Gdy zaczynała swoją przygodę z filmem "Boyhood", reżyser zabronił jej robienia operacji plastycznych. Przez 12 lat kręcenia obrazu jej filmowy syn dorastał, a ona zestarzała się obok niego, jak zauważa "The New York Times" - "bezwstydnie i naturalnie", stając się symbolem hollywoodzkiej rewolucji. Przez lata starannie dobierała swoje role, grając u największych reżyserów. Jednak to telefon od Richarda Linklatera odmienił jej życie i sprawił, że otrzymała najważniejszą filmową statuetkę.
- Kiedy po raz pierwszy siada na kanapie naprzeciwko mnie w pokoju hotelowym w Berlinie, mówi stłumionym, delikatnym głosem. Wierci się opatulona długim szalem. Emanuje wrażliwością i melancholią, która sprawia, że zaczynasz się martwić, czy wszystko z nią w porządku. Masz ochotę ją pocieszać – tak spotkanie z Patricią Arquette podczas ubiegłorocznego festiwalu Berlinale opisuje dziennikarka brytyjskiego "The Telegraph".
Po chwili dodaje jednak, że to pierwsze wrażenie jest mylące, bo 46-letnia aktorka, mająca zaledwie 157 cm wzrostu, to świadoma swoich atutów, dojrzała, pełna ciepła kobieta, która doskonale wie, czego chce od życia. A to - w ostatnim czasie - obficie ją nagradza.
Zostawiła w tyle wielkie gwiazdy
15 stycznia w ręce Arquette trafił Złoty Glob dla najlepszej aktorki drugoplanowej za film "Boyhood". Patricia zostawiła w tyle wielkie gwiazdy: Meryl Streep, Keirę Knightley, Emmę Stone i Jessicę Chastain.
Niemal w identycznym gronie aktorki walczyły o Oscara w tej samej kategorii. Zamiast Chastain do rywalizacji dołączyła Laura Dern. Triumf święci gwiazda "Boyhood", która do tej pory szerszej publiczności znana była z serialu "Medium". Za rolę Allison DuBois, która ma dar kontaktowania się ze zmarłymi i stara się rozwikłać zagadki tajemniczych morderstw, Arquette w 2005 r. otrzymała nagrodę Emmy.
Na swoim koncie ma współpracę z wielkimi reżyserami, m.in. z Martinem Scorsese ("Ciemna strona miasta", 1999) czy Davidem Lynchem ("Zagubiona autostrada", 1997).
Jednak to Richard Linklater, który kilkanaście lat temu zaangażował ją do swojego filmu, sprawił, że nagroda Amerykańskiej Akademii Filmowej jest na wyciągnięcie ręki.
"Co będziesz robiła przez kolejne 12 lat?"
Z reżyserem "Boyhood" wpadli na siebie na jednej z imprez. Krótka rozmowa, wzajemne wyrazy uznania dla swojej pracy i tyle. Telefon zadzwonił kilka lat później. - Co będziesz robiła przez kolejne 12 lat? – zapytał Linklater, gdy dobierał obsadę do filmu, który nie miał ani scenariusza ani pewnego budżetu.
Zaproponował, by Patricia zagrała matkę sześcioletniego Masona (Ellar Coltrane), który na ekranie będzie dorastał. Miała towarzyszyć mu w najważniejszych chwilach, borykając się jednocześnie ze swoimi problemami - samotnym macierzyństwem, toksycznymi związkami, brakiem pieniędzy. I wreszcie - miała starzeć się na oczach widzów.
- Byłam zachwycona - przyznała 34-letnia wówczas Arquette w wywiadzie dla "The Telegraph".
Zaledwie 39 dni zdjęciowych rozłożono na ponad dekadę. Przez ten czas obsada filmu się nie zmieniła. Reżyser od początku zakładał, że aktorka, która zagra matkę Masona musi mieć własne dzieci. Patricia była do tej roli idealna, sama miała dwójkę dzieci i doskonale wiedziała czym było samotne macierzyństwo.
Hipisowska wolność i lekarstwo na kompleksy
Patricia urodziła się w Chicago jako trzecie z pięciorga dzieci państwa Arquette. Dorastała w komunie hipisowskiej w Wirginii, potem w Los Angeles. Wychowała się w przekonaniu, że na świecie wszystko jest możliwe, nawet harmonia religijna - jej ojciec był bowiem muzułmaninem, matka żydówką, a ona sama została wysłana do szkoły katolickiej.
W okresie nastoletniego buntu Patricia pokazała pazury. Gdy miała 12 lat przyłapano ją na kradzieży w sklepie, potem ogoliła głowę na łyso.
Szybko postanowiła się usamodzielnić i jako 15-latka wyprowadziła się od rodziców. Zamieszkała z siostrą Rosanną, która w tym czasie stawiała pierwsze kroki w aktorstwie. Patricia nie chciała być gorsza i w lutym 1987 roku jako niespełna 19-latka zadebiutowała w horrorze "Koszmar z ulicy Wiązów 3: Wojownicy snów", a w marcu tego samego roku pojawiła się w filmie "Ładna mądrala".
