Snajperzy GROM to elita elit polskiej armii. Czy liczą ile osób zabili? Z jakiej największej odległości udało im się oddać celny strzał? O tym rozmawia z nimi Tomasz Marzec, autor książki „Tajne akcje snajperów GROM”.
Książka Tomasza Marca, reportera programu TVN24 "Czarno na białym", jest opowieścią o pracy snajperów GROM. Powstała na podstawie rozmów z nimi. Niektórzy z nich służyli w Jednostce Wojskowej 2305 (kodowe oznaczenie GROM, który przez wiele lat pozostawał tajny i jego obecna nazwa nie funkcjonowała) od jej początków, inni przyszli później i brali udział w misjach w Iraku czy Afganistanie.
Jak mówi Marzec, inicjatywa napisania książki wyszła od samych snajperów. Weterani GROM ubolewali, że o ich jednostce nikt nie napisał "ludzkim językiem", przystępnym dla osoby, która nie interesuje się na co dzień wojskowością. - Ich zdaniem jest czym się pochwalić. Z GROM możemy być dumni - mówi autor.
Milczenie to złoto
Skrytość żołnierzy GROM i tajemnica otaczająca ich pracę w znacznej mierze definiuje książkę Marca. Jeśli ktoś biorąc ją do ręki spodziewa się szczegółowych opisów akcji komandosów z sugestywnymi detalami, strzelanin rodem z filmów sensacyjnych, opowieści o tym kto ilu ludzi zabił i jakie temu towarzyszyły emocje, ten się zawiedzie.
Rozmówcy dziennikarza konsekwentnie dbają o to, by nie mówić za wiele. Zdradzenie wypracowanych przez lata metod działania komandosów mogłoby narazić ich, lub ich kolegów na poważne niebezpieczeństwo, gdyby potencjalny wróg wiedział czego się po nich spodziewać. Byli snajperzy podkreślają, że większość ich akcji kończyła się sukcesem bez jednego wystrzału i tak jest najlepiej.
Nie jest to książka pokroju wspomnień snajpera amerykańskiej jednostki SEALs Chrisa Kyla, który wręcz szczycił się liczbą zastrzelonych wrogów i zyskał miano „najskuteczniejszego snajpera USA”. Jego koledzy po fachu z GROM są dalecy od takiej postawy.
- Nikt nie jest z takich rzeczy dumny i nikt przy zdrowych zmysłach się tym nie chwali. Powodem do dumy może być to, że służyłem w tej jednostce – mówi jeden z żołnierzy.
Większość rozmówców Marca opowiadając o swoim szkoleniu i późniejszej służbie, zwraca jednak uwagę na pewien detal. Wpajano im do głowy, że na przecięciu linii ich celownika jest żywy człowiek.
- Nie możesz całe życie strzelać do butelki i łudzić się, że jak naprzeciwko stanie facet, to bez wahania pociągniesz za spust – opisuje jeden z żołnierzy. Właśnie w celu wpojenia tej myśli zaczęto stosować niecodzienne metody szkolenia na strzelnicy, które opisano w publikacji.
Opowieść weteranów
Książka „Tajne akcje snajperów GROM” jest pełna właśnie tego rodzaju detali i ciekawostek. Żołnierze szeroko opowiadają o życiu na kolejnych misjach zagranicznych, ale bez szczegółów samych operacji bojowych. Tajemnica. Dowiemy się natomiast, jakie zagrożenia zapadły komandosom w pamięć podczas ich najsłynniejszej misji – zajęcia irackich instalacji przeładunkowych ropy w pierwszych dniach II wojny w Iraku.
Snajperzy mówią też o tym, jak bardzo różniła się z ich perspektywy wojna w kraju Saddama Husajna i w Afganistanie.
Poruszają też lżejsze i zabawniejsze tematy. Mówią między innymi o tym, jak wysłano ich na pierwszą misję zagraniczną na Haiti wyposażonych w samochody terenowe Daewoo Musso, których obecnie nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby pojazdem dla komandosów. Czy o tym, jak prezydent Aleksander Kwaśniewski zajął na własny użytek ich pierwszą bazę na Helu.
Byli snajperzy opowiadają również wiele o tym, jak wyglądała ich codzienna służba w Polsce. I to od początku, od sławetnej „Selekcji”, czyli pierwszego etapu naboru do jednostki. Komandosi mówią też o tym, jak bardzo chcieli uciec od beznadziei polskiego wojska z przełomu lat 80. i 90., w którym jedynym pewnym elementem była konsumpcja alkoholu, a celowniki optyczne do broni wyborowej trzymano w szafach, żeby pod żadnym pozorem ich nie uszkodzić.
Z relacji byłych komandosów jasno wynika, że dostanie się do GROM było przeskokiem do nieprawdopodobnie odmiennego świata. Ci, którzy służyli pod pierwszym dowódcą jednostki, generałem Sławomirem Petelickim, do dzisiaj traktują go jako wielki autorytet i opowiadają o jego rewolucyjnych metodach, które pozwoliły stworzyć z niczego jedną z najlepszych jednostek specjalnych świata. Zdradzają także, że określano go dwoma mianami. Jednym w jego obecności (wtedy mówili o nim szef), a drugim pod nieobecność (ojciec).
Wśród różnych opowieści weteranów jedna może zainteresować mieszkańców Warszawy. Okazuje się, że komandosi szkoleni na paramedyków, którzy mieli za zadanie ratować na polu walki rannych towarzyszy, nabywali umiejętności w bardzo realistycznych warunkach – między innymi w stołecznych przychodniach i szpitalach.
Książka Tomasza Marca "Tajne akcje snajperów GROM" ukazała się 5 listopada nakładem wydawnictwa The Facto.
Autor: Maciej Kucharczyk//plw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Tajne akcje snajperów GROM"