Taki dokument zdarza się raz na kilka lat. "Amy" Asifa Kapadii poświęcony zmarłej Amy Winehouse nie miał w zasadzie konkurentów w tegorocznym, oscarowym wyścigu w swojej kategorii. Zgarnął już absolutnie wszystkie liczące się nagrody i zgodni jak nigdy, i krytycy i bukmacherzy w swoich typowaniach wskazywali właśnie na niego. "Arcydzieło gatunku" - powtarza się w większości recenzji, a opinie te potwierdzają widzowie, czyniąc film najchętniej oglądanym brytyjskim dokumentem w historii.
Wytwórnia Universal Music dobrze wiedziała, co robi, angażując do realizacji filmu o swojej gwieździe właśnie Asifa Kapadii - twórcę równie głośnego dokumentu "Senna" (poświęconego legendzie Formuły 1), który za życia Amy, nigdy nie należał do jej fanów. Kapadia poznaje Amy Winehouse dopiero w trakcie pracy nad dokumentem, i dzięki temu, nie ma on charakteru spiżowego pomnika, mimo iż widać, że twórca darzy swoją bohaterkę sympatią.
Uznanie budzi również forma, jaką nadał swojemu filmowi reżyser. Dokument Kapadii robi bowiem wrażenie teledyskowego dziennika, rejestrującego karierę i życie prywatne Winehouse. Genialnym pomysłem było wykorzystanie zamiast odautorskiego komentarza twórcy, tekstów piosenek Amy, które mówią o niej znacznie więcej, jednocześnie budując filmową narrację.
Ten minimalizm widać też w rezygnacji twórcy filmu z obecności gadających głów, bo choć słyszymy opowieści ważnych dla Amy osób - począwszy od przyjaciół,współpracowników, ochroniarzy, lekarzy, rodziców, a przede wszystkim tych, którzy pamiętali ją sprzed okresu wielkiej kariery, to nie widzimy ich twarzy.
Kapadia nagrywał bowiem sam dźwięk. Ich wypowiedzi ilustrują fragmenty zachowanych filmów i filmików, a czasem jedynie zdjęć z udziałem artyystki. Już samo zdobycie materiału, który wypełniłby ponad dwugodzinną opowieść o życiu Amy było karkołomnym zadaniem. W sumie Kapadia nagrał kilkaset godzin rozmów z ludźmi, których musiał najpierw przez blisko rok do siebie przekonywać, zapewniając, że nie skrzywdzi Winehouse w swoim filmie.
Archiwista emocji
Nie sposób nawet wyobrazić sobie ile godzin materiału musiał obejrzeć Kapadia, pracując nad tym dokumentem. Narracja zbudowana niemal w całości z tysięcy filmowych materiałów, pochodzących z przeróżnych źródeł - z portali internetowych, programów i wiadomości telewizyjnych, z fragmentów koncertów, filmów amatorskich kręconych przez przyjaciół czy członków rodziny, wymagała prawdziwie mrówczej pracy. Kapadia potrafił wykorzystać nawet fragmenty rozmów telefonicznych czy nagrań pozostawionych na sekretarce automatycznej Amy.
Jakość tych materiałów, zarówno w przypadku obrazu, jak i dźwięku, co łatwo odgadnąć, była bardzo różna. Kapadia uznał jednak wyższość ich emocjonalnego oddziaływania nad jakością. Twórcy spędzili setki godzin na "oczyszczaniu" materiału wyjściowego, ale było warto. Oglądając genialnie zmontowany obraz, (oko fachowca dopatrzy się pracy nożyczek czasem co kilkanaście sekund), możemy odnieść wrażenie, że kamera towarzyszyła Amy niemal na każdym kroku, począwszy od lat szczenięcych, co oczywiście jest złudzeniem.
Śledzimy więc losy Winehouse od czasów pierwszych prób, a nawet występ 14-letniej bohaterki na urodzinach koleżanki, która w momencie gdy zaczyna śpiewać "Happy Birthday", przestaje być zwykłą dziewczyną - oto mamy przed sobą nieoszlifowany jeszcze diament. Scen, ujęć, czy rozmów, które zapadają głęboko w pamięć, wzruszają, lub przeciwnie złoszczą, jest w tym filmie mnóstwo. W zasadzie trudno tu o "letnie" materiały, Kapadia raz jeszcze okazał się mistrzem w ich doborze.
