Spędził blisko 10 miesięcy za kratkami - z czego osiem w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Stracił azyl w Szwajcarii i został deportowany do Iraku, w którym nie był od dziecka. Wszystko z powodu pyłku na walizce. 49-letni Sinan Al-Habobi zapowiada, że teraz będzie się domagał od Polski zadośćuczynienia.
Adwokat 49-letniego Irakijczyka opowiada, że jego klient dotarł już do Bagdadu. Przed wyjściem mówił, że woli jechać do obcego sobie miejsca niż zostać w Polsce chociaż minutę dłużej.
- Mój klient przeszedł tu przez piekło. O tym, co przeżył za kratkami, opowiadał z olbrzymim trudem. Stracił możliwość powrotu do domu - opowiada mec. Łukasz Banatkiewicz, pełnomocnik 49-latka.
Irakijczyk trafił w lipcu ubiegłego roku do jednoosobowej celi w areszcie śledczym w Piotrkowie Trybunalskim. Traktowany był jako szczególnie niebezpieczny więzień. Mógł widzieć się tylko z adwokatem, prokuratorami i strażnikami więziennymi. Po każdym wyjściu na samotny spacer był szczegółowo przeszukiwany.
Prokuratorzy podejrzewali, że może być tzw. samotnym wilkiem, czyli terrorystą działającym w pojedynkę. Przez blisko rok był podejrzany o posiadanie śladowych ilości materiałów wybuchowych. Chodziło o pyłek trotylu i pentrytu na jego bagażu lotniskowym. Ostatecznie pochodzenia śladów nie udało się ustalić, a Sinan Al-Habobi został oczyszczony z zarzutów.
Dwa tygodnie temu sąd decydował, co zrobić z obcokrajowcem, który z powodu pobytu za kratkami stracił azyl w Szwajcarii i tym samym prawo do przebywania w Polsce. Nigdy nie udowodniono mu winy.
Kim jesteś?
Al-Habobi został zatrzymany 21 lipca w Łodzi przed Światowymi Dniami Młodzieży. Irakijczyk najpierw pojawił się w Krakowie. Zamieszkał w hostelu i próbował wynająć mieszkanie niedaleko trasy przejazdu papieża Franciszka.
Po zabezpieczeniu na jego rzeczach śladowych ilości materiałów wybuchowych został aresztowany. Śledczy chcieli dowiedzieć się, gdzie i kiedy mógł mieć z nimi kontakt, i ustalali, czy Irakijczyk mógł planować zamach.
Tyle że prócz zabezpieczonych na początku dowodów nic nie wskazywało na winę obcokrajowca. Dlatego już w sierpniu minionego roku informowaliśmy, że śledztwo najpewniej skończy się umorzeniem.
Zanim jednak to nastąpiło, prokuratorzy ustalili, że Irakijczyk prowadził samotne życie w Szwajcarii, gdzie spędził ostatnie kilkanaście lat.
Żył dzięki pomocy socjalnej. Prowadził – jak tłumaczyli śledczy - "przezroczyste życie". Nie utrzymywał z nikim bliższych kontaktów.
- Nie był w stanie wskazać żadnej osoby, która mogłaby powiedzieć o nim więcej - argumentowali prokuratorzy, zajmujący się sprawą w rozmowach z tvn24.pl.
Śledczy nie uwierzyli w historię, że planował otworzyć w Polsce pizzerię, którą przedstawił im tuż po zatrzymaniu.
"Wypuście mnie stąd!"
- Nie ma wątpliwości, że mężczyzna miał kontakt z materiałami wybuchowymi, ale z uwagi na brak innych dowodów śledztwo w tej sprawie zostało umorzone - poinformowała w połowie maja Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Cela otworzyła się dla 49-letniego Sinana Al-Habobiego 15 maja. Wolnością cieszył się przez kilkanaście sekund. Pod aresztem śledczym w Piotrkowie Trybunalskim czekali na niego funkcjonariusze Straży Granicznej. Irakijczyk był bowiem w Polsce nielegalnie, bo w czasie pobytu za kratkami wygasł mu azyl, którego udzieliła mu przed laty Szwajcaria.
49-latek został przewieziony do Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców w Lesznowoli pod Warszawą.
- Mój klient miał już dość. Prosił, żeby jak najszybciej pozwolono mu opuścić kraj, w którym zniszczono mu życie - opowiada mec. Łukasz Banatkiewicz.
Formalności trwały jeszcze kilka dni. Potem Al-Habobi został deportowany do Iraku. W zeszłym tygodniu dotarł do Bagdadu. Ostatni raz w tym kraju był w latach 70. – jako trzylatek, kiedy jego rodzina uciekała z kraju przez reżimem partii Baas.
Pełnomocnik Irakijczyka zapowiada, że w najbliższym czasie będzie domagał się zadośćuczynienia dla swojego klienta za bezpodstawny areszt.
- Na razie za wcześnie na mówienie o szczegółach. We wtorek uprawomocni się decyzja o umorzeniu śledztwa. Wtedy rozpoczniemy pracę w tym zakresie – ucina.
Na nowo
Ojciec Sinana Al-Habobiego był politykiem w irakijskim rządzie w latach 70. Razem z dziećmi uciekł z kraju do Egiptu przed represjami. Stamtąd jego dzieci rozjechały się po Europie.
- Ten człowiek w Iraku nie ma nikogo z najbliższej rodziny. To nie jest miejsce, w którym łatwo zaczynać nowe życie - podkreśla mec. Banatkiewicz.
Jeszcze kiedy Sinan Al-Habobi znajdował się w piotrkowskim areszcie, jego ojciec udzielił wywiadu dla agencji Associated Press. Mężczyzna twierdził wtedy, że jego syn jest ofiarą "islamofobii polskich władz" i ich negatywnego podejścia do muzułmanów.
- Mój syn jest dobrym człowiekiem. Wysportowany, lubi sztukę, nie jest nawet religijny. To pokojowo nastawiony mężczyzna, niezdolny do skrzywdzenia kogokolwiek - opowiadał.
Według jego relacji, podejrzane substancje miały znaleźć się na rzeczach 49-latka przypadkiem.
- Uderzył swoją walizką w ścianę. Trochę zadrapanej farby spadło na jego torbę. Znalezione substancje moim zdaniem mogły być użyte przy produkcji farby. To nie może być żadnym dowodem - tłumaczył.
Ahmed Al-Habobi opowiadał, że jego syn był zachwycony pięknem Polski. Według jego wersji, przyjechał tu po 16 latach spędzonych w Szwajcarii.
- Szukał przystani, gdzie mógłby otworzyć biznes, myślał o restauracji - wyjaśnia.
Ojciec zatrzymanego wysłał na początku roku do polskich władz list, w którym wyjaśnia, że jego syn pochodzi z szyickiej rodziny. Tym samym nie mógł mieć żadnych związków z organizacjami terrorystycznymi, powiązanymi z sunnitami.
Autor: bż/gp/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź