Jej urok był naturalny, nie było w tym niczego sztucznego. Ona miała coś takiego, że ludzie ją kochali - mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 reżyser Radosław Piwowarski, wspominając zmarłą aktorkę Annę Przybylską.
Jak podkreślał Piwowarski, jego relacja z Przybylską była nie tylko taka jak między aktorką, a reżyserem, ale też jak między ojcem a córką. Sama aktorka mówiła, że Piwowarski jest jej filmowym ojcem.
- Czułem się za nią odpowiedzialny. Znalazłem ją jako 16-latkę z Gdyni, a graliśmy w Warszawie, robiłem jej więc kanapki, aby miała do pociągu, odbierałem ją z dworca - mówił reżyser.
- Czułem, że muszę się nią zaopiekować, bo Ania była z jednej strony typem łobuza, a z drugiej była w środku bardzo delikatną i szlachetną osobą, za co naród ją pokochał - dodał.
W 1997 r. Przybylska zadebiutowała w kinie w filmie Piwowarskiego "Ciemna strona Wenus".
"Taka Julia Roberts"
W opinii reżysera, gdyby Przybylska urodziła się w Stanach Zjednoczonych, to z tym, co miała, byłaby gwiazdą światowego formatu.
- To taka Julia Roberts. Ona miała coś takiego, że ludzie ją kochali - podkreślił.
Jak mówił reżyser, Przybylska potrafiła grać, choć nie ukończyła żadnej szkoły aktorskiej, czego, jak wspomina, jej zabronił.
- Zagrała w filmie "Królowa chmur", gdzie występowała obok Danuty Szaflarskiej i Wojciecha Malajkata. Nikt, by nie powiedział, że jedna osoba z tej trójki nie jest zawodowym aktorem, że Ania odstaje, ona była zawodowcem - powiedział reżyser. Dodał, że aktorka do swojego uroku potrafiła dołożyć profesjonalizm.
- Jej urok i seks był naturalny, nie było w tym niczego sztucznego - podkreślił.
Reżyser wspomniał też, że Przybylska miała jasno określoną hierarchię - na pierwszym miejscu była rodzina.
- Kiedy Jarek Bieniuk (partner aktorki - red.) dostał angaż w Turcji, ona na trzy lata zniknęła z rynku, kiedy była najbardziej pożądaną i poszukiwaną osobą - mówił.
Dodał, że szkoda, iż Przybylska nie otrzymała wielkich ról, na które zasługiwała.
Autor: mac//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: mat. prasowe