- Szkoła jest miejscem, gdzie jak w soczewce widać, jak jesteśmy nieufnym narodem. A zaufanie jest nam koniecznie potrzebne, żeby budować dobrą przyszłość naszego państwa - mówi Justyna Suchecka, dziennikarka tvn24.pl. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka "Cała nadzieja w szkole".
Najlepsze wspomnienie ze szkoły?
Pierwsza klasa, zakończenie roku szkolnego. Stoimy ustawieni klasami wokół placu przed szkołą. W pewnym momencie wychowawczyni wyczytuje moje nazwisko, mam wyjść na środek. Nie bardzo jeszcze rozumiem dlaczego, dopiero później dowiem się, że to wyróżnienie za wyniki w nauce.
Najważniejsze jest jednak wtedy to, że w nagrodę dostaję książkę. To "Pięciopsiaczki" Wandy Chotomskiej, pierwsza książka, którą dostałam nie od rodziców. Byłam podekscytowana. Czytałam ją w czasie tamtych wakacji jakieś milion razy, choć wiadomo, nie ma tam aż tak wiele tekstu. To wspomnienie nawet po latach jest tak silne, że niemal czuję ten moment, gdy przejeżdżam dłonią po błyszczącej pierwszej stronie.
Szkoła sprawiła, że pokochałam czytanie i co nie aż tak częste - tej miłości nie zabiła.
A najgorsze wspomnienie?
Najgorszy moment był w gimnazjum. To musiała być druga klasa. Moja najlepsza przyjaciółka obraziła się na mnie, a za nią poszła większość klasy. Zupełnie nie pamiętam o co poszło, trwało to kilka dni, ale wtedy wydawało się wiecznością. Traktowali mnie jak powietrze, jakbym na pstryknięcie palcami stała się przezroczysta. I nie wiem, czy spotkało mnie w szkole coś bardziej bolesnego. Dorośli zdawali się tego nie dostrzegać, a może naprawdę nie widzieli, co się dzieje. Dopiero teraz dociera do mnie, że każde z nich widziało codziennie kilkaset takich osób jak ja.
Emocje związane z tamtą sytuacją wróciły do ciebie, kiedy pisałaś o przemocy i bullyingu w polskich szkołach? Rozdział na ten temat znajdziemy w twojej najnowszej książce.
Trafiłaś. Przypomniałam sobie to, jak się wtedy czułam, jakie to było dla mnie trudne. A przecież było to "tylko" ignorowanie, a nie na przykład bicie czy wielomiesięczne prześladowanie. Ale, jak się okazuje, według badań najbardziej dotkliwa i problematyczna jest dla dzieci i młodzieży tak zwana przemoc relacyjna, nazywana przemocą psychiczną.
Z tym rozdziałem wiąże się też coś, co mnie zaskoczyło. Jestem duszą towarzystwa, łatwo nawiązuję kontakty, dobrze się odnajduję wśród obcych. Tak było wtedy i to mi zostało. Dopiero rozmowa o przemocy i bullyingu uświadomiła mi, że dzieci trzeba uczyć zaprzyjaźniania się. Że tylko dla pewnej wąskiej grupy to naturalna umiejętność, a dla wielu prawdziwe wyzwanie. I skoro relacje są tak ważnym czynnikiem zapobiegającym bullyingowi, to zadaniem szkoły powinno być uczenie tego, jak się zaprzyjaźniać. Dopiero rozmowa z dr hab. Małgorzatą Wójcik z Uniwersytetu SWPS, która w pracy zajmuje się badaniem dynamiki grup rówieśniczych ze szczególnym uwzględnieniem powodów i przejawów bullyingu oraz przemocy szkolnej, uświadomiła mi, że są szkoły, które to robią. Tak jest na przykład w Szwecji.
Nie wiedziałam o tym wcześniej i też nie widziałam takiej potrzeby. A po pracy nad książką uważam, że to jedna z najcenniejszych umiejętności, w które może wyposażać szkoła.
"Szkoła nie ma przygotowywać do życia, szkoła jest życiem". Co masz na myśli?
Czasem młodzi ludzie słyszą od nas: jak pójdziesz na studia, to zobaczysz, a jak będziesz pracować to dowiesz się, co to jest stres. O przyjaciołach też zresztą tak mówią: a jak już zmienisz szkołę, to na pewno sobie kogoś znajdziesz; teraz ucz się chemii, na przyjaciół czy szukanie miłości będzie jeszcze czas. I tak dalej.
A życia nie da się odłożyć na później. To, czego uczymy się w latach dziecięcych i nastoletnich, owszem, przyda nam się w dorosłości, ale to nie powinno być głównym celem edukacji. Jej celem musi być dobre życie już tu i już teraz. Zarówno w zakresie zdobywania wiedzy jak i budowania relacji, kształtowania się nawyków czy charakteru.
Ale to też opowieść o tym, żeby problemów czy wyzwań tych młodych ludzi nie lekceważyć, prawda? Bo "dopiero zobaczysz jakie jest życie" jest właśnie takim umniejszaniem tego, co już przeżywają.
Tak, zdecydowanie. Świata nie powinniśmy dzielić na szkolny i pozaszkolny. Dużo o tym myślałam, gdy jedna z bohaterek Judyta, anglistka z Warszawy, opowiedziała mi, że klasa poprosiła ją o wycieczkę do sklepu. Poszli do marketu i kupili ogórki małosolne, a potem grali w planszówki.
A dlaczego akurat ogórki?
Judyta trochę się śmiała, że to był pewnie pierwszy raz, kiedy te dzieciaki mogły coś wybrać same. No i wybrały właśnie tak. Nie wtrącała się.
Tego nie ma w podstawie programowej. Ale jak się okazuje, nie ma też w wielu domach. Nie ogórków oczywiście. Tylko budowania pewnej samodzielności, szans na dokonywanie wyborów.
Nauczycielek i nauczycieli jest w twojej książce sporo. To oni są nadzieją na zmianę?
Bez nich nie da się zbudować dobrej przyszłości. Więc tak, to w nich pokładam nadzieję. Równocześnie wiedząc, że jeśli zostawimy to tylko im, nic dobrego z tego nie będzie. Pisarka Anna Cieplak fajnie to ujęła w czasie naszej rozmowy, mówiąc, że budowanie lepszej przyszłości to zadanie szkół, ale też bibliotek, kuratorów, sąsiadów, świetlic... Jednym słowem - to zadanie dla nas wszystkich. Nie da się tego zrzucić na jedną grupę, chociaż czasem mamy taką pokusę.
W sytuacji nauczycieli chodzi jeszcze o pieniądze. Czy to nie one są największym problemem?
Nowy rząd zaczął od naprawdę wysokich podwyżek dla nauczycieli. Tylko… co z tego. Pensje początkujących nadal są niewiele wyższe niż minimalne wynagrodzenie w gospodarce, a średnie wynagrodzenia nawet tych doświadczonych stażem są dalekie od średnich pensji osób z wyższym wykształceniem. Problemem są nie tylko pieniądze, ale nasze - jako społeczeństwa, a politycy są jego odbiciem - podejście do nauczycieli.
Aleksandra Pospieszalowska-Skuza, anglistka z Tarnowskich Gór jest gwiazdą TikToka, ma tam prawie pół miliona obserwujących i przeszło 36 milionów polubień filmów, które w większości odczarowują zawód nauczycielki. Internauci ją naprawdę lubią, często piszą, że marzą o takich nauczycielach. Ale jeden komentarz od fana zapadł mi w pamięć. Ktoś młody napisał jej - i naprawdę miał dobre intencje - "jak mi w życiu nie wyjdzie, to chciałbym być takim nauczycielem jak pani". To był bardzo bolesny "komplement".
Dla młodych nauczycielstwo to plan b, albo i c. Niewiele jest osób, dla których to praca marzeń. Mamy więc poważny problem i na to żadna podwyżka nie wystarczy. Tu trzeba czegoś więcej.
Po raz kolejny wraca do ciebie temat katastrofy klimatycznej. Czy to młodzież, która opowiadała ci o tym w poprzednich książkach, przekonała cię, że to ważny temat?
Z tą ekologią i klimatem to mój największy wyrzut sumienia. Rzeczywiście to temat, który pojawia się w każdej mojej książce i to młodzi uświadomili mi, że to temat dla nich ważny. Nie jakaś "moda", jak twierdzą niektórzy.
Ale prawda jest taka, że do mnie jego waga dotarła dopiero po katastrofie ekologicznej na Odrze. To rzeka, która płynie przez moje rodzinne strony. Oglądanie tysięcy śniętych ryb, tragedie ludzi mieszkających nad rzeką. Dopiero to otworzyło mi oczy na fakt, że katastrofa klimatyczna to naprawdę też mój problem. Późno, ale od tego momentu staram się zarówno w swoich indywidualnych wyborach jak i w tekstach brać to pod uwagę najmocniej jak się da. Tym razem o rozmowę poprosiłam dr Magdalenę Ochwat z Instytutu Polonistyki UŚ.
Która przekonuje, że "Pan Tadeusz" to idealna lektura do nauki o bioróżnorodności.
A czytając "W pustyni i w puszczy" możemy porozmawiać o podejściu bohaterów do przyrody. Dr Ochwat udowadnia, że ekokształcenie to też sprawa humanistów. I mam nadzieję, że uda się jej poruszyć kolejne osoby.
No i nie ukrywam. Odkąd zostałam matką, też bardziej boję się o przyszłość świata. Bo to już jest przyszłość mojej córki. Bardzo konkretnej osoby, dla której chcę dobrego życia.
Powiedziałaś, że chciałabyś kiedyś swoją córkę posłać do publicznej szkoły jak najbliżej domu.
Skoro szkoła ma być jej drugim domem - w końcu będzie tu codziennie spędzała po kilka godzin, a i chciałabym, żeby była miejscem bezpiecznym, przyjaznym. A "blisko domu" to część mojego wyobrażenia o tym bezpieczeństwie. Bo ja bym chciała, żeby ona mogła do niej iść sama, a po lekcjach spędzać czas z sąsiadami. Żeby nie traciła na dojazdy czasu, którego potrzeba na pasje i przyjaźnie.
A dlaczego szkoła publiczna? Wierzę, że obowiązkiem państwa jest zapewnienie dobrej, sprawiedliwej edukacji. Mamy prawo się jej domagać dla wszystkich dzieci, nie tylko tych, których rodziców na to stać. W stawianej za edukacyjny wzór Finlandii tylko 1 procent szkół to te niepubliczne, zresztą zwykle anglojęzyczne - dla osób z doświadczeniem migracji. Finowie oczekują, że każda szkoła będzie równie dobra i to coś, co jest mi bliskie. W tej sprawie zdania nie zmieniłam od lat, a więc walczę o to nie tylko dla własnej córki. Edukacja musi wyrównywać szanse dzieci. Polacy powinni tego oczekiwać. Nawet jeśli sami nie będą z tych szkół korzystać. Chodzi o większe dobro, o coś dla nas wszystkich.
Czy ta książka jest podsumowaniem twojej pracy na rzecz edukacji? Może planujesz teraz zająć się czymś innym?
To trudne pytanie. Z jednej strony nie wyobrażam sobie, że miałabym pisać o czymś innym, ale kilka lat temu nie myślałam też zupełnie o zdrowiu psychicznym jako o temacie dla siebie, a jednak napisałam "Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze". I nadal żyję tymi kwestiami.
Na pewno ta książka jest podsumowaniem kilkunastu lat mojej pracy, doświadczeń, obserwacji, rozmów. Tematów szkolnych do opisania nigdy nie brakuje, więc to na pewno nie moje ostatnie słowo. Ale nie wiem, czy nie zacznę też mówić o czymś jeszcze, czymś innym. Kto wie, co odkryje przede mną macierzyństwo, ale i powrót do etatowej pracy, który już za chwilę? Sama jestem ciekawa.
Tak czy siak: szkołom nie odpuszczę. Tego jestem pewna.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock