Alfred Hitchcock, Orson Welles i "człowiek w meloniku" Charlie Chaplin. "Psychoza", "Taksówkarz", "Odyseja Kosmiczna 2001". Co łączy te wybitne postaci i filmy? Nigdy nie dostały najważniejszej nagrody przemysłu filmowego – Oscara, a statuetki za całokształt twórczości tylko zwiększyły poczucie niedosytu…
Zacznijmy od filmu, który wygrywa praktycznie wszystkie światowe rankingi na najlepszy obraz wszechczasów – "Obywatela Kane" Orsona Wellesa z 1941 roku. Opowieść o fikcyjnym magnacie medialnym Franku Kane (a tak naprawdę prawdziwym Williamie Hearście) była nominowana w dziewięciu kategoriach, a Welles w czterech. Wygrał w jednej – statuetkę za najlepszy scenariusz oryginalny odebrał do spółki z Hermanem J. Mankiewiczem, choć podobno to Mankiewicz wykonał większą część pracy.
Honorowego Oscara nie odebrał
Parę lat później Welles znów otarł się o Oscara. W 1949 roku wystąpił i współtworzył scenariusz do „Trzeciego człowieka” (reż. Carol Reed), arcydzieła kina sensacyjnego. Oscara film dostał za… zdjęcia.
Wyróżnienia przez Akademię Filmową Welles doczekał się dopiero w 1971 roku - otrzymał honorowego Oscara za całokształt twórczości. Nie odebrał osobiście statuetki, tłumacząc się wyjazdem do Hiszpanii. Podczas gdy John Huston (który swoją drogą nie dostał żadnej statuetki za „Sokoła Maltańskiego”) zastępował go na gali, Welles oglądał transmisję w pokoju hotelowym w Los Angeles.
Polscy przegrani
Także polscy reżyserzy nie mają szczęścia do Oscarów. Najbliżej był Andrzej Wajda, nominowany za „Ziemię Obiecaną”, „Panny z Wilka”, „Człowieka z żelaza” i „Katyń”. Reżyser musiał się jednak zadowolić nagrodą za całokształt. W kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny” przegrały też „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego, „Faraon” Jerzego Kawalerowicz, ”Potop” Jerzego Hoffmana” i „Noce i dnie” Jerzego Antczaka.
Za całokształt i produkcję
Oscara za całokształt, przez wielu uważany za nagrodę pocieszenia, otrzymało wielu wielkich twórców kina. Najsłynniejszy komik świata – Charlie Chaplin – dostał honorowego Oscara dopiero w 1972 roku. "Ten, którego geniusz przekształcił przemysł filmowy w sztukę naszego wieku" ukazał się milionom widzów z nieodłącznymi akcesoriami: melonikiem i laseczką. Wcześniej Chaplin był nominowany zaledwie trzy razy, a w kategorii "najlepszy aktor pierwszoplanowy" tylko raz - w 1942 za „Dyktatora”.
Co ma jednak ma powiedzieć Federico Fellini? Włoski reżyser poza Oscarami (czterema) dla filmów obcojęzycznych, gdzie praktycznie nie miał konkurencji, nie zdobył żadnej statuetki, choć nominowany był 12-krotnie. W 1993 roku, na kilka miesięcy przed śmiercią, dostał honorowego Oscara.
Niedocenieni Altman i Kubrick
Podobny los spotkał Roberta Altmana. Twórca dostał pięć nominacji do najważniejszej filmowej nagrody za filmy "Nashville", "M*A*S*H", "Gracz", "Na skróty" oraz "Gosford Park". Statuetka jednak nigdy nie trafiła do jego rąk. W 2006 roku Amerykanin otrzymał Oscara za całokształt.
Żadnej statuetki za reżyserię nie zdobył wizjoner autorskiego kina Stanley Kubrick, a jego „Odyseja Kosmiczna 2001” dostała jednego Oscara – za efekty specjalne. Najlepszym filmem 1968 roku został familijny „Oliver!” (reż Carol Reed).
Hitchcock nie urzekł
Na koniec mistrz suspensu – sir Alfred Hitchcock. W kategorii "najlepszy reżyser" nominowany był pięciokrotnie, za: "Rebekę" z 1940 r., „Łódź ratunkową” z 1944r., „Urzeczoną” z 1945 r., „Okno na podwórze” z 1954 r. i „Psychozę” z 1960 roku. Jedyny Oscar to statuetka z 1967 roku, tzw. „Nagroda Irvinga Thalberga” za... dokonania producenckie.
Współcześnie największym przegranym jest Martin Scorsese. Reżyser “Wściekłego Byka”, czy “Chłopców z Ferajny” nominowany był osiem razy. Oscara doczekał się dopiero w 2006 roku za „Infiltrację”. Do tego w 1977 roku jego „Taksówkarz” przegrał nie z „Siecią” Sidneya Lumeta czy „Wszystkimi ludźmi prezydenta” Alana J. Pakuli, a… „Rockym” Johna Avildsena z Sylwestrem Stallone (ze scenariuszem tego ostatniego).
Polityczna poprawność czy konkurencja?
W latach 90-tych w gronie wielkich przegranych znalazły się tak świetne filmy jak „Skazani na Shawshank” Franka Darabonta i „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, którym Oscara sprzątnął sprzed nosa Forrest Gump” Roberta Zemekisa.
W ostatnich latach największe gromy spadły na „najlepszy film” z 1996 roku – „Angielskiego Pacjenta”. Romans pokonał „Fargo” braci Coen czy „Jerry'ego Maguire'a” Camerona Crowe'a z pamiętnymi rolami Toma Cruise’a i Cuby Goodinga Juniora.
Podczas tegorocznej gali możemy być świadkami narodzin kolejnego wielkiego przegranego. Nominowana za rolę w „Lektorze” Kate Winslet ma na koncie 6 nominacji (w tym 3 za rolę główną) i ani jednej statuetki. Czy dołączy do zacnego grona?
Źródło: tvn24.pl, lechpoznan.pl
Źródło zdjęcia głównego: EastNews