W swojej najnowszej książce Szczepan Twardoch zagląda do okopów na pierwszej linii frontu wojny w Ukrainie. Brutalna, brudna i przerażająco realistyczna rzeczywistość w "Nullu" oddana jest za pomocą środków sprawdzonych w poprzednich powieściach śląskiego pisarza. Warto po nią sięgnąć szczególnie teraz, gdy ważą się losy Ukrainy.
Odkąd wybuchła pełnoskalowa wojna w Ukrainie, Szczepan Twardoch regularnie jeździ na front. Osobiście dostarcza ukraińskim żołnierzom drony, osprzęt do karabinów, noktowizory, lunety i wiele innych potrzebnych do walki rzeczy, które kupuje za pieniądze ze zbiórek. Jak mówił w wywiadzie dla PAP, "wielkim i strasznym przeżyciem było zobaczenie tej wojny z bliska po raz pierwszy", stwierdził nawet, że było to dla niego "przeżycie jakoś formacyjne".
Chociaż pisarz początkowo planował oddać grozę tej wojny za pośrednictwem książki non-fiction, ostatecznie zdecydował się na gatunek, z którego jest najbardziej znany - powieść. W notce na końcu książki pisze, że chociaż postacie i wydarzenia w "Nullu" są fikcyjne, "wojnę tę opisał tak blisko prawdy, jak potrafił". W efekcie powieść jest bardzo realistyczna. To nie jest historia o szlachetnych bohaterach i heroicznych czynach, tylko o straumatyzowanych przez ciągłą walkę ludziach, których dopadła historia i uczyniła z nich żołnierzy.
"Null" - recenzja
Sposób narracji w "Nullu" jest nietypowy - narrator mówi do głównego bohatera. Jest nim 45-letni Koń (tak znany jest towarzyszom broni), historyk, Polak, którego jeden z dziadków był Ukraińcem. Gdy wybucha pełnoskalowa wojna, Koń zaciąga się na ochotnika do ukraińskiej armii. Sam nie jest pewien, czy robi to z powodu ukraińskich przodków, czy może chce po prostu uciec przed dotychczasowym życiem w Warszawie.
Zastanawia się nad tym, gdy siedzi w małej jamie na nullu, czyli najdalej wysuniętym punkcie frontu. Jak mówią jego towarzysze broni, "czasami się zawiesza", a wtedy myśli nie tylko o swoim życiu sprzed 24 lutego 2022 roku, ale też m.in.: o wyrzutach sumienia po zabiciu wroga, sensie wojny, naturze Rosjan, przyjaźni. Monolog wewnętrzny Konia stanowi bardzo ważną i obszerną część książki, za pomocą którego Twardoch stara się opowiedzieć o trudnych w uchwyceniu kwestiach, które na wojnie mają olbrzymie znaczenie. Ten styl prowadzenia narracji, polegający na przeplataniu toczonej akcji z rozległymi dywagacjami, to dla Twardocha nic nowego. Pod tym względem podobne były jego poprzednie powieści.
Książkę czyta się szybko, chociaż jej akcja tak się nie toczy. W tej historii nie ma gwałtownych zwrotów i zaskoczeń. Nie znajdziemy tu też spektakularnych misji żołnierzy rodem z hollywoodzkich filmów wojennych. Bo też nie taka jest codzienność na froncie. Koń wypełza z jamy na nullu, by odebrać zrzuconą dla niego paczkę z wodą, musi przedostać się do pobliskiej piwnicy, albo poprowadzić drona, którym zabezpiecza towarzysza zbliżającego się po cichu do wroga. Te działania nie wydają się porywające, ale są skrajnie niebezpieczne. Twardoch przedstawia rzeczywistość, w której śmierć jest na każdym kroku i minimalny błąd, nieuwaga lub po prostu pech, mogą sprowadzić ją na żołnierzy. To bardzo brutalna powieść, której czytanie momentami sprawia ból.
Siłą książki są jej wyraziści, dobrze zarysowani bohaterowie. Twardoch najwięcej uwagi poświęca – rzecz jasna – żołnierzom, wśród których jest np. alkoholik mający sentyment do ZSRR, który na wojnie chce po prostu przetrwać. Albo trzydziestolatek z dobrego domu, który rzucił studia, bo brał udział w rewolucji na Majdanie. U jego boku walczy były członek Berkutu, który też był na Majdanie, ale po to, by tłumić rewolucję. Nikt nie ma mu teraz tego za złe, bo w walkach z Rosjanami wykazuje się ogromną odwagą.
Pisarz pokazuje specyfikę ukraińskiej armii składającej się z ludzi pochodzących z różnych warstw społecznych, przypominając, że od wybuchu wojny w dużej mierze funkcjonuje ona dzięki pospolitemu ruszeniu. Nie jest wobec niej bezkrytyczny. Wręcz przeciwnie. Wskazuje, że jest niezdyscyplinowana, a jej żołnierze bywają zepsuci, nierozsądni, czasem głupi, a ich motywacje do walki niekiedy są godne politowania. Jednak – co ważne – ani na chwilę nie podważa tego, że ich walka z rosyjskim najeźdźcą jest słuszna. Ukraińcy toczą wojnę sprawiedliwą i Twardoch oddaje to poczucie w swojej książce.
"Null" nie jest powieścią tylko o wojnie, ale też o zatraceniu się w mroku. Dla Konia życie przed zaciągnięciem się do armii wydaje się czymś nierealnym, nierzeczywistym, z dnia na dzień coraz trudniej jest mu uwierzyć, że kiedyś do niego wróci. Niektórzy żołnierze mówią wprost: ta wojna nigdy się nie skończy. Nie mają nadziei na szczęśliwy powrót do domu, niekiedy mamy nawet wrażenie, że poszukują śmierci. Są straumatyzowani, połamani psychiczne, i jest to niezwykle przejmujący aspekt tej książki. Już w poprzednich Twardoch udowadniał, że potrafi opisywać mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Teraz to potwierdził.
To nie jest monumentalna powieść z rozbudowaną fabułą i wieloma wątkami pobocznymi. Po części to zrozumiałe, bo Twardoch oddaje rzeczywistość na małym odcinku frontu, który z armią pozostaje w kontakcie tylko radiowym. Jednak kilka razy niektóre wątki, powstające dzięki wspomnieniom Konia, urywają się zbyt szybko, zanim na dobre nas wciągną.
To bardzo krótka powieść, którą można skończyć w jedno zimowe popołudnie. Niemniej po "Nulla" warto sięgnąć. Szczepan Twardoch, bazując na wypróbowanych przez siebie w poprzednich powieściach środkach, oddał ogrom koszmaru, jaki rozgrywa się tuż obok nas. Książka pozwala spojrzeć na niego głębiej niż w relacjach serwisów informacyjnych.
Książka ukazała się 26 lutego nakładem Wydawnictwa Marginesy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Albert Zawada/PAP