Proza Guentera Grassa doczekała się kilku udanych adaptacji filmowych, z których najgłośniejszą był "Blaszany bębenek" Volkera Schlöndorffa nagrodzony pierwszym Oscarem dla niemieckiego kina i Złotą Palmą w Cannes. Powstała też polska adaptacja jego książki - nakręcone w 2005 roku przez Roberta Glińskiego "Wróżby kumaka".
Kiedy w 2007 roku dwójka niemieckich reżyserów kręciła dokument poświęcony nobliście pod znamiennym tytułem "Guenter Grass. Pisarz niewygodny", trochę potrwało, nim udało im się namówić do udziału w nim osobistości ze świata kultury. Grass bowiem, zgodnie z tytułem filmu, z uwagi na swój skomplikowany, dla wielu dwuznaczny życiorys, do końca pozostawał właśnie pisarzem nader kontrowersyjnym.
Mówi się nawet, że nie przyznano by mu nigdy Nobla, gdyby wiedziano o epizodzie z jego wczesnej młodości, czyli służbie w Waffen SS (Grass miał wtedy 16 lat), do której przyznał się dopiero w 2006 r. w powieści "Przy obieraniu cebuli", wywołując tym prawdziwa burzę i falę krytyki. Największa wybuchła właśnie w Polsce, bowiem urodzony w Gdańsku (wówczas w Wolnym Mieście Gdańsk) Grass, jest jego honorowym obywatelem przez lata hołubionym i nagradzanym.
W filmie dokumentalnym o pisarzu, prócz niego samego, występują m.in. Tadeusz Różewicz, Amos Oz, Salman Rushdie czy były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder. Znów wtedy wyszły na jaw kontrowersyjne poglądy Grassa. Mówił on m.in., że nie powinno dojść do zjednoczenia Niemiec, krytykował politykę Izraela i zarzucał NATO agresywność. Przede wszystkim jednak Grass przyznał, jak bardzo ciążył mu wstydliwy, zatajany przez większość życia fakt przynależności do Waffen SS. Pisarz nie próbował się tłumaczyć, czy usprawiedliwiać i opowiadał o tym, jak na zawsze ten epizod naznaczył jego życie i twórczość.
Wydaje się, że ów dokument stanowi teraz, po śmierci Grassa, klucz do zrozumienia jego twórczości, sposobu myślenia, a nade wszystko dążenia do polsko-niemieckiego pojednania, któremu poświęcił niemal całe swoje życie.
"Blaszany bębenek", czyli wobec koszmaru wojny
Spośród bogatego dorobku literackiego Guentera Grassa żadna z powieści nie zyskała tak wielkiego rozgłosu, jak napisany w 1959 roku "Blaszany bębenek", pierwsza bez wątpienia najlepsza część tzw. trylogii gdańskiej. O jej ekranizacje przez lata zabiegało bardzo wielu filmowców także z Hollywood, ale Grass długo odmawiał. Było też oczywiste, że jeśli się zgodzi, obraz może nakręcić wyłącznie reżyser niemiecki. Dlatego też po 20 latach od powstania książki pisarz uległ w końcu namowom, sam wskazując na jednego z najwybitniejszych filmowców niemieckich Volkera Schloendorffa, twórcę "Woyzecka" czy późniejszej "Miłości Swanna".
Schloendorff odpłacił mu się, kręcąc bardzo wierną ekranizację powieści (zresztą wieść niesie, że pisarz bardzo pilnował, by tak właśnie się stało). Wierną, ale też znakomitą, z wielkimi kreacjami aktorskimi Angeli Winkler i Mario Adorfa oraz absolutnie niezwykłego David Bennenta, syna znanego aktora niemieckiego Heinza Bennenta, w roli Oskara Matzeratha. Obraz był produkcją niemiecko-jugosłowiańsko-polsko-francuską, a w rolach drugoplanowych pojawili się najbardziej znani wtedy polscy aktorzy: Wojciech Pszoniak, Zygmunt Huebner, Gustaw Holoubek. Ważną i zauważoną rolę kuzyna i kochanka matki małego bohatera Oskara (który uważa go za swego biologicznego ojca) zagrał natomiast Daniel Olbrychski, wtedy gwiazdor filmów Jerzego Hoffmana.
Akcja filmu (i powieści) rozgrywa się w Gdańsku w latach 1924-1945. Trzyletni syn Kaszubki i Niemca w wyniku buntu przeciwko okrutnemu światu dorosłych przestaje rosnąć. Swój protest wyraża poprzez uderzenia w blaszany bębenek oraz przenikliwy krzyk, oczami dziecka oglądamy więc narodziny niemieckiego nazizmu i terror wojny. Film okazał się gigantycznym sukcesem. Przeszedł triumfalnie przez liczne festiwale, zdobywając najważniejsze nagrody filmowe na świecie - m.in. Złotą Palmę w Cannes w 1979 roku, niemiecką nagrodę Goldene Schale dla najlepszego filmu w tym samym roku oraz Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego w 1980 r.
