Dramat Przytuliska dla zwierząt w Głownie pod Łodzią. Pożar strawił jeden z budynków, w którym na co dzień przebywały starsze psy i te po zabiegach. Spłonęło też wyposażenie - pralki wykorzystywane do prania koców i kołder dla zwierząt. O pojawieniu się ognia poinformował pracownik pobliskiej oczyszczalni ścieków. - Gdyby nas pan Artur, "cichy bohater" nie zawiadomił, to by nam się całe schronisko spaliło - informuje prezeska placówki.
Ogień w Przytulisku w Głownie pojawił się w nocy z 14 na 15 stycznia. Na miejsce wysłano kilka zastępów straży pożarnej zarówno ochotniczej jak i zawodowej ze Strykowa. Po dojeździe na miejsce jeden z budynków na ternie przytuliska był objęty ogniem. Pożar udało się dość szybko ugasić, a jego wstępnie określoną przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej.
"Ratowałyśmy, co mogłyśmy"
Prezes Przytuliska w Głownie w rozmowie z tvn24.pl, roztrzęsionym głosem opowiadała, co działo się feralnego wieczoru. - Było to w nocy, nasza pracownica była w drugim końcu obiektu i tego zwyczajnie nie widziała, bo schronisko jest dość rozległe. Ale zauważył to nasz zaprzyjaźniony pan Arturek, który pracuje po sąsiedzku w oczyszczalni ścieków i zadzwonił do mnie, ja po 10 minutach byłam już pod schroniskiem, przełaziłam przez płot, bo wszystko było pozamykane. Zanim przyjechała straż, to z pracownicą Patrycją ratowałyśmy co mogłyśmy - opisuje Agnieszka Kacperska prezes Przytuliska w Głownie. Dodaje, że pierwsze co zrobiły, to odłączyły instalację elektryczną. - Potem wypuściłyśmy psy, nie patrzyłyśmy nawet czy one gdzieś uciekną, czy zostaną na terenie schroniska, chciałyśmy, tylko żeby one przeżyły. Okazało się, że wszystkie jednak zostały. Jedną z suczek, która była po operacji wyciągałam sama, na czworakach - było ciemno i mnóstwo dymu - to jest nie do opisania - dodaje. Kobiety, zanim przyjechała straż, same polewały ściany budynku wodą. - Wiedziałyśmy, że jak ten ogień się rozprzestrzeni na inne budynki, to będzie koniec - przekazuje Kacperska. Po chwili przyjechała straż pożarna, której udało się opanować pożar.
Straty na około 100 tysięcy złotych
Agnieszka Kacperska informuje, że spłonął cały budynek, w którym przebywały "staruszki". - W sumie przebywały tam cztery psy. Miały tam ogrzewane pomieszczenia, była w nim pralnia, w której były pralki przemysłowe, spłonęło pomieszczenie dla rekonwalescentów, czyli zwierząt po operacjach, wszystko tam spłonęło - podaje prezeska przytuliska. Wszystkie psy zostały przeniesione do innych pomieszczeń i ich życiu nic nie zagraża. Ale jak przekazuje Agnieszka Kacperska, potrzebna jest pomoc finansowa i rzeczowa. - Straty oszacowaliśmy na około 100 tysięcy złotych. Potrzebujemy pieniędzy na odbudowę tego budynku, założona jest zrzutka. Potrzebujemy też na przykład koców, bo one też spłonęły. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę i pomoc - apeluje Agnieszka Kacperska.
Cichy bohater bez peleryny
Na koniec zapytaliśmy o pana Artura, pracownika pobliskiej oczyszczalni ścieków. Prezeska przytuliska przekazuje, że gdyby nie on straty byłyby dużo większe. - Gdyby nas pan Artur nie zawiadomił i gdybyśmy my nie przyjechały i wstrzymywały ten ogień, to by nam się całe schronisko spaliło. On powiadomił straż, otworzył im od strony oczyszczalni bramę i było dla nich dużo bliżej i nawigował też tych strażaków. To taki cichy bohater, a jak wiemy, tacy nie zawsze noszą peleryny - informuje Agnieszka Kacperska.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Przytulisko Głowno