"Nigdy nie będę sławna, nie poradziłabym sobie z tym, chyba bym oszalała” – mówiła Amy u progu kariery. Ma racje. Przez resztę krótkiego życia, co pokazuje dokument, ma przed sławą uciekać. Kapadia pokazuje, że zwyczajnie się jej boi. Z czasem ten strach pchnie ją ku używkom.
Stara dusza w młodym ciele
Winehouse zawsze była indywidualistką i buntowniczką. Marzyła o tym, by poświęcić się muzyce od najmłodszych lat - grała na gitarze od 13. roku życia, śpiewała profesjonalnie od 16., kiedy to przyjaciel - wokalista soulowy, wysłał nagrane demo Amy do wytwórni.
"Jej młode ciało miało bardzo starą duszę, czego dowodzą niebywałe dojrzałe, pełne melancholii, poetyckie teksty" - mówi szef Island Record, który próbował namówić ją na na zmianę stylu, choćby na krótko. Ale Amy nie szła na kompromisy - nie dawała się też przekonać do zmiany wyglądu - makijażu, fryzury, porzuciła lekcje dykcji, chciała być sobą ze wszystkimi niedoskonałościami. "Była naturalna, prawdziwa, nie umiała udawać" - mówią jej przyjaciele, cierpiała, gdy do czegoś ją zmuszano.
Wszystkie jej lęki miały swój początek w smutnym dzieciństwie i w okresie dorastania. Bezradna matka, pozostawiona sama z dwójką dzieci, i ojciec - patologiczny egocentryk, które zostawił rodzinę, nie pomagali jej się z nimi uporać. Już jako 15-latka chorowała na bulimię, która z czasem wyniszczyła jej organizm. Nastoletnia Amy wyznała mamie, że znalazła cud-dietę, dzięki której będzie już szczupła."Mogę jeść co tylko zechcę, a potem idę do toalety i to wszystko wymiotuję" - opowiadała radośnie. "Nie miałam pojęcia, że to choroba, myślałam, że samo przejdzie" - przyznaje zdumiewająco naiwna matka.
Amy tęskniła potwornie za ojcem."Dosłownie całowała ziemię, po której stąpał, a on przypomniał sobie o niej dopiero wtedy, gdy zaczęła być sławna" - opowiadają przyjaciele.
Cała w tatuażach, na lewym przedramieniu miała ten najważniejszy z napisem: "Dziewczynka tatusia". Gdy parę lat później, po uszy pogrążona w nałogu, sławna i nieszczęśliwa, uciekła przed stadem paparazzich, ojciec odnalazł ją i przyjechał, kręcić... reality show, w którym miała udawać szczęśliwą. Jeszcze później, gdy wysyłana przez lekarzy na odwyk, nie była w stanie utrzymać się nawet na nogach, zmusił ją do wyjazdu w trasę.
Kapadia pokazuje te wydarzenia, nie komentując. Widz sam wyciąga wnioski. Być może gdyby związała się z mężczyzną, który dałby jej poczucie bezpieczeństwa i naprawdę o nią zatroszczył, jej życie potoczyłoby się inaczej. Ale zakochała się w rasowym straceńcu - Blake'u Fiedlerze, który wprowadził ją w świat twardych narkotyków, a ona by za nim nadążać, nie potrafiła powiedzieć:"nie".
Narodziny gwiazdy
Tytuł jej debiutanckiego singla – "Frank" miał nawiązywać do Franka Sinatry, ale w angielskim oznacza on też słowo "szczery". Amy nigdy nie wymyślała ckliwych historyjek, śpiewała wyłącznie o tym, co jej doskwierało i co czyniło ją szczęśliwą. Nick Shymansky jej odkrywca, menedżer i przyjaciel podkreśla, że pierwszy raz spotkał kogoś, kto w profesjonalnym uprawianiu muzyki nie widział okazji do zdobycia dużych pieniędzy. "Chcę tylko śpiewać, kocham to" - mówiła, gotowa na każde warunki.
Album okazał się wielkim sukcesem, a Amy z dnia na dzień została gwiazdą. Była autentycznie zdziwiona swoją sławą. Znawcy muzyki jazzowej porównywali jej głos do Niny Simone. Amy została nominowana do BRIT Awards, jej debiutancki album zyskał w Anglii status platynowego,ona sama zaś wygrała nagrodę dla najlepszego twórcy tekstów za utwór "Stronger Than Me".
Cieszyła się jak dziecko, że ludziom podoba się jej muzyka. Na setkach zdjęć i filmów widzimy ją z nieodłącznym notesem w dłoni, w którym nieustannie zapisywała słowa do kolejnych piosenek.
Sława autentycznie ją zawstydzała, choć nie miała jeszcze pojęcia, że zmieni jej życie w piekło. "Jestem tylko Żydówką z północnego Londynu, która stała się nagle znana" - mówiła w wywiadach. "Nie była Justinem Bieberem, ani jednym z tych disneyowskich dzieciaków. Była szczera i autentyczna" - dodawał jej producent.
I wtedy właśnie poznała na swoje nieszczęście Blake'a Fiedlera. Ten związek od początku był skomplikowany i trudny (gdy się poznali on miał dziewczynę, którą w końcu porzucił). Amy pisała: "Chcę czuć to samo co ty, więc muszę to samo brać".
Wspólne narkotykowe odloty, kończące się utratą świadomości nierzadko w miejscach publicznych, stały się jego nieodłączną częścią, co chętnie utrwali na zdjęciach paparazzi. Nim poślubiła Blake'a, zdążyła nagrać swoją najważniejszą płytę, która miała ją wynieść na sam szczyt.
"Back to Black" - droga na szczyt i upadek
W singlu "Rehab"z drugiego, nagrodzonego pięcioma Grammy albumu "Back To Black" , który uczynił ją megagwiazdą – poznajemy prawdziwe oblicze nałogu, z którym walczyć nie chciała i nie potrafiła. "Próbowali mnie zmusić, abym poszła na odwyk, ale powiedziałam nie, nie, nie... Tak, jestem w amoku, ale kiedy się otrząsnę, będziesz to wiedział, wiedział, wiedział" - śpiewa z porażającą szczerością.
Jedna z najbardziej poruszających scen filmu dotyczy właśnie ceremonii wręczenia nagród Grammy. Pokazywana podczas relacji na żywo w 2008 roku, prezentuje piękną, radosną Amy, świeżo po kolejnym odwyku (Universal Music zmusił ją do niego, grożąc zerwaniem kontraktu). Wiadomość o zdobyciu nagród Winehouse przyjmuje z wielkim niedowierzaniem, a dziecięce zdziwienie widoczne w jej ogromnych oczach, kamery rejestrują dłużej, niż cokolwiek w tej transmisji.
Robi wrażenie najszczęśliwszej na świecie przyjmując nagrodę od swojego idola Tony'ego Benetta, z którym potem, na jego prośbę, nagra wspólna piosenkę. Tyle tylko, że późniejszy tekst wokalistki, już z nagrodą w ręku, wyszeptany do ucha ukochanego, błyskawicznie zmusza nas do zmiany nastroju. "Bez dragów jest tu cholernie nudno"- mówi Amy, a Blake zagarnia ją ramieniem i odchodzą, by ową "nudę" przerwać.
Choć film stanowi spójną całość można wydzielić w nim dwie części - pierwsza pokazuje drogę Amy na szczyt, druga - powolny upadek, którego finał znamy.
Kapadia przyznaje, że część znajomych Winehouse, którzy wystąpili przed kamerami, nie była w stanie obejrzeć drugiej części. "Podczas wywiadów większość rozmówców, którzy byli bardzo blisko Amy zaczynała płakać" - opowiada.
Wielu z nich czuło się współwinnymi jej śmierci, bo przecież o tym, że nie radziła sobie z nałogiem, wiedzieli wszyscy.
Kapadia winą za śmierć Amy Winehouse obdziela równo wszystkich, nikogo nie oszczędzając - Blake'a, który wciągnął ja w nałóg, zachłannego ojca, nieporadną matkę, która nie dostrzegła początku dramatu córki w nasilającej się bulimii, a wreszcie bezlitosne media, które ekscytowały się równie mocno jej sukcesami, co późniejszym dramatem.