Nie wszyscy pamiętają, że na polskie ekrany "Blaszany bębenek" trafił dopiero po 13 latach od swojej światowej premiery. Wcześniej władze PRL wstrzymywały premierę z uwagi na sceny gwałtu w gdańskiej piwnicy. Gwałcili żołnierze Armii Czerwonej. Także powieść swojego oficjalnego wydania w Polsce doczekała się dopiero w 1983 roku, czyli niemal ćwierć wieku od momentu wydania.
Trylogii gdańskiej ciąg dalszy
Dwie późniejsze części trylogii gdańskiej nie były już tak gigantycznym sukcesem, choć przyjęto je życzliwie. Druga jej część "Kot i mysz" także doczekała się ekranizacji i to nawet przed "Blaszanym bębenkiem", bo już w 1967 r. Wyreżyserowana przez Hansa Jürgena Pohlanda adaptacja wywołała spore zamieszanie w samych Niemczech i to tam próbowano zatrzymać jej premierę, zarzucając twórcom "szarganie narodowych świętości" - w tym wypadku najwyższego niemieckiego odznaczenia wojskowego, Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego, który kradną młodzi bohaterowie, nie traktując go jako dowód chwały właściciela. Drugim powodem sprzeciwu był udział w filmie dwóch synów Willy'ego Brandta, wówczas ministra spraw zagranicznych RFN.
W "Kocie i myszy" bohater po 20 latach odwiedza Gdańsk, miasto swej młodości, co ożywia wspomnienia. Ta opowieść o braku zrozumienia dla wybryków młodości, gdzieś w podtekście, patrząc z obecnej perspektywy, stanowiła zapewne wyrzut sumienia twórcy literackiego pierwowzoru, o którym wtedy nikt nie wiedział jeszcze, iż ma za sobą przeszłość w SS.
Trzecia część trylogii "Psie lata" - trzeba dodać, że najbardziej ceniona przez samego autora - nie zainteresowała już filmowców. Pisarz wracał w niej znowu do dzieciństwa w Gdańsku, próbując wyjaśnić zgodę Niemców na nazizm, a realizm mieszał się z bajkowością. Grass żałował, że akurat tej ostatniej części trylogii nie dane mu było zobaczyć na ekranie. Wydaje się być bowiem najbardziej ze wszystkich trzech osobistą.
Romans niemiecko-polski
Spośród bogatej twórczości Grassa jeszcze kilka tytułów doczekało się ekranizacji, ale bez większych sukcesów. W większości były to skromne, kameralne produkcje. W 2005 roku Robert Gliński - wówczas już dwukrotny zdobywca Złotych Lwów w Gdyni za filmy "Wszystko co najważniejsze" oraz "Cześć Tereska" - postanowił przenieść na ekran "Wróżby kumaka". Powstała produkcja polsko-niemiecka, którą dofinansowało też miasto Gdańsk, a na którą Grass miał spory wpływ, sugerując twórcom, które wątki muszą w nim zostać. To także on nie chciał tym razem słyszeć o niemieckim reżyserze.
Mimo świetnej obsady aktorskiej - w głównych rolach oglądamy Krystynę Jandę i Matthiasa Habicha, wybitnego aktora urodzonego w Gdańsku, w niemieckiej rodzinie - nie powstał obraz tak znakomity, jak wcześniejsze dzieła reżysera, ani jak literacki oryginał, choć film okazał się ważny dla dyskusji o polsko-niemieckich relacjach.
Fabularnie "Wróżby kumaka" są opowieścią o późnej miłości dwojga ludzi po przejściach. Aleksander w młodości był w Hitlerjugend, Aleksandra była członkinią komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Choć dorastali w innych krajach i różnych czasach (ona jest sporo młodsza), ich życiorysy są podobne. Między tym dwojgiem rodzi się uczucie, a jego tłem są wciąż niewygasłe polsko-niemieckie animozje. Miłość nie tylko rozgrywa się na tle historycznych zatargów, ale sama też staje się ich areną, gdyż kochankowie zamiast rozmawiać o uczuciu, wciąż prowadzą rozważania na temat przeszłości. W tle tej opowieści o miłości bez happy endu mamy też tezę o tym, jak piękne idee ulegają wypaczeniu i jak wiele wzniosłych pomysłów niszczy polityka i żądza zysku.
Sam twórca literackiego pierwowzoru o filmie wyrażał się nader pochlebnie, oceniając na premierze w Gdańsku, że udało się zachować klimat i przesłanie powieści. Była to zarazem ostatnia filmowa adaptacja jego prozy.
Autor: Justyna Kobus\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Solopan, Kino Świat