W jego dramatach najważniejsze linijki zawsze były "pod spodem". Ze zwykłych zdarzeń, zwykłych postaci i zwykłych konfliktów wydobywał niezwykły "pinterowski" nastrój: skrzyżowanie grozy, inteligentnej ironii i analizy. Harold Pinter, najwybitniejszy współczesny brytyjski dramatopisarz, umarł w wigilię. Miał 78 lat.
O śmierci laureata literackiej Nagrody Nobla za rok 2005 poinformowała jego druga żona lady Antonia Fraser. Pinter od wielu lat walczył z rakiem, który uniemożliwił mu przyjazd do Sztokholmu na uroczystość wręczenia nagród noblistom.
Harold Pinter urodził się 10 października 1930 r. w Londynie w rodzinie żydowskiego krawca. Przez wiele lat fascynował się aktorstwem. W latach 1954-57 występował w grupie teatralnej Anew McMaster. Scena zapamięta go jednak nie jako aktora, ale jako autora.
Gorzki sędzia i wybitny pisarz
Debiutował w 1957 r. jednoaktówką "The Room" ("Pokój"). Później przyszły "Urodziny Stanleya" (1957), które stały się przepustką do wielkiego literackiego świata, "Dozorca" (1960) i kultowy dla wielu Brytyjczyków "Powrót do domu" (1965).
Swoje ostatnie dzieło sceniczne, adaptację cyklu powieściowego Marcela Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu", opublikował w 2000 roku. W pięć lat później napisał jeszcze słuchowisko "Voices" ("Głosy"), wyemitowane przez BBC z okazji 75. urodzin pisarza.
Pinter znany był jako gorący przeciwnik polityki Stanów Zjednoczonych i ich prezydenta George'a W. Busha. W odtworzonym z nagrania na noblowskiej gali przemówieniu nazwał inwazję na Irak "aktem bandyckim, aktem państwowego terroryzmu, demonstrującym absolutną pogardę dla idei prawa międzynarodowego". Nie szczędził też krytyki swojemu premierowi, za to, że popierając Busha w sprawie irackiej, Tony Blair działał na podobieństwo "otumanionego idioty".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP