Poruszam się głównie po obrzeżach, po marginesie wiodących zdarzeń - mówi w rozmowie z tvn24.pl Katarzyna Nosowska. - Raczej jestem ukierunkowana na to, żeby zagłębiać się w siebie, żeby jak najwięcej ponaprawiać. Właściwie jestem w trakcie nieustającego remontu samej siebie. Bardzo mi zależy na tym, żeby żegnać się z planetą w jakiejś najszlachetniejszej formie, odsłonie samej siebie - dodaje.
Katarzyna Nosowska jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej muzyki. Z zespołem Hey, z którym związana jest od 25 lat, nagrała 11 płyt. Na koncie ma także sześć solowych albumów. Ten dorobek doceniony został m.in. największą liczbą Fryderyków w historii tej nagrody.
Kilka dni temu podczas 15. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego TOFIFEST w Toruniu Nosowska otrzymała specjalną nagrodę Złotego Anioła za niepokorność twórczą. Organizatorzy imprezy po raz pierwszy zdecydowali się przyznać to wyróżnienie osobie nie wprost związanej z filmem.
Z Katarzyną Nosowską rozmawia Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
W związku z zaległościami- jeszcze jeden:) Dobrego dnia! #ajazemjejpowiedziala #niedziela
Post udostępniony przez nosowska.official (@nosowska.official) 22 Paź, 2017 o 1:36 PDT
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: "Cześć, możecie nazwać to sentymentalizmem menopauzalnym, ale chciałam, żebyście wiedzieli, że jest na świecie ktoś, kto uważa, że jesteście wspaniali. Baba z Instagrama". Wykreowana przez ciebie postać stała się hitem. Skąd pomysł na taką Nosowską?
Katarzyna Nosowska: To jest absolutny przypadek. Wydawało mi się, że przez całe życie będę na bieżąco, ponieważ wkładałam w to wiele wysiłku. Starałam się być zorientowana: co się dzieje, kto jest kim. Nagle się okazało - co jest chyba kwestią dojrzałości, żeby nie powiedzieć starości - że człowiek musi stracić ogląd pełni tego, co się dzieje na świecie. Aplikacja Snapchat była mi kompletnie nieznanym zjawiskiem. Wspaniała aktorka Agata Kulesza, która jest moją bliską przyjaciółką i sąsiadką, wpadła tradycyjnie na kawkę i zademonstrowała mi ją. A potem stwierdziłam, że to jest niesamowite, że można sobie zmienić twarz i strasznie mnie to rozbawiło. Nie przypuszczałam, że zatoczy to dość szerokie jak na mnie kręgi. Okazało się, że to bawi ludzi. Jak na mnie, bardzo dużą liczbę ludzi. Wiem, że są konta, które mają niesamowicie dużo obserwatorów. Startowałam od bardzo niewielkiej liczby fanów. Doszło do takiej sytuacji, że kobiety, dziewczyny, panowie, chłopcy lubią sobie w ciągu dnia zaserwować taką przypowiastkę, która ich po prostu bawi. Wydaje mi się, że nie można poczuć się lepiej niż wtedy, kiedy przynosi się drugiemu człowiekowi odrobinę oddechu.
W tym filmikach padają czasem konkretne nazwiska. Jakie były reakcje, komentarze wywołanych przez ciebie osób?
Albo nie było ich w ogóle, albo były przyjemne. Wielu osobom wydaje się, że ja się w tych nagraniach naśmiewam. Tak przeczytałam parę razy. To jest nieprawda. Jeżeli używam jakichś postaci, które funkcjonują w show biznesie, to dlatego, że one są barwne. One po prostu są i wszyscy mają świadomość ich istnienia. W żadnym stopniu nie próbuję powiedzieć, że metoda, którą przyjęli na życie jest dla mnie godna potępienia. Absolutnie nie. Uważam, że ludzie robią dokładnie tak jak chcą i czują, mają do tego pełno prawo. Używam czasami jakiegoś nazwiska po to, żeby zdjąć odrobinę niepotrzebnego ciężaru z pewnych zjawisk. To media tak naprawdę pompują jakieś sytuacje dotyczące życia tych osób albo robi się zbyt dużo zamieszania wokół spraw, które w rzeczywistości są lekkie. Marzyłabym, żeby nadać im ciężar właściwy.
A masz świadomość tego, że niektórymi nagraniami chwytasz ludzi za gardło, wzruszasz?
Mówię, że to jest żartobliwe, ponieważ ta forma jest taka. Natomiast staram się - tak jak i w tekstach piosenek, w felietonach - nawiązywać do rzeczy, które mnie przejmują albo stwierdzam, że są na tyle uniwersalne, że nas wszystkich w pewnym stopniu i na pewnym etapie życia muszą dotyczyć. Gdybym miała się tak naprawdę przyznać, to zależy mi na tym, żeby tymi filmikami sprawić, aby ludzie poczuli się razem. W moim odczuciu, odrzucając te wszystkie zbędne komentarze samych siebie, na tym najgłębszym poziomie, jesteśmy do siebie bardzo, bardzo podobni i niemal identycznie czujemy, nasze marzenia i lęki są do siebie zbliżone. Poważnie traktując te filmy, chciałabym, żeby sprawiły, że ludzie poczuliby: kurczę, jesteśmy identyczni, działamy w obrębie jednego schematu i to nie jest złe.
Sama przecież wykraczasz poza schemat nazwijmy to typowej gwiazdy. Nie przesiadujesz na kanapach w studiach telewizyjnych, nie opowiadasz, jaką jesteś cudowną mamą, nie zdradzasz recepty na udane życie.
Bywam na kanapie śniadaniowej, bo jest to przestrzeń, gdzie można zaprezentować informację o nagranej płycie. Takie są czasy. Także nie przesadzajmy, bywam gościem telewizji śniadaniowej (uśmiech).
Ale nigdy w roli ekspertki od gotowania bądź wychowania dziecka.
Zdecydowanie nie. Nie jestem ekspertką w ogóle. Powiedzmy, że życie traktuję jako poligon, gdzie bez przerwy podlegam testom. Sama sobie te testy przygotowuję i próbuję zaliczyć je jak najlepiej. W związku z tym, nie mogę służyć za jakąś poważną podporę dla innych.
W Toruniu otrzymałaś Złotego Anioła za niepokorność twórczą. Jak się czujesz jako niepokorny, zbuntowany artysta?
To jest bardzo ciekawe. Tak jak powiedziałam w trakcie odbierania tej statuetki, poruszam się głównie po obrzeżach, po marginesie wiodących zdarzeń. Raczej jestem ukierunkowana na to, żeby zagłębiać się w siebie, żeby jak najwięcej ponaprawiać. Właściwie jestem w trakcie nieustającego remontu samej siebie. Bardzo mi zależy na tym, żeby żegnać się z planetą w jakiejś najszlachetniejszej formie, odsłonie samej siebie. Wszystkie te zewnętrzne aktywności, które są moim udziałem, one również zawsze wychodzą właśnie z tego marginesu. Robię bardzo mało zamieszania wokół siebie - jestem dość nieśmiałą osobą - w związku z tym tytuł niepokornej wydaje mi się bardzo zaskakujący. A może to są właśnie takie czasy, że teraz, kiedy wszystko jest tak niesamowicie przebodźcowane, kiedy wszystko jest "za bardzo", to okazuje się, że niepokorne są te osoby, które są w zasadzie przejrzyste, niewidzialne.
Trudno o tobie powiedzieć, że jesteś niewidzialna. Piszesz, śpiewasz, jesteś felietonistką, grałaś w spektaklu u Kleczewskiej, masz za sobą nawet epizod serialowy. I niedawno, o czym chwilę rozmawialiśmy, zostałaś "babą z Instagrama". Dużo tego.
To wszystko odbywa się podczas spotkania jeden na jeden - wyłączając koncerty, gdzie na scenie konfrontuję się z publicznością. Jednak wszelkiego rodzaju odsłony mojej działalności zachodzą w domu, kiedy jestem sama, pochylam się nad kartką czy monitorem komputera. Jestem sama. Nie wydaje mi się, żebym była jakoś przesadnie niepokorna, zbuntowana. Może rzeczywiście buntem, przejawem niepokorności jest to, że postanowiłam sprawować pełnię władzy nad własnym życiem. Interesuje mnie branie pełnej odpowiedzialności za to, w jaki sposób przepędzam życie.
Chwilę zatrzymajmy się na scenie. Jakie to uczycie, gdy samo twoje pojawienie się wywołuje aplauz?
