

O nowe rozwiązania zapytaliśmy dr Marzenę Wojewódzką-Żelezniakowicz, wojewódzką konsultant ds. medycyny ratunkowej w Białymstoku.

- To nie jest zły pomysł, medycy faktycznie teraz bardziej są potrzebni na oddziałach niż w karetkach - mówi nasza rozmówczyni.

Odnosi się między innymi do podniesionego argumentu o braku możliwości intubacji:

- Nie zawsze trzeba pacjentowi podawać leki zwiotczające. Wystarczy go uśpić, a to ratownicy powinni umieć. Musimy pamiętać, że jesteśmy na wojnie, jest pandemia. Wszyscy musimy się dostosować - podkreśla.

Zaznacza jednak, że - zanim wojewodowie zaczną sięgać po zespoły karetek - powinni powoływać do pracy lekarzy z Podstawowej Opieki Zdrowotnej, czyli z przychodni. 

- To grupa lekarzy, która w znacznej części udziela porad poprzez telemedycynę. Nie jest w pełni wykorzystana. Kiedy inni pracują ponad siły, lekarze z POZ kończą dyżur po kilku godzinach pracy. Tak nie może być - podkreśla. 

Czytaj także: