"Tramwaj w Jerozolimie" izraelskiego twórcy Amosa Gitaia rozpocznie w piątek wieczorem 34. Warszawski Festiwal Filmowy. Jego widzowie zobaczą aż 190 filmów w ciągu 10 dni. O nagrodę Grand Prix powalczy 15 tytułów Konkursu Międzynarodowego, w tym m. in. "Moon Hotel Kabul" Anki Damian czy "7 uczuć" Marka Koterskiego. Jak co roku, odbędą się ponadto pokazy specjalne oraz konkursy: 1-2, Wolny Duch, filmów dokumentalnych i krótkometrażowych. Festiwal potrwa do 21 października.
190 filmów z aż 61 krajów zobaczą w tym roku widzowie 34. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Impreza od lat cieszy się ogromnym zainteresowaniem kinomanów z całego świata. Aż trudno uwierzyć, że zaczynała jako mały, lokalny festiwal w dobie PRL-u. Wówczas była dla kinomanów oknem na świat.
Dziś ma status festiwalu klasy A, międzynarodowego, jakim może się poszczycić tylko 14 festiwali na świecie - między innymi Cannes, Wenecja, Berlin czy Toronto.
To tutaj międzynarodowi selekcjonerzy zobaczyli po raz pierwszy "Idę" Pawła Pawlikowskiego" (Grand Prix festiwalu w 2013 roku), tu zachwycił się nią dyrektor festiwalu w Toronto, a potem film jak burza przeszedł przez najważniejsze imprezy na świecie, by zdobyć pierwszego w historii Oscara dla polskiego filmu fabularnego. Z drugiej strony, dyrektor imprezy Stefan Laudyn niezmiennie podkreśla: - Nie gonimy za gwiazdami. Na WFF trafiają zarówno produkcje uznanych filmowców, jak i debiutantów, zrealizowane przez skromne kinematografie.
W jury oceniającym filmy Konkursu Międzynarodowego zasiadają w tym roku tak wielkie osobowości z branży jak Piers Handling - od ponad 20 lat dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto, Nik Powell – słynny angielski producent takich filmów jak nagrodzona Oscarem "Gra pozorów" czy "Mona Lisa" i polska reżyserka Joanna Kos-Krauze. Oprócz nagrody Grand Prix festiwalu, którą przyzna jury, jak co roku swoją własną - Nagrodę Publiczności - przyznają również widzowie warszawskiej imprezy.
Kino nietuzinkowe
Dyrektor WFF lubi podkreślać, że dla niego niezwykle ważny jest co roku film otwarcia. Tym razem będzie nim obraz izraelskiego reżysera, aktora i producenta Amosa Gitaia. Po raz pierwszy pojawił się on na WFF jeszcze jako znany głównie smakoszom kina izraelskiego twórca, z filmem "Berlin Jerusalem" (1991). Potem przyjechał z kolejnymi filmami - "Estera" i "Golem". Dziś jest wielką gwiazdą światowej kinematografii. Między 1999 a 2017 roku dziesięć jego filmów zostało zgłoszonych do udziału w festiwalu w Cannes oraz Wenecji. Pracował z Juliette Binoche, Jeanne Moreau, Natalie Portman, Annie Lennox czy z Leą Seydoux. Biją się o niego najważniejsze festiwale świata, ale na WFF zawsze przyjeżdża i darzy ten festiwal szczególną estymą.
Jego najnowszy obraz, "Tramwaj w Jerozolimie", z udziałem wielkiej gwiazdy francuskiego kina Mathieu Amalrica ("Motyl i Skafander" Schnabla, "Wenus w futrze" Polańskiego), to opowieść o codziennym życiu pasażerów w podróży, których tramwaj zbliża do siebie, czy tego chcą, czy nie.
Jak mówi sam reżyser: - Ten film jest ironiczną, ale i optymistyczną zarazem metaforą podzielonego miasta, w którym my, Izraelczycy, Palestyńczycy i inne narodowości, wszyscy próbujemy doświadczyć w tramwajowym mikrokosmosie, jak mogłoby wyglądać życie bez wielkich konfliktów i przemocy. Jak moglibyśmy żyć, nie zabijając siebie nawzajem, akceptując swoją obecność i dzielące nas różnice".
Tytuł będzie miał tu swoją światową premierę, bo niemal wszystkie obrazy konkursowe na WFF to premiery. Wyjątek festiwal robi dla polskich produkcji pokazywanych wcześniej w Gdyni.
Konkurs Międzynarodowy i pokazy specjalne
Od lat najbardziej prestiżowym wydarzeniem warszawskiej imprezy jest Konkurs Międzynarodowy, w którym możemy oglądać światowe premiery produkcji, wybranych przez selekcjonerów WFF z całego świata.