Własna wina Amy w tym labiryncie zaniedbania jest, zdaniem Kapadii, równie duża. Winehouse rozwiodła się z toksycznym mężem i miała potem u boku mężczyznę, który nie odstępował jej na krok, pilnując by pozostała czysta. Tyle tylko, że było już za późno. Nadwrażliwa, żądna ekstremalnych przeżyć, nie potrafiła już bez nich żyć.
Choć oglądając dokument skupiamy się na dramacie Amy Winehouse, równie mocnym elementem filmu jest wizerunek współczesnych mediów. Mediów, które najpierw traktowały ją jak boginię, jednocześnie osaczając i śledząc każdy ruch, by z czasem traktować niczym zwierzynę łowną. Mediów, które karmiły się jej upadkiem i okrutnie dowcipkowały na temat jej uzależnienia.
Kapadia pokazuje dziesiątki takich sytuacji, nie oszczędza nikogo - począwszy od lifestylowej prasy i tabloidów, którym zdjęcia zaćpanej Amy napędzają sprzedaż, poprzez czołówki wiadomości "szacownych" stacji jak BBC, gdzie relacje z kolejnych etapów upadku wokalistki są okazją do oplucia jej i wieszczenia końca kariery.
Oglądamy to z przerażaniem, ale i poczuciem winy, bo kto z nas nie widział tych zdjęć, nie wysłuchał "gorącego" newsa o pijackiej eskapadzie czy zawalonym koncercie? "Nie byłoby odbiorców na te "hot newsy", nie byłoby tych obrzydliwych zdjęć, dowcipów, żerowania na tragedii" - zdaje się mówić do nas z offu. I trudno się z nim nie zgodzić.
Amy Winehouse zmarła 23 lipca 2011 roku po wypiciu dużej ilości alkoholu, który po okresie abstynencji, w wyniszczonym bulimią organizmie doprowadził do wstrząsu wywołanego zatruciem.
Kategoria dokument czyli sumienie Akademii
Kategoria; film dokumentalny bywa nazywana sumieniem Akademii Filmowej - chodzi o to, by wygrywały w niej filmy, dzięki którym istnieje szansa, by zmieniać świat na lepsze.
Czy "Amy" jest takim filmem? Z pewnością, zwłaszcza z przejmującym tłem opowieści, jakim jest kondycja współczesnych mediów, gotowych dla sensacji osaczyć i zniszczyć swoja "ofiarę", co Kapadii pokazuje w sposób przejmujący.
A co wypada wiedzieć o reżyserze "Amy"? Asif Kapadia, brytyjski filmowiec hinduskiego pochodzenia, urodził się w Londynie w 1972 roku. Studiowałreżyserię w Royal College of Art gdzie zyskałuznanie krótkometrażowym "The Sheep Thief", opowiadającym historięutalentowanego, żyjącego na indyjskiej ulicydziecka. Obraz zdobył Nagrodę Fundacji Cinéfondation na festiwalu w Cannes.
W swoich filmach zajmuje się najchętniej odkrywaniem outsiderów, żyjących w ekstremalnych warunkach i miejscach. Rozwinął oryginalny styl realizując na pustyniach Radżasthanu pełnometrażowy debiut "Wojownik" (2001). To opowieść o przywódcy brutalnych wojowników wynajętych przez lokalnego radżę, który w czasie napadu, doznaje mistycznego objawienia i porzuca przemoc. Film zdobył dwie nagrody BAFTA (za najlepszy film brytyjski i za debiut reżyserski).
Do chwili realizacji "Amy" jego najbardziej znanym obrazem był równie znakomity dokument "Senna", poświęcony legendarnemu kierowcy Formuły 1. Film zdobył mnóstwo wyróżnień, w tym kolejne dwie BAFTY i nagrodę publiczności w Sundance. Ponadto tytuł najbardziej kasowego brytyjskiego dokumentu w historii, który pobił sam Kapadia, właśnie za sprawą "Amy".
Do pełnego zestawu najważniejszych na świecie wyróżnień brakuje mu jedynie Oscara.
Autor: Justyna Kobus//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film