Nie ukrywam, że jest to dla mnie wstrząsający moment, kiedy okazuje się, że komuś sprawia przyjemność moje bycie na tej planecie, że jest ono zauważalne. Jest na tyle to dla mnie przejmujące, że bardzo często zaliczam tak zwany niż intelektualny, dlatego trudno ode mnie wymagać jakiejś spektakularnej myśli na zakończenie takiego momentu. Jest to dla mnie bardzo miłe i ciągle niecodzienne.
Teraz gdy, działalność Hey została zawieszona, wracasz do solowej Nosowskiej?
Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, czekam na koniec tego roku, bo mam wrażenie, że pierwszy poranek 2018 roku będzie dla mnie bardzo szczególny. Będę musiała podjąć jakieś decyzje. Niespecjalnie mam sprecyzowane plany na przyszłość. W jakimś sensie podoba mi się ta niepewność, ta niewiadoma. Mam wrażenie, że w obliczu niepewności mogę rozkwitnąć tak naprawdę. Myślę, że przez te wszystkie lata funkcjonowałam jakby na 30 procent. To jest ostatni moment, żeby spróbować poderwać się trochę do lotu, zamiast moczyć skrzydła w kałuży.
To znaczy, że doczekamy się kolejnej płyty solowej.
Chciałabym ją nagrać, ponieważ wiele lat minęło od ostatniej. Coś się we mnie kotłuje. Coś mnie swędzi. Chciałabym sobie ulżyć i wypowiedzieć się wreszcie na stare lata. Ostatni raz tak naprawdę.
Jak to ostatni raz?
Nie wiem. Nie znamy w końcu dnia ani godziny (śmiech). W związku z tym, być może to będzie ostatni raz, kiedy tak poważnie poszaleję na solowej płycie. Bardzo mi się to marzy.
Pamiętam, że kiedyś powiedziałaś, że trudne czasy zahartowały cię do tego, żeby nie zgłupieć w łatwych. Łatwo jest w otaczającej nas rzeczywistości być artystą?
Wydaje mi się, że znacznie trudniej niż dawniej. Takie mam wrażenie, ponieważ w jakiś przedziwny sposób doszło do tego, że definicja artysty - którą ja stosuję - została nadszarpnięta, naruszona. Dla mnie artysta to jest człowiek, który kreuje jakiegoś rodzaju mikrorzeczywistość, przekazywaną potem ludziom. Artystą nie może być ten, który jest narzędziem w rękach innego kreatora. Mówię, na przykład, o osobach, które tylko pięknie śpiewają. Dla mnie to nie są artyści. Ci ludzie przepięknie śpiewają, ale są to narzędzia w dłoniach kompozytora i autora tekstu. Ich wybitność sprowadza się do tego, żeby wypowiedzieć tę koncepcję, która wyszła z umysłów innych ludzi.
Też doszło do sytuacji, w której każdemu wydaje się, że może być artystą. Wcale nie pchałabym się do tego koryta. Uważam, że to jest zajęcie dla osób odważnych i silnych. Nie można zostać artystą, nie licząc się z tym, że jest to czasami pasmo upadków. Trzeba mieć niesamowicie dużo cierpliwości, ponieważ artysta jest cały czas w procesie. Artysta nie ma limitu, nie ma momentu, do którego może się rozwijać, a potem przestać. Nie jest to więc wcale takie łatwe, a czasami bywa niewdzięczne. Jednak jest to pewna powinność. Człowiek, który ma powinność, musi - bez względu na wszystko, na momenty słabości - wypełniać ją.
Skoro o powinności mowa. Część z twoich bliskich znajomych swoją działalność poszerza o udział w manifestacjach, o komentarze polityczne. Ty tego nie robisz.
Moje poglądy są bardzo wyraźnie określone w tekstach i w rzeczach, które piszę. Osoba, która się w to wczyta, będzie doskonale zdawała sobie sprawę jaki jest mój pogląd na tak zwaną wszechrzecz. Nie robię takich rzeczy, ponieważ moje poglądy na świat są z kategorii ezoterycznych. Naprawdę wierzę w pracę u podstaw i w to, że świat byłby zupełnie innych, gdyby każdy człowiek zaopiekował się przestrzenią, na którą realnie ma wpływ. Wierzę, że człowiek ma wpływ wyłącznie na siebie. Gdyby wszyscy przyjęli taką koncepcję za słuszną, zdziwilibyśmy się jako społeczeństwo jak szybko przeszlibyśmy do niezwykłej kondycji. Wolę postawą a nie hasłem świadczyć o tym, jakim jestem człowiekiem i za czym się opowiadam.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Adrian Chmielewski/k35photo /TOFIFEST