Polskę reprezentuje tym razem nowy obraz Marka Koterskiego "7 uczuć" z plejadą gwiazd naszego kina. Ta brawurowa opowieść o ulubionym bohaterze Koterskiego - Adasiu Miauczyńskim, będącym jego alter ego - tym razem cofa nas do dzieciństwa Adasia i jego szkolnych kolegów. Reżyser pokazuje, do jakiego stopnia traumy i kompleksy z dzieciństwa, rodzicielskie błędy, czy brak akceptacji otoczenia, odbijają się na naszym dorosłym życiu. Reżyser dokonał ryzykownego zabiegu, obsadzając w rolach dzieci dojrzałych, uznanych aktorów, jednocześnie "podlewając" swoją opowieść gombrowiczowsko - witkacowskim sosem. Zabieg nie tylko się udał, ale zachwycił oryginalnością i wybrzmiał jako manifest wolności jednostki. W piątek trafia już do naszych kin.
Trudno wyrokować, które z pozostałych 14 tytułów konkursu zachwycą jurorów, ale ciekawie zapowiada się obraz Rumunki Anki Damian, (reżyserki niezwykłej rumuńsko-polskiej animacji "Czarodziejska góra", wielokrotnie honorowanej na wielkich festiwalach).
Bohater jej filmu "Moon Hotel Kabul" jest charyzmatycznym i zarazem cynicznym dziennikarzem śledczym. Jak czytamy w opisie, "wyjątkowa pewność siebie pozwala mu kreować bohaterów i błyskotliwie ubarwiać swoje historie". "W jego reportażach prawda miesza się z fikcją. Doświadczy tego na własnej skórze, kiedy spotka tłumaczkę Ioanę. Po wspólnej nocy w hotelu w Kabulu, dowiaduje się, że dziewczyna nie żyje. Od tej pory Ioana staje się częścią jego życia, powoli zmieniając je w koszmar. Film stawia pytania o prawdę i miłość oraz cenę, jaką decydujemy się za nie zapłacić" - dodano.
Ciekawie zapowiada się także, już choćby z uwagi na obsadę, pierwszy anglojęzyczny debiut cenionej francuskiej reżyserki Claire Denis "High Life". Zobaczymy go w sekcji Pokazy specjalne. Opowiada o grupie skazańców wysłanych w misję kosmiczną. Na pokładzie statku kosmicznego podróżuje astronauta i jego córeczka. Nie został ojcem z własnej woli, był w grupie więźniów, którzy dostali szansę udziału w podróży w przestrzeń kosmiczną wiedząc, iż nigdy z niej nie wrócą. Willow urodziła się już na statku. Samotny twardziel, opiekując się córką, powoli odkrywa, czym jest miłość. W roli głównej występuje Robert Pattinson, a oprócz niego zobaczymy Juliette Binoche, Andre Benjamina oraz Agatę Buzek. W projekcie uczestniczy też Polski Instytut Sztuki Filmowej. Zdjęcia powstały z udziałem polskiego operatora Tomasza Naumiuka.
Trudno też pominąć prezentowany w sekcji Odkrycia obraz kenijski w reżyserii Wanuri Kahiu "Rafiki". Film już jest bardzo głośny i opowiada o córkach lokalnych polityków, które połączy uczucie.
Czekając na "odkrycia"
Warszawski Festiwal Filmowy, na tle goniących za wielkimi gwiazdami pozostałych festiwali klasy A, jest imprezą niezwykłą. Tutaj zawsze, co od lat podkreśla dyrektor, w przeciwieństwie do większości festiwali tej rangi, "najpierw jest selekcja filmów, a dopiero potem zapraszani są twórcy, nigdy odwrotnie". Nie daje się też nagród za całokształt, by skłonić do przyjazdu znane nazwiska. Bo Warszawski Festiwal Filmowy to przede wszystkim festiwal odkryć, to one właśnie są największym jego atutem i miarą wielkości. Mnóstwo uznanych dzisiaj, sławnych filmowców właśnie na WFF pokazywało pierwsze filmy.
Poza wspomnianym już Amosem Gitaiem swoje pierwsze filmy pokazywał tu także Ari Folman - m.in. "Made in Israel" w roku 2001, a więc na długo przedtem zanim zrobił karierę dzięki "Walcowi z Baszirem". Wtedy też przyjechał na warszawski festiwal również nieznany nikomu rumuński reżyser Cristian Mungiu, który w 2007 roku wygrał festiwal w Cannes filmem "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", a dwa lata temu zachwycił znów "Egzaminem". Na WFF odebrał wtedy także Grand Prix za film "Zachód".
W połowie lat 90. gościem młodej jeszcze imprezy był mało wówczas znany Michael Haneke, twórca "Pianistki", "Białej wstążki" i "Miłości", za sprawą której odebrał dwie Złote Palmy w Cannes. Organizatorzy mają więc "nosa", gdy mowa o wyławianiu talentów. Czy odkryją równie wielkie w tym roku? Dowiemy się w ciągu najbliższych 10 dni. Festiwal potrwa do 21 października.
Autor: Justyna Kobus//kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: WFF