Cannes spoważniało. O ile na otwarcie tradycyjnie pokazano film lżejszego kalibru, o tyle już drugi dzień festiwalu upłynął pod znakiem znacznie trudniejszego kina. Francuski twórca Jacques Audiard, poruszył widzów filmem "Rust and bone", zaś Egipcjanin Yousry Nasrallah opowieścią o konsekwencjach rewolucji 2011 roku w krajach arabskich.
"Rust and bone" (w dosłownym tłumaczeniu "Rdza i kość") to filmowa opowieść zainspirowana opowiadaniami Craiga Davidsona, który bywa często porównywany, z uwagi na styl, do Chucka Palahniuka. Bohaterami filmu są bezdomny mężczyzna i treserka norek w parku wodnym, która w wypadku traci obie nogi (w tej roli zdobywczyni Oscara za tytułową kreację w biografii Edith Piaff, znakomita Marion Cotillard, na potrzeby filmu, ukrywająca swoją urodę). Tę parę połączy trudne uczucie, zaś sama historia to przejmujące studium ludzkiej słabości i zarazem siły.
Drugi z czwartkowych tytułów konkursowych to francusko-egipski obraz Yousry Nasrallaha "After The Battle", opowieść o skomplikowanym związku Mahmouda poddanego ostracyzmowi po wydarzeniach na Placu Tahir w 2011 roku i zamożnej egipskiej rozwódki. Historia uczucia dwojga ludzi pochodzących z różnych światów. Festiwal w Cannes mający ambicje nadążania za społecznymi i politycznymi zmianami naszej rzeczywistości, lubi takie kino. Zwłaszcza, że w br. jury przewodniczy lewicujący włoski reżyser Nanni Moretti.
Cannes a polityka
Nazwiska obu twórców "After The Battle" znawcy tematu, bez trudu kojarzą z zaangażowanym politycznie kinem. Jacques Audiard zasłynął przede wszystkim jako twórca znakomitego "Proroka" - zdobywcy Grand Prix w Cannes w 2009 roku, nominowanego do Oscara, i okrzykniętego jednym z najwybitniejszych europejskich filmów dekady. Ta drastyczna historia skazanego na więzienie nastolatka, który z chłopca na posyłki staje się szefem mafii, zyskała mu przydomek "francuskiego Martina Scorsese".
Z kolei Egipcjanin Yousry Nasrallaha, kojarzony jest nie tylko ze artystyczną działalnością, ale i z głośnym protestem przeciwko aresztowaniu irańskiego reżysera Jafara Panahi. Za aktywne uczestnictwo w nim trafił nawet na jakiś czas do więzienia w 2010 roku.
Tytułów, co najmniej zahaczających o politykę będzie zresztą w konkursie więcej. Już na piątek planowany jest pokaz filmu twórcy głośnej "Gomorry" Włocha Matteo Garrone - wstrząsającej adaptacji głośnej powieści Roberto Saviano, za którą mafia wydała na autora wyrok śmierci.
Nagrodzony za ten obraz także canneńskim Grand Prix, Europejską Nagrodą Filmową oraz nominacją do Złotego Globu reżyser, tym razem pokaże, co prawda, komedio-dramat pt. "Reality", ale trudno uwierzyć, że zrezygnuje ze społeczno-politycznego kontekstu historii. Kino zaangażowane, tradycyjnie przywiózł też zapewne do Cannes Ken Loach, już po raz 11. ubiegający się o Złotą Palmę, jej zdobywca za „Wiatr buszujący w jęczmieniu”. Loach bez wątpienia przypadnie do gustu Nanniemu Morrettiemu, bo panowie nie tylko mają zbliżone poglądy polityczne, ale obaj preferują reagujące na społeczne przemiany kino.
Cannes jak wymagająca kobieta
Polityka, społeczne przemiany, niewygodne pytania zadawane przez twórców konkursowych tytułów, to jednak tylko to bardziej oficjalne oblicze festiwalu w Cannes. Ale ten największy z europejskich festiwali, to także wielki biznes. Paradoksem pozostaje fakt, że impreza stworzona niejako w opozycji do amerykańskich Oscarów, promująca artystyczne kino i niełatwych twórców, (to tu odkryto Felliniego – 4 Złote Palmy, Bunuela – 2 Złote Palmy, Bergmana - dwukrotnie Złota Palma i parokrotnie Grand Prix) przez lata ewoluowała do miana największych w Europie targów przemysłu filmowego. Bo w Cannes nie tylko ogląda się filmy - tu również się je sprzedaje i kupuje, i to niekoniecznie wyłącznie te ambitne, wyrafinowane artystycznie.
To także tutaj, tak chętnie jak na żaden inny ze światowych festiwali, przyjeżdżają największe gwiazdy kina z Europy i z Hollywood. I choć istnieje niepisana rywalizacja między francuskim i amerykańskim rynkiem filmowym, (Amerykańska Akademia Filmowa rzadko nagradza Oscarami laureatów Złotych Palm), od lat gwiazdy zza Oceanu udział w canneńskiej imprezie poczytują sobie za zaszczyt i obowiązek.
Justyna Kobus
Źródło: tvn24.pl