"Złote Maliny" rozdane. Liderką kilku kategorii została Paris Hilton, a najgorszym filmem "Love Guru". Tymczasem my, o uroku tych wątpliwej urody nagród rozmawiamy z ekspertem od najgorszych produkcji świata, filmoznawcą Jackiem Rokoszem.
- Z Oscarami jest trochę tak, jak z McDonald'sem - zaczyna Jacek Rokosz - za nominowanymi filmami zazwyczaj stoją wielkie pieniądze w nie zainwestowane oraz pieniądze, które później, dzięki tym oscarowym znaczkom można zarobić. Od wielkich amerykańskich przebojów trudno też wymagać przełomowości i odkrywania nowych kinematograficznych horyzontów.
Według Rokosza, tak jak istnieje ścisły przepis na hamburgera, tak istnieje receptura filmu na Oscara. - W tle musi być wielka historia. Musi być też romans. I musi być zwyczajny człowiek, który w tej wspaniałej historii uczestniczy - streszcza nasz rozmówca.
Przykładów oparcia się na tym przepisie długo szukać nie trzeba - "Przeminęło z wiatrem", "Forrest Gump", "Titanic"...
Maliny leczą Amerykanów?
I właśnie odtrutką na to kino w stylu fast-food mają być Maliny. Z jednej strony, żeby wybrać filmy rzeczywiście najgorsze ("Tak złe, że aż piękne"), dla których próżno szukać pomocy, bo nic już nie może ich uratować. Ale też po to, żeby spiłować rogi amerykańskiego patosu i pokazać, że dość zabawnie bez nich wygląda.
I to właśnie Złote Maliny robią - wybierają produkcje rzeczywiście najgorsze, żeby wspomnieć choćby takiego "klasyka" jak "Showgirls", ale też pokazują twórcom kina głównego nurtu, w jakie rejony nie powinni się zapuszczać.
- To właśnie te punkty, w których stykają się Maliny i Oscary są najciekawsze - mówił dalej Jacek Rokosz. - Halle Berry w rok po otrzymaniu złotego rycerza za rolę w "Monster's Ball", dostała Złotą Malinę za główną rolę żeńską w "Catwoman" - przypomina Rokosz. Aktorka zachowała się wtedy nietypowo i nie dość, że w 2004 roku nagrodę zaakceptowała (już to jest rzadkością wśród gwiazd Hollywoodu), to jeszcze ją odebrała i sparodiowała swoje wystąpienie w Kodak Theatre rok wcześniej. Jeszcze raz się rozpłakała, jeszcze raz pozdrowiła mamę, ale potem krótko zrecenzowała swoją ostatnią rolę. "Co za gówniany film" - skwitowała Berry, czym wzbudziła salwę śmiechu i aplauz widowni.
Dwie maliny za jedno dzieło
Oprócz niej tylko dwie osoby odebrały tę prawdopodobnie najgorzej wykonaną (z plastiku i puszki po herbacie), a na pewno najtańszą (ok. 4,89 dolara) nagrodę filmową na świecie. W 1995 roku Paul Verhoeven za wspomniane "Showgirls" odebrał statuetkę maliny w kategorii Najgorsza Reżyseria i w "prestiżowej" - Najgorszy Film Roku. W 2001 roku Tom Green również popisał się dużym dystansem do swej twórczości, kiedy odebrał - bagatela - pięć Złotych Malin za film "Luźny gość".
Jest jednak nadzieja, że także w tym roku gwiazda pojawi się na ceremonii wręczenia Złotych Malin. Kim Kardashian nominowana jest w kategorii Najgorsza Kobieca Rola Drugoplanowa za występ w filmie "Totalny kataklizm". To jej jednak nie zezłościło lub też robi dobrą minę do złej gry, bo aktorka na swoim blogu pieje: "To honor dostać choćby nominację!".
Szanse na statuetkę ma duże, bo "Totalny kataklizm" jest jednym z malinowych faworytów. O Najgorszy Film Roku ubiega się razem (w Złotych Malinach często zdarzają się niespodziewane tandemy nominowanych) z filmem "Poznajcie moich Spartan". Niestety, największą rywalką Kardashian będzie Carmen Elektra, której głównym atutem jest to, że grała w obu tych filmach (i nominowana jest za obydwie role).
Polskie Maliny?
Jeśli więc Złote Maliny mają tyle plusów, to czy w Polsce nie przydałyby się takie przedsięwzięcie? - pytamy Jacka Rokosza. - Obawiam się, że gdybyśmy teraz zrobili takie nagrody, to musielibyśmy je - w całej rozciągłości - wręczyć wszystkim polskim filmom - snuje ponurą wizję Rokosz. Po chwili dodaje jednak: - Z małymi wyjątkami.
Z Jackiem Rokoszem* rozmawiali Katarzyna Wężyk i Łukasz Dulniak
Źródło: tvn24.pl, lechpoznan.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Fot."Poznaj moich Spartan" - Imperial-Cinepix