Aktorstwo stawało się lekarstwem na jej kompleksy.
- Kiedy byłam mała, czułam się nieatrakcyjna i niezgrabna – wspomina w jednym z wywiadów. - Nie chciałam, aby na mnie patrzono. Pamiętam, że kiedy miałam kilka lat, zapytałam mamę: "dlaczego ludzie tak mi się przyglądają?". Odpowiedziała: "patrzą, bo jesteś piękną dziewczynką". Ale ja jej nie wierzyłam. A potem sama weszłam do świata, w którym ludzie muszą na ciebie patrzeć – mówi.
Skazana na aktorstwo
Ścieżka jaką obrała nie jest zaskoczeniem, bo niemal wszyscy członkowie jej rodziny byli lub są związani ze sceną. Jej pradziadek Charles występował w wodewilach - przedstawieniach, łączących elementy teatru, farsy, tańca i śpiewu. Jej dziadek, aktor i komik Cliff Arquette był m.in. gospodarzem popularnego w USA pod koniec lat 60. programu "The Charley Weaver Show".
Lewis, ojciec Patricii, był aktorem i reżyserem. Także jej matka, pisarka i aktywistka Brenda "Mardi" zagrała w kilku filmach. Pozostałe dzieci państwa Arquette - Rosanna, Richmond, Alexis i Dawid - też poszły w ślady rodziców.
Seksowna dziewczyna na telefon
Największą popularność w latach 90. przyniósł jej thriller Tony'ego Scotta według scenariusza Quentina Tarantino "Prawdziwy romans" (1993). Patricia wcieliła się w rolę Alabamy Whitman, seksownej dziewczyny na telefon. Zagrała u boku Christiana Slatera. Odtąd kojarzyła się widzom z krótkimi blond włosami, legginsami w panterkę, neonowymi biustonoszami i plastikowymi okularami. Za tę rolę została nominowana do amerykańskiej nagrody Saturn w kategorii najlepsza aktorka. Statuetki wprawdzie nie zdobyła, ale zainteresowanie jej osobą w Hollywood wzrosło.
Największy sukces komercyjny w latach 90. przyniósł jej horror "Stygmaty". Film zarobił blisko 90 mln dolarów. Z kolei komedia "Mały Nicky" z 2000 r., w której Patricia wystąpiła razem z Adamem Sandlerem, przyniosła jej nominację do niechlubnej Złotej Maliny
W ostatnich latach można ją było oglądać w popularnym serialu HBO "Zakazane Imperium". W marcu tego roku premierę będzie miał serial "CSI: Cyber", w którym gra główna rolę.
Wyzwanie dla przyszłego męża: czarna orchidea
W połowie lat osiemdziesiątych, gdy rozkręcała się jej kariera aktorska, Arquette poznała Nicolasa Cage'a. Wokół ich romansu w Hollywood krążyło wiele plotek. Poznali się w niezbyt romantycznych okolicznościach - w sklepie spożywczym w Los Angeles. Aktor oświadczył się jej wśród sklepowych półek. Zgodziła się, ale postawiła warunek: musiał przynieść jej czarną orchideę. Cage wykonał zadanie - pomalował czarną farbą fioletowy kwiat.
Jednak na happy end tej historii para musiała poczekać jeszcze 9 lat.
Samotne macierzyństwo
Dwa lata po spotkaniu z aktorem Arquette zaszła w ciążę z argentyńskim muzykiem Paulem Rossim.
Jednak zaledwie miesiąc po narodzinach Enza, Rossi porzucił 20-letnią wówczas Patricię. Po latach w wywiadzie dla "The Guardian" przyznała, że gdyby nie jej synek, pewnie nigdy nie zrobiłaby kariery aktorskiej. - Gdy rozstałam się z jego ojcem, byłam zdana tylko na siebie, byłam odpowiedzialna za dziecko. Pojawił się ogromny strach, frustracja i złość, której nie mogłam pokazywać w domu, kiedy śpiewałam mu piosenki, więc musiałam gdzieś wszystkie te emocje umieścić - aktorstwo było rozwiązaniem - wspomina.
Po kilku latach samotnego wychowywania dziecka na jej drodze ponownie stanął Cage. Podobno wpadli na siebie w tym samym sklepie, co blisko dekadę wcześniej. Pobrali się dwa tygodnie później, w dniu 27. urodzin Arquette, 8 kwietnia 1995 r.
Dwa małżeństwa, dwa rozwody
Ślub utrzymali w tajemnicy, a w Hollywood plotkowano, że rozstali się już po dziewięciu miesiącach, choć oficjalnie rozwiedli się po pięciu latach małżeństwa.
Sama Arquette w jednym z wywiadów przyznała, że kilka razy rozstawała się z mężem, bo się kłócili. Ale były też inne powody: - Były chwile, kiedy moja mama umierała (na raka piersi w 1997 r. - red.) i zamieszkałam z nią, by się nią zająć. Były czasy, kiedy on był gdzieś daleko i pracował nad filmem. To była nasza sprawa i nadal nie sądzę, bym była komuś winna tłumaczenie. To zabawne, kiedy ludzie się tak mylą, umieszczają cię w jakiejś pozycji i decydują kim jesteś – powiedziała.
Po rozstaniu z Cage'm zaczęła spotykać się z aktorem Thomasem Jane'm. Oświadczył się jej dodając do filmu Charliego Chaplina scenę, w której to on trzymał karteczkę z pytaniem: "Wyjdziesz za mnie?". Wynajął kino na prywatny seans. Arquette oświadczyny przyjęła. W 2003 roku na świat przyszła ich córka Harlow. Osiem lat później para wzięła rozwód.
"Jestem szczęśliwa"
Arquette jest obecnie w innym związku, zbyt nowym - jak sama mówi - by się nim chwalić. - Jestem naprawdę szczęśliwa - zdradza.
- Jest trochę tak, jak to mówi moja postać w "Boyhood", gdy jej syn wyjeżdża na studia: "Czy to już wszystko? Myślałam, że będzie coś więcej?". Też myślałam w niektórych momentach swojego życia, że nic lepszego już mnie nie spotka. A potem nagle twoje życie zmienia w ciągu pięciu minut. Nigdy nie wiesz, kiedy to się stanie - mówi.
Pierwszy seans? "To było brutalne"
A życie Arquette zmieniło się wraz z nominowanym do Oscara filmem "Boyhood". - Czuję, jakbym była w dziwnym śnie, z którego zaraz się obudzę - przyznaje.
Linklater i jego gwiazdy z niecierpliwością czekali na finał, choć nie spodziewali się, że ich produkcja odniesie taki sukces. - Kto będzie chciał obejrzeć film o dzieciaku, który dorasta? Babcia? – pytała Arquette. Nie było przecież fabuły, która sprawiłaby, że łatwo dałoby się o nim opowiedzieć i go sprzedać. Dziś wiadomo, że w samych Stanach Zjednoczonych film zarobił już ponad 25 mln dolarów.
Arquette pierwszy raz, i jak dotąd jedyny, obejrzała film wraz z ponad tysięczną publicznością podczas festiwalu filmów niezależnych Sundance. Wcześniej - mimo propozycji reżysera - nie chciała.
Podczas seansu kumulowały się w niej różne emocje. – To było brutalne – mówi. Sceny z filmu przeplatały się z wydarzeniami z prawdziwego życia.
Kadry z filmu "Boyhood":
Wreszcie - jak mówi – mogła zobaczyć to, jakim dobrym ojcem był jej filmowy eks (Ethan Hawke) dla dzieci. - Myślę, że gdyby moja postać to widziała, byłaby dla niego znacznie milsza - powiedziała. - To było smutne i poruszające i było dla mnie pewnym objawieniem. Zobaczyłam, jak potrafimy szufladkować ludzi – dodaje.
Starzeć się na ekranie
Jednak najbardziej uderzający był dla niej obraz samej siebie w filmie i to jak się starzeje. Wspomina, że było to bardzo intensywne przeżycie.
Linklater zabronił jej od początku robienia jakichkolwiek operacji plastycznych, choć sam reżyser mówi, że tego nie pamięta. - Przez lata w trakcie kręcenia filmu mówiłam mu: "skończmy już, bo potrzebuję liftingu" - żartowała w jednym z wywiadów.
Jak zauważa "The New York Times", Patricia dokonała czegoś, co można nazwać rewolucją, jeśli chodzi o hollywoodzkie aktorki. Przez kilkanaście lat kręcenia "Boyhood" "bezwstydnie i naturalnie" starzała się na ekranie. – Jest pozbawiona próżności. Nigdy nie narzekała - komentuje reżyser.
Samą Arquette irytuje wszechobecny kult młodości. Twierdzi, że wraz z upływem lat ona sama czuje się bardziej wolna. - Muszę się starzeć, ludzie, czy wy tego nie rozumiecie? Potrzebuję przestrzeni, by dorosnąć, zestarzeć się i być człowiekiem - podkreśla.
"Mam gdzieś w środku coś z hipisa"
W jednym z wywiadów aktorka zdradza, że nie czyta recenzji na swój temat, ale je zbiera i zajrzy do nich w dniu 80. urodzin. - Stanę w salonie, pogratuluję sobie, że byłam kiedyś taka ładna. Będę krzyczeć: dranie, zabiję was i będę się śmiała - twierdzi.
Jest też inny scenariusz: - Może skończę podróżując na łodzi wokół Indii. Hipisi mieli swój pomysł na to, jak ma wyglądać świat, potem większość z nich zamieniła się w korporacyjnych yuppie, ale ja ciągle mam gdzieś w środku coś z hipisa - mówi.
Autor: Dominika Borkowska /tr/kwoj / Źródło: New York Times, theguardian.com, biography.com, telegraph.